×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Pensum jest kagańcem nauki

Jerzy Dziekoński
Kurier MP

– Mamy niesamowitą kadrę, którą szkolimy dla nauki zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej. Mało tego: przez to, że nie ma odpowiedniego finansowania, umiędzynarodowienie nauki w Polsce jest bardzo niskie – zauważa prof. Janusz Marcinkiewicz, prodziekan Wydziału Lekarskiego i kierownik Katedry Immunologii Collegium Medicum UJ.

Prof. Janusz Marcinkiewicz. Fot. MaM / Kurier MP

Jerzy Dziekoński: W ubiegłym roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przeprowadziło nabór wniosków do grantu „Ustawa 2.0”. Efekty prac uczestników stanowią punkt wyjścia w dyskusji na temat zmian w polskiej nauce i podstawy do stworzenia nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Spośród 15 nadesłanych projektów wybrano trzy – przygotowane przez zespoły z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, z Uniwersytetu SWPS oraz z Instytutu Allerhanda. Debata, w której uczestniczy Pan z ramienia Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, trwa. Z czego, biorąc pod uwagę treść przyjętych projektów, wynika potrzeba wprowadzenia zmian w polskich uczelniach kształcących przyszłe kadry medyczne?

Prof. Janusz Marcinkiewicz: Ustawa 2.0, która dotyczy regulacji szkolnictwa wyższego, ma zmienić pozycję uczelni wyższych i umożliwić oczekiwany postęp nauki. Nauka polska bazuje na ustawie z 2005 roku, która zdominowana jest zapisami na temat kształcenia. Pominięto w niej wiele kwestii dotyczących rozwoju badań.

Trzy projekty, w oparciu, o które ma powstać nowa ustawa, jak również opinie środowiska i oczekiwania ministerstwa mają jeden wspólny mianownik – w podobny sposób definiują słabość polskiej nauki i potrzeby zmian, jakie należy wprowadzić, żeby sytuację poprawić. Wszyscy zgadzają się, że zwiększa się dystans dzielący polską nauką i światową czołówkę. Mamy bardzo niski ranking polskich uczelni. W rankingu szanghajskim są tylko dwa uniwersytety – Jagielloński i Warszawski, które zostały sklasyfikowane w piątej setce. Mamy bardzo małe umiędzynarodowienie polskich uczelni. Obniżyła się jakość kształcenia. Mówię o skali całego kraju. Powstały dziesiątki, jeśli nie setki uczelni niepublicznych – niektóre są doskonałe, ale w wielu poziom nauczania jest naprawdę niski. Umasowienie, do jakiego doszło w ostatnim 20-leciu, dotyczy nie tylko liczby wyższych szkół, dotyczy również umasowienia uzyskiwania stopni naukowych, w tym doktorskich.

Warto się zastanowić, co spowodowało obniżkę poziomu doktoratów i w konsekwencji habilitacji. Dla uczelni bardzo korzystne stało się prowadzenie studiów doktoranckich. Niestety, prawo prowadzenia studiów doktoranckich mają uczelnie niekoniecznie prezentujące wysoki poziom. Wystarczy spojrzeć na liczby – w 1990 roku mieliśmy 2,7 tys. doktorantów, dzisiaj mamy ich 57 tys.

Wychodząc od tego, chcąc zdefiniować problemy polskiej nauki należy zacząć od niedofinansowania. Nie chodzi tylko o to, że za mało pieniędzy państwo przeznacza na polską naukę. Problemem jest zła dystrybucja środków. Konsekwencje to frustracja zdolnych naukowców, którzy nie są w stanie realizować swoich pomysłów.

Mamy zatem pewien dysonans, bo okazuje się, że naukowców, o których bywa głośno w świecie, mamy. Kłopot w tym, że realizują swoje projekty badawcze na uczelniach za granicą, a nie w Polsce.

Mogę mówić o własnych obserwacjach na Uniwersytecie Jagiellońskim – doskonali studenci mają załatwione stypendia za granicą – np. w Holandii czy w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli student jest dobry, opublikuje szereg prac i wróci do kraju. Jeżeli jest doskonały, to zostanie już za granicą, bo tamtejsze uczelnie zechcą go zatrzymać. Mamy niesamowitą kadrę, którą szkolimy dla nauki zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej. Mało tego: przez to, że nie ma odpowiedniego finansowania, umiędzynarodowienie nauki w Polsce jest bardzo niskie, na co zwracają uwagę wszystkie trzy projekty. Uniwersytety Jagielloński czy Warszawski mają wskaźniki umiędzynarodowienia na poziomie kilku procent, natomiast Uniwersytet Oxfordzki na poziomie 30 – 40 proc. Mówimy o wymianie naukowców i studentów. To byłby niesamowity postęp, gdyby nie tylko nasi doskonali studenci prowadzili swoje badania np. w Stanach Zjednoczonych, ale też gdyby młodzi naukowcy przyjeżdżali z zagranicy do nas.

Zastanawialiśmy się z kolegami, co mamy do zaproponowania w wypadku nauk biologicznych. To jest dziedzina wybitnie eksperymentalna. W odróżnieniu od fizyków czy matematyków, którzy mogą wymyślić niesamowitą teorię i testować ją za pomocą symulacji cyfrowych, my musimy mieć narzędzia i czas do prowadzenia eksperymentów. Sztywne pensum naukowe zabija twórczego ducha.

Na szczęście i na to jest recepta zawarta w przygotowanym projektach. Nie da się prowadzić badań biologicznych po południu czy wyrywkowo, kiedy jest wolny czas od zajęć dydaktycznych. Jeżeli nie będzie odgórnego wymogu pensum, a uczelnia będzie mogła je zmieniać lub nawet wybitne jednostki z pensum zwalniać, to wtedy nie będzie udawania nauki. Trzeba to wyraźnie powiedzieć – pensum jest kagańcem nauki.

W jaki sposób zwycięskie projekty definiują kwestie organizacyjne? Czy kryją się w nich pułapki, które mogłyby w niekorzystny sposób wpłynąć na rozwój nauki?

Generalnym założeniem planowanej ustawy jest utworzenie pewnych ram dotyczących finansowania, ustroju uczelni, kariery naukowej, które powinny obowiązywać w uczelniach publicznych i niepublicznych. Trzeba jednak podkreślić, że ustawa nie jest w stanie równocześnie dobrze określić systemu zarządzania na UJ, UW i w bardzo małej szkole niepublicznej. Istotne będą zatem statuty określające wewnętrzne relacje, rolę rektora, dziekana, senatu czy rady wydziału. Porównując te trzy projekty, koncentrując się na zarządzaniu, we wszystkich przypadkach zwrócono uwagę na to, że autonomia uczelni powinna być wzmocniona, różnie jednak postrzegane są role i kompetencje np. rektora. Sądzę, że dwa zespoły poszły we właściwym kierunku i wzmocniły rolę rektora, które ma być uzupełniona przez kanclerza, będącego swojego rodzaju menedżerem dbającym o finanse.

Jeden z zespołów zaproponował daleko idącą zmianę, ograniczającą rolę rektora i senatu jedynie do sprawowania pieczy nad kwestiami dydaktycznymi i do funkcji reprezentacyjnych. Współrządzącym uczelnią miałby być wybierany z zewnątrz dyrektor rady powierniczej. Nie czuję się kompetentny, żeby w szczegółach definiować plusy i minusy takiego rozwiązania. Uważam jednak, że byłaby to zbyt daleko idąca zmiana, która z wyższych szkół uczyniłaby przedsiębiorstwa. Wielokrotnie jeździłem do Heidelbergu i tam słuchałem wykładów wybitnych immunologów z Basel Institute w Szwajcarii. To była kuźnia noblistów. Do momentu, w którym instytut został opanowany przez firmy farmaceutyczne.

Nauka ma służyć społeczeństwu, ale nie może być sprowadzona tylko do tej funkcji. Trzeba tworzyć teorie i trzeba je udowadniać. Polski naukowiec też powinien publikować w Nature, też powinien być kandydatem do nagrody Nobla. Tymczasem w dziedzinie medycyny najbliższy temu był prof. Ryszard Gryglewski w odległych już latach 80.

Mówi Pan o ramach organizacyjnych i finansowych. Jak miałoby wyglądać finansowanie szkół wyższych?

W dwóch projektach pojawiły się próby zdefiniowania i rozróżnienia typów szkół wyższych. W oczekiwaniu na zmiany, najbliższy środowisku jest projekt przygotowany przez zespół Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Proponuje on rozróżnienie, które ma zostać zdefiniowane na podstawie dotychczasowego dorobku na: wyższe szkoły badawcze, badawczo dydaktyczne i dydaktyczne. Za tym poszłyby bardzo istotne konsekwencje zarówno pod względem finansowym jak i kompetencyjnym.

Do stopni naukowych i tytułów byłyby upoważnione tylko wyższe szkoły badawcze i badawczo-dydaktyczne. Natomiast dydaktyczne nie miałyby kompetencji do prowadzenia postępowania doktorskiego czy habilitacji. To wydaje się być bardzo dobrym rozwiązaniem. To samo dotyczy dystrybucji środków. Trudno powiedzieć ministrowi finansów, aby o procent PKB zwiększył finansowanie szkolnictwa wyższego.

Jeżeli jednak sprecyzujemy, gdzie jaki strumień pieniędzy skierować, to nauka może na tym tylko zyskać. Czym innym jest wsparcie dydaktyki, według pewnego algorytmu, a czym innym finansowanie badań. Ten strumień środków trafiałby tylko do szkół, które miałyby status badawczy i badawczo-dydaktyczny. Jeśli ustawa weszłaby w życie, doszłoby do analizy dorobku wyższych szkół badawczych, w efekcie, której doszłoby do wyłonienia kilku szkół flagowych, które koncentrowałyby życie naukowe. Musiałyby one w okresie kilku lat wykazać się dorobkiem, aby dostawać odpowiednie środki na rozwój badań.

Zwrócono także uwagę, że przy doskonałym systemie weryfikacji grantów w NCN-ie, procent sukcesu jest zbyt niski. Jeżeli zatem mamy system grantowy, w którym procent sukcesu jest poniżej 25 procent, to weryfikacja staje się przypadkowa. Wynika to ze zbyt skromnych środków. NCN w porównaniu do obecnego budżetu powinien dysonować dwukrotnie większymi zasobami finansowymi. Granty pozwoliłyby wtedy na pokrycie kupna nowoczesnej aparatury, ale też dałyby możliwość zatrudnienia na okres badawczy nie tylko naukowców z kraju, ale też z zagranicy.

W jaki sposób wyselekcjonować młodych pracowników uczelni, którzy powinni zająć się wyłącznie nauką, a którzy dydaktyką?

Projekty warszawski i poznański mają podobną wizję kariery. Sądzę, że jest to model dobry. Po pierwsze, asystent, który rozpoczyna pracę na wyższej uczelni ma umowę na czas nieokreślony. Po czteroletniej weryfikacji przy negatywnej ocenie może zostać zwolniony. Pracownik naukowy musi zdawać sobie sprawę z tego, że nie jest przypisany do uczelni niezależnie od swoich możliwości i osiągnięć. Ponieważ niektórzy mają predyspozycje do badań, a nie są świetnymi dydaktykami, zaproponowano, aby podstawowym szczeblem awansu, który wyznaczałby dalszy kierunek rozwoju, był doktorat, a w zasadzie jego dwa rodzaje.

Pierwszy to doktorat naukowy, którego uzyskanie wiązałby się z publikacjami również za granicą w prestiżowych pismach naukowych, ale też dawałoby młodemu człowiekowi przepustkę do kariery naukowej i możliwość sięgania po granty. W momencie, kiedy osiągnie kolejny etap, uzyskałby w naszych warunkach stopień doktora habilitowanego, z tym, że byłoby to rozwiązywane inaczej niż dotychczas – kandydat oceniany byłby przez pryzmat publikacji, obecności w projektach na stanowiskach kierowniczych, przez większy zespół recenzentów, w tym przez recenzenta zagranicznego.

Habilitacja oznaczałaby otwarcie kolejnych możliwości, takich jak obecnie – przykładem jest choćby uczestnictwo w radach naukowych. W końcu, kolejny etap to tytuł naukowy profesora. Podsumowując – doktorat na wysokim poziomie, podobnie habilitacja oraz tytuł naukowy profesora nadawany przez prezydenta. Zniknęłyby natomiast stanowiska profesora zwyczajnego i nadzwyczajnego. W tym systemie profesor to profesor. Jest profesorem tytularnym i równocześnie otrzymuje etat profesora. Zatem hierarchia stanowisk na uczelniach wyglądałaby następująco: asystent, po doktoracie – adiunkt, docent po habilitacji i profesor.

Druga ścieżka to doktorat zawodowy. Jego uzyskanie może wiązać się z opracowaniem techniki operacyjnej czy zgłoszeniem patentowym. Nie musi to być koniecznie publikowane w czasopismach. Wybitny chirurg powinien awansować, powinien szkolić młodych ludzi, mieć pod opieką doktorantów, może iść ścieżką naukową, ale niekoniecznie trzeba go zmuszać do klasycznej pracy badawczej. Mógłby zostać szefem kliniki bez habilitacji, bo nie byłoby to potrzebne. Istotna byłaby weryfikacja innych czynników.

Niezależnie od drogi zawodowej, wszystkie trzy zespoły podkreślają, że kluczowe jest podniesienie kryteriów i standardów do poziomu międzynarodowego. Nie chodzi o to, żebyśmy mieli coraz więcej publikacji, tylko o to, żeby pojawiały się przełomowe publikacje cytowane w czasopismach powszechnie uznanych na świecie.

Mam nadzieję, że nie będzie pomysłu zlikwidowania Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych. Bardzo istotne w tych projektach jest nie tylko odebranie szkołom, które nie gwarantują zachowania odpowiedniego poziomu, prawa do nadawania stopni naukowych, ale też, żeby przeprowadzenie rozprawy habilitacyjnej zatwierdzała centralna komisja. Dopiero wtedy nie będzie sytuacji, w których oceniona negatywnie habilitacja, zostałaby zatwierdzona przez rady wydziałowe małych uczelni.

Rozmawiał Jerzy Dziekoński

Prof. dr. hab. Janusz Marcinkiewicz jest immunologiem, lekarzem z wykształcenia, kierownikiem Katedry Immunologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Były prezes Polskiego Towarzystwa Immunologii Doświadczalnej i Klinicznej.

Dyskusja na temat przyszłego kształtu szkolnictwa wyższego ma znaleźć swój finał podczas Narodowego Kongresu Nauki, który odbędzie się 19 -20 września w Centrum Kongresowym w Krakowie. Wtedy zapadnie decyzja, który z projektów będzie stanowił podstawę do przygotowania ustawy.

07.04.2017
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta