Prawo do życia. Bez kompromisu

12.08.2014
Maciej Müller

Ponoszę konsekwencje wyborów, których dokonałem. Moja odmowa była czymś naturalnym i oczywistym. Cieszę się, że dziecko mogło się urodzić i godnie, spokojnie umrzeć – mówi prof. Bogdan Chazan.

Prof. Bogdan Chazan. Fot. Wydawnictwo WAM

Wywiad jest fragmentem książki „Prawo do życia. Bez kompromisu”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM. Publikację objęła patronatem Medycyna Praktyczna. Dla użytkowników portalu mp.pl książka jest dostępna z rabatem 20% (szczegóły - zob. niżej).

Maciej Müller: Na terenie publicznej placówki odmówił Pan wykonania przerwania ciąży u pacjentki, u której dziecka zdiagnozowano poważne wady rozwojowe. Podjął Pan taką decyzję jako dyrektor Szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie. Jednocześnie nie udzielił Pan tej kobiecie informacji, gdzie może zrealizować przysługujące jej świadczenie. Medialna burza trwała wiele tygodni. Narodowy Fundusz Zdrowia nałożył na szpital karę finansową, a prezydent Warszawy ogłosiła przed kamerami, że zostanie Pan dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Jak Pan przyjął takie zakończenie swojej dziesięcioletniej kariery w Szpitalu im. Świętej Rodziny?

Prof. Bogdan Chazan: Przede wszystkim decyzję o odmowie wykonania aborcji podjąłem jako lekarz, ponieważ według ustawy o tym zawodzie, lekarz, który wykonuje czynności administracyjne, nie przestaje być lekarzem. Chcę też podkreślić, że najczęściej powtarzany zarzut jest nieprawdziwy. Ja osobiście nie udzieliłem pacjentce wspomnianej informacji, ale Szpital to zrobił.

Okazało się, że doktor Maciej Gawlak, opiekujący się kobietą będącą w ciąży, udzielił jej informacji, gdzie może wykonać aborcję. Wymienił Instytut Matki i Dziecka (kiedy kierował pacjentkę na konsultację do tej instytucji) oraz Szpital Bielański (po mojej odmowie wykonania aborcji), wspomniał też o możliwości wykonania zabiegu za granicą.

Kiedy dotarła do mnie wiadomość o odwołaniu ze stanowiska dyrektora, byłem na zaplanowanym od roku urlopie w szpitalu uzdrowiskowym. Na urlop uzyskałem zgodę szefa Biura Polityki Zdrowotnej Miasta Stołecznego Warszawy. Czwartego dnia urlopu zobaczyłem w telewizji transmisję z konferencji prasowej pani Prezydent Miasta Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz.

O zwolnieniu z pracy dowiedział się Pan z telewizji?

Tak. Natychmiast zadzwoniłem do sekretariatu Szpitala i spytałem, czy nadeszły jakiekolwiek pisma z Ratusza. Nie nadeszły. Doręczono je dopiero po konferencji jako „Projekt wystąpienia pokontrolnego”. A więc najpierw poinformowano media, a potem Szpital, mnie zaś w ogóle o tym nie powiadomiono.

Przyznaję, że byłem zaskoczony, nie spodziewałem się tego, odczułem żal i rozgoryczenie. Wiedziałem o skardze pacjentki, spodziewałem się konsekwencji, ale zwolnienia z pracy – nie. Postawiłem ten szpital na nogi, stworzyłem ośrodek o randze jednego z najlepszych w Warszawie. Szkoda, że pani prezydent nie zdecydowała się ze mną o tym porozmawiać. Nie otrzymałem zaproszenia, by wyjaśnić wszystkie problematyczne kwestie. Jestem tym postępowaniem przytłoczony i zniesmaczony.

Odbierałem w tych dniach liczne telefony ze słowami poparcia. Tyle że moi rozmówcy często byli tak przygnębieni rozwojem wypadków, że nieraz to ja musiałem ich pocieszać.

Z pomocą prawników przygotowałem „Analizę wystąpienia pokontrolnego”. Mam nadzieję, że zawarte w tym dokumencie fakty oraz ich analiza przekonają panią prezydent, że zwolnienie mnie z funkcji jest niesłuszne.