×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Skąd wziąć pieniądze na zdrowie

Maciej Biardzki
specjalnie dla mp.pl

We wspólnym komunikacie „Solidarności” i Pracodawców RP po raz kolejny zgłoszono postulat zwiększenia nakładów na opiekę zdrowotną. Podparto się przy tym badaniami, w których większość Polaków deklaruje zwiększenie własnych obciążeń fiskalnych, choć w zamian oczekuje poprawy działania systemu.

Fot. Jacek Babiel / Agencja Gazeta

Stan finansowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce można zobrazować nawiązując do definicji konia w XVIII-wiecznej polskiej encyklopedii „Nowe Ateny”: „koń jaki jest, każdy widzi”. Jeżeli nakłady publiczne w Polsce wynoszą ok. 4,4% PKB, przy średniej dla krajów europejskich żwawo zbliżającej się do 10%,, to już nie zgłębiając bardziej złożonych wskaźników widać, że pieniędzy jest katastrofalnie mało. Niestety, obecny rząd wzorem poprzedników powtarza jak mantrę tezę o konieczności uszczelnienia systemu jako warunku zwiększenia nakładów. Głównym sposobem na to uszczelnienie miało być utworzenie sieci szpitali, co potwierdził sam Jarosław Kaczyński na ostatniej konwencji programowej PiS. Skoro więc sieć powstała, to teoretycznie drzwi do zwiększenia finansowania powinny się otworzyć.

Skąd zatem wziąć pieniądze, skoro pomysł na bezpośrednie finansowanie z budżetu zaczyna się nieco rozmywać? Ustawa o Narodowej Służbie Zdrowia nie ujrzała jeszcze świata dziennego, zaś likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia została przez Jarosława Kaczyńskiego, na wyżej wspomnianej konwencji programowej PiS, przesunięta na kolejną kadencję. Może więc pozostańmy przy składce zdrowotnej, ale w jej poborze wprowadźmy takie zmiany, które doprowadzą nas do solidaryzmu społecznego, a jednocześnie przybliżą nas do zasad stosowanych w innych krajach europejskich.

Pierwszą podstawową rzeczą jest fakt, że im społeczeństwo jest bogatsze, tym większa składka spływa nawet przy ułomnych zasadach jej poboru. Efekty wzrostu gospodarczego w Polsce są widoczne: spada bezrobocie, rośnie liczba pracujących, wzrastają wynagrodzenia w tempie blisko 5% r/r. Następstwem tego jest zmiana Planu Finansowego NFZ na bieżący rok i dość optymistyczny przychodowo Plan Finansowy na rok 2018.

Zmiana dotycząca tego roku nie wynika z rozwiązania rezerwy ani przeznaczenia środków z funduszu zapasowego, ale jest skutkiem zmiany prognozy przychodów w wysokości blisko miliarda złotych samej składki pobieranej przez ZUS. Niewykluczone, że podobnie jak w latach 2007-2008 zmiany Planu nastąpią jeszcze kilkakrotnie, co wieje lekkim optymizmem, zwłaszcza jeżeli wspomnimy kilka ostatnich lat.

Jednak nawet ten wzrost nie zagwarantuje w systemie ilości pieniędzy pozwalających na swobodne działanie szpitali i przychodni, a zarazem spełnienie płacowych aspiracji pracowników. Trzeba czegoś więcej, zwłaszcza że istnieje kilka poważnych zagrożeń. Pierwszym jest skrócenie wieku emerytalnego, które spowoduje, że wiele osób odejdzie z pracy, kontentując się emeryturą niższą niż ostatnie pobory. Te osoby wpłacą składkę niższą niż do tej pory. Kolejnym zagrożeniem jest ponowne podniesienie kwoty wolnej od podatku, co znowu uszczupli wysokość składki. No i na koniec planowane obniżenie składki płaconej przez mikroprzedsiębiorców.

Sposobem na szybkie zwiększenie zasobów finansowych w systemie jest upowszechnienie poboru składki. Trzeba bowiem pamiętać, że składkę w pełnej wysokości 9% swoich przychodów płacą tylko ludzie pracujący na umowie o pracę lub umowę zlecenie, oraz emeryci i renciści. Pracujących w Polsce wg GUS jest ledwie ciut ponad 9 milionów osób, zaś emerytów i rencistów niecałe 9 milionów. Reszta, a jak wynika z powyższego to 50% Polaków, albo całkowicie jedzie na gapę, albo odprowadza składkę w niepełnej wysokości.

