Do następnej zimy minister zdrowia jest bezpieczny, bo będzie w pocie czoła przygotowywał zmiany, które się jednak nie udadzą ze względu na brak pieniędzy i lekarzy specjalistów.
Poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk. Fot. Przemysław Wierzchowski / Agencja Gazeta
Głównym bodźcem do zainteresowania ministra Arłukowicza dramatyczną sytuacją w ochronie zdrowia było „putinowskie” wezwanie przez premiera Tuska do skrócenia kolejek do lekarzy do wiosny 2014 roku.
Szef rządu właśnie na konwencji Platformy w grudniu 2013 roku, zwracając się wprost do ministra Arłukowicza „zobowiązał go, aby ten do wiosny przedstawił precyzyjne działania, które doprowadzą do wyraźnego skrócenia czasu na wizytę u lekarza i zmniejszenia kolejek w służbie zdrowia i dodał, że mówi przede wszystkim o podstawowej opiece zdrowotnej”.
Wprawdzie kolejki do lekarzy dotyczą przede wszystkim specjalistycznej opieki zdrowotnej (a nie podstawowej) takich specjalności jak kardiologia, onkologia, urologia czy okulistyka i najczęściej nie wynikają z braku tych specjalistów, ale zbyt małej ilości tego rodzaju usług kontraktowanych przez wojewódzkie oddziały NFZ, ale któż by zwracał uwagę na takie „drobne” nieścisłości w wywodzie premiera Tuska.