Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe sygnalizuje, że ma kłopot ze znalezieniem chętnych do pracy nad otwartymi akwenami. Organizacja liczy 80 tys. członków, którzy obsadzają ok. 85% rynku, składki regularnie opłaca nieco ponad 20 tys. osób. – Nawet w tej grupie nie wszyscy pracują jako ratownicy. Tych jest może 40% – komentuje Grzegorz Ślaziński z zarządu głównego WOPR.
– Szacujemy, że mamy nieobsadzonych 50 stanowisk – zdradza Wiktor Zajączkowski, prezes śląskiego WOPR. Kilkudziesięciu ratowników brakuje także w województwie warmińsko-mazurskim. Ze znalezieniem do pracy wykwalifikowanej kadry boryka się też podkarpacki WOPR. – Ratownicy wolą szukać zatrudnienia na pływalniach i w parkach wodnych, które działają przez 12, a nie tylko 3 miesiące w roku – tłumaczy Tomasz Kobiernik z podkarpackiego WOPR.
Ratownicy z uprawnieniami sternika łodzi motorowych znajdują zatrudnienie na karetkach wodnych, z kolei ci, którzy dobrze znają języki obce, wyjeżdżają do pracy za granicę. Problem tkwi również w niskich płacach. – Osoby z uprawnieniami WOPR najczęściej łączą tę pracę z byciem na co dzień strażakiem, policjantem czy ratownikