W Polsce jest 276 lekarzy sportowych i aż 5 milionów zawodników-amatorów: piłkarzy, siatkarzy, piłkarzy ręcznych, lekkoatletów i tak dalej. Nie ma fizycznej możliwości, aby tak wąska grupa przebadała tak szeroką rzeszę ludzi - zwraca uwagę wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Andrzej Padewski.
Fot. Pixabay.com
- Co więcej: gdy dziecko od podstawówki aż po studia uprawia w szkole jakieś sporty, także pozalekcyjne, jeździ na zawody, to żadnych badań nikt od niego nie wymaga. Ten sam człowiek, gdy choćby raz w tygodniu pójdzie na trening do klubu, musi już mieć orzeczenie lekarskie. Przecież to jakiś totalny paradoks - mówi Padewski.
Urzędnicy Ministerstwa Zdrowia spotykali się w tej sprawie z przedstawicielami PZPN czterokrotnie. Piłkarski związek przedstawił kilka możliwych rozwiązań. - Mówiliśmy, że chcemy się badać, i prosiliśmy, aby rozwiązania prawne dawały nam taką możliwość. Teraz sportowcy muszą za lekarzy płacić, a specjalistów jest zbyt mało. W przypadku rozgrywek młodzieżowych zaproponowaliśmy, aby to lekarz pierwszego kontaktu wystawiał zaświadczenie o zdolności do uprawiania dyscypliny, a dopiero w przypadku wątpliwości wysyłał na dodatkowe badania - opowiada Padewski.
- Bo kto zna najlepiej dziecko, jeśli nie lekarz pierwszego kontaktu? Natomiast w przypadku seniorów-amatorów, czyli piłkarzy od C-klasy do IV ligi, przedłożyliśmy dwa projekty. Pierwszy zakłada, że tacy zawodnicy mogliby się badać u lekarza pierwszego kontaktu, drugi z kolei dodaje opcję odwiedzenia lekarza medycyny pracy - tłumaczy wiceprezes PZPN.