Małe górskie schronisko w Beskidach. Jest koniec lutego, słoneczna, ale mroźna i wietrzna pogoda. Minęło południe i w jadalni gromadzą się na posiłek turyści, a między nimi lekarz z grupą przyjaciół. Spośród wchodzących uwagę zwraca młody człowiek, który się porusza niepewnie i próbuje coś niewyraźnie mówić. Na pierwszy rzut oka wydaje się pijany. Uwagę lekarza zwraca jednak niezwykła bladość i drżenie twarzy młodego mężczyzny, który posadzony na krześle zaczyna dygotać. Również gospodarz schroniska nie ma wątpliwości – to człowiek skrajnie wyczerpany i przemarznięty do granic patologicznego wyziębienia. Ktoś proponuje, żeby chłopaka rozruszać, to krew będzie żywiej krążyć, ktoś inny, żeby dać mu coś na rozgrzewkę. Ale lekarz przestrzega: "żadnych gwałtownych ruchów". Objawy widoczne u młodzieńca wskazują, że jego temperatura wewnętrzna (wnętrza jego ciała, głęboka) wynosi 33–35°C. Nawet w tej początkowej fazie hipotermii (zwanej niekiedy hipotermią łagodną) różnica temperatury krwi w żyłach obwodowych kończyn i krążeniu centralnym może przy zwolnionej czynności serca sięgać kilku stopni. Wywołany gwałtownymi ruchami szybki napływ zimnej krwi do serca może je wybiórczo oziębić i doprowadzić do migotania komór.