Wymieńmy zatem przynajmniej kilka grup. Osób ubezpieczonych w KRUS jest blisko półtora miliona i odprowadzają one składkę w humorystycznej wysokości złotówki od hektara, zaś resztę dopłaca budżet państwa do kwoty niespełna 3,5 miliarda, nierosnącej, a nawet kurczącej się od około 10 lat. Dane NFZ pokazują, że kwota ta pokrywa ledwie 50% kosztów leczenia tych osób i ich rodzin. Reszta dokładana jest ze składek pozostałych. Jeżeli jest problemem oskładkowanie bezpośrednie rolników, to dotacja z budżetu powinna przynajmniej być realna, czyli dwukrotnie wyższa.

Osoby tzw. samozatrudnione, czyli prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą, których jest w Polsce ok. 1,1 mln, płacą składkę od podstawy równej 3 średniego wynagrodzenia w ostatnim kwartale poprzedniego roku. Są tam osoby nieosiągające tego przychodu i płacące nieadekwatny haracz, więc właśnie dla nich planuje się obecnie obniżenie obciążeń. Ale jest też znaczna grupa osób osiągających przychody znacznie wyższe i płacąca składkę zaniżoną. Prawdziwy „myk” w przypadku tych osób dotyczy jednak samego mechanizmu poboru składki. 9% płaconej przez nas składki jest w olbrzymiej większości (7,75%) odliczane od podatku. Zatem uprzywilejowanie tych osób powoduje, że płacą one niższą składkę, ale wyższy podatek. Największym beneficjentem tego rozwiązania jest budżet państwa. Gdyby składka była płacona linearnie od dochodu, zyskaliby najbiedniejsi, minimalnie dopłaciliby bogatsi, zaś najwięcej zyskałby NFZ kosztem PIT-u płaconego fiskusowi.

Jest jeszcze wiele grup płacących składkę na innych zasadach niż powszechna, ale pamiętać należy o osobach nie opłacających w ogóle składki, a mających zagwarantowaną konstytucyjnie bezpłatną opiekę zdrowotną – o dzieciach. Polskie prawo mówi, że jeżeli w rodzinie jest jedna osoba opłacająca składkę, to ubezpieczenie rozciąga się na wszystkie osoby w gospodarstwie domowym. Może należałoby rozważyć dotację budżetową dla systemu w określonej wysokości na każdego Polaka poniżej 18 roku życia. Wszak to państwo zagwarantowało im opiekę w Konstytucji.

No i ostatnie źródło potencjalnego finansowania – pracodawcy. Polska jest jednym z nielicznych krajów UE, w którym składkę zdrowotną opłaca wyłącznie pracobiorca. Proporcje są różne, choć na ogół składka płacona jest w zbliżonych wysokościach. Może należałoby rozważyć, aby za osoby zatrudnione pracodawcy zaczęli także opłacać część składki, zamiast dywagować o podnoszeniu jej obywatelom. Gospodarka rośnie, ale aby tego wzrostu nie tłumić, może warto zacząć choć od 1%, aby w przyszłości dojść do ostatecznej wysokości.

Jak widać, istnieje sporo sposobów, aby zwiększyć ilość pieniędzy w systemie bez przechodzenia na system budżetowy. Oczywiście uszczupliłoby to dochody budżetu (upowszechnienie składki), bądź było jego dodatkowym wydatkiem (większa dotacja do KRUS czy dotacja do leczenia dzieci) i obciążyłoby koszty pracodawców. Jednak z drugiej strony pieniądze same z nieba nie spadną. A skoro sieć szpitali uszczelniła system, to czekamy na spełnienie obietnic powtarzanych od lat.

Maciej Biardzki jest lekarzem, menedżerem ochrony zdrowia i publicystą. W latach 2008-2009 był zastępcą dyrektora ds. medycznych dolnośląskiego NFZ. Obecnie Prezes Zarządu Milickiego Centrum Medycznego.




12.07.2017
Zobacz także
  • Sieć szpitali w pytaniach i odpowiedziach
  • Co wiemy o sieci?
  • Ustawa o sieci szpitali z podpisem prezydenta
  • Szydło: Sieć szpitali ma zapewnić jak najlepszy dostęp do usług medycznych
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta