Jeśli lekarz pojawi się raz w nocy, dwa dni później w dzień, a później przez kilkadziesiąt godzin znów go nie będzie, to naprawdę trudno mówić, że to jest dobre rozwiązanie dla kogokolwiek. I tylko w dokumentach nie widać problemu - mówi o systemie równoważnym Filip Płużański, rezydent ortopedii z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 2 im. Wojskowej Akademii Medycznej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi - Centralnego Szpitala Weteranów.
Filip Płużański. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
System równoważny z powodzeniem może funkcjonować na izbach przyjęć i SOR-ach. W tych miejscach pacjent przebywa nie dłużej niż dobę. Dlatego nie jest tak ważne, żeby opiekowała się nim ta sama osoba - tłumaczy Płużański.
- Zupełnie inaczej niż w przypadku innych oddziałów szpitalnych. Tam chory jest diagnozowany, leczony, kwalifikowany do zabiegów, a w końcu - wypisywany z określonymi zaleceniami. Dla niego ważne jest, aby otrzymywać informacje o stanie zdrowia i wynikach od jednej osoby. Podobnie dla rodziny chorego, która próbuje dowiedzieć się czegoś o przebiegu leczenia. Dla lekarza natomiast ważne, aby chorego widzieć regularnie, obserwować postępy leczenia. Od tego zależą przecież kolejne decyzje co do terapii - podkreśla Płużański.