– W systemie budżetowym tempo wzrostu gospodarczego ma o wiele większe i przede wszystkim szybsze konsekwencje dla wydatków na każdy finansowany w ten sposób obszar. Można się obawiać, że ochrona zdrowia nie byłaby wyjątkiem – mówi Jakub Szulc, były wiceminister zdrowia.
Jakub Szulc. Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta
Małgorzata Solecka: Wzrost gospodarczy słabnie. Nie będzie 3,5 proc. PKB na koniec roku, tak jak zakładano w budżecie na 2016 rok. Czy mamy się czego obawiać, jeśli chodzi o spływ składki na ubezpieczenie zdrowotne w tym i w przyszłym roku? Pieniędzy może być mniej?
Jakub Szulc: W tak krótkiej perspektywie nic się nie wydarzy, zwłaszcza że strumień pieniędzy na ochronę zdrowia powiązany jest z wynagrodzeniami. Wzrost gospodarczy oczywiście rzutuje na wysokość wynagrodzeń, ale nie jest to wpływ bezpośredni. Rzeczywiście: 2,5 proc. wzrostu PKB w trzecim kwartale sprawia, że cały rok zamkniemy najprawdopodobniej wynikiem poniżej 3 proc. PKB. Ale powodów do niepokoju nie ma. W obecnych warunkach musimy jeszcze uwzględnić czynniki presji płacowej: rekordowo niskie bezrobocie, wzrost płacy minimalnej, spodziewane wzrosty wynagrodzeń w wielu sektorach gospodarki. Rynek pracy w tej chwili staje się coraz bardziej rynkiem pracownika. Pieniędzy ze składek będzie tyle samo albo więcej.
Wyobraźmy sobie, że spowolnienie gospodarcze ma miejsce w sytuacji, gdy przejdziemy na budżetowy system finansowania systemu ochrony zdrowia. Konstanty Radziwiłł w poniedziałek po raz kolejny potwierdził daty kolejnych etapów reformy, podkreślając, że likwidacja NFZ jest przesądzona.
W systemie budżetowym tempo wzrostu gospodarczego ma o wiele większe i przede wszystkim szybsze konsekwencje dla wydatków na każdy finansowany w ten sposób obszar. Można się obawiać, że ochrona zdrowia nie byłaby wyjątkiem, zwłaszcza że na razie nic nie wiemy o mechanizmach, jakie miałyby po pierwsze zapewnić wzrost finansowania służby zdrowia z 4,5 proc. PKB do obiecanych przez ministra zdrowia 6 proc., po drugie – o rozwiązaniach, które chroniłyby nakłady przed redukcją.
Czy sygnały, jakie dochodzą z rządu, że wprowadzenie jednego podatku nie jest jeszcze przesądzone, mogą mieć wpływ na odłożenie decyzji o likwidacji NFZ? Jeśli nie będzie superdaniny, po co likwidować składkę?
Na to, co mówi o jednolitej daninie premier Beata Szydło czy wicepremier Mateusz Morawiecki, warto nałożyć jeszcze słowa p.o. prezesa NFZ Andrzeja Jacyny, który twardo opowiada się za utrzymaniem nie tylko osobnej składki zdrowotnej – jest to postulat wysuwany przez wiele osób – ale również samego NFZ.
Tak naprawdę likwidacja NFZ jest w tym wszystkim najmniejszym problemem. To po prostu realizacja politycznej wizji, obietnicy. I tak świadczenia zdrowotne będzie musiała kontraktować jakaś instytucja – czy będzie to oddział Funduszu, czy Urząd Wojewódzki, nie ma większego znaczenia. Znaczenie mają dwie kwestie – jak pieniądze na zdrowie będą zbierane i jak będą wydawane.
W pierwszej kwestii, wydaje się, lepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie odrębnej składki zdrowotnej. Przy czym trzeba pamiętać, że w tej chwili 9-proc. składka daje nam nakłady na zdrowie w wysokości 4,5 proc. PKB. Jeśli mówimy o 6 proc., składka powinna wynosić minimum 13 proc. Takie zwiększenie obciążenia podatkowego nie wydaje się możliwe. Niemożliwe jest też powiększanie deficytu budżetowego, który i tak jest i będzie olbrzymi, uwzględniając wszystkie zaciągnięte zobowiązania. Pozostaje więc – jeśli minister zdrowia chce zwiększać publiczne wydatki na zdrowie – przesuwanie pieniędzy z innych dziedzin. Trzeba zapytać: z jakich? Z obronności? Nie sądzę. Z kultury? Z edukacji?
Osobiście opowiadam się za pozostawieniem odrębnej składki zdrowotnej i w miarę możliwości, stopniowo, dokładania pieniędzy z budżetu państwa, tak by osiągnąć owe wyznaczone 6 proc. PKB. Przy czym pozycja ministra zdrowia w każdym rządzie nie jest w tej sprawie mocna. Politycy, począwszy od premiera i ministra finansów, twierdzą, że ochrona zdrowia to studnia bez dna. Bez względu na to, ile pieniędzy by do niej nie trafiło, ludzie i tak będą narzekać na poziom świadczeń, na kolejki, na lekarzy. W tym sensie wydawanie większych pieniędzy na zdrowie wydaje się politycznie nieopłacalne.
Andrzej Jacyna mówi, że część pieniędzy, którymi dysponuje ZUS, powinna się znaleźć w NFZ.
Tak, mówi o pieniądzach na zasiłki chorobowe. Problemem jest to, że zapowiedzi jest bardzo dużo, czas biegnie, a my dysponujemy jedną prezentacją z lipca, w której minister nakreślił swoje plany. Część tych planów, na przykład dotyczących kontraktowania świadczeń szpitalnych, ma zacząć obowiązywać niemal za nieco ponad siedem miesięcy. To nie jest wiele czasu, a zmiany jakie sygnalizuje minister, mają być zasadnicze. Trudno się dziwić, że zainteresowani się niepokoją.
Rozmawiała Małgorzata Solecka
Jakub Szulc jest ekonomistą, w latach 2008-12 był sekretarzem stanu w ministerstwie zdrowia. Obecnie pracuje w koncernie Ernst & Young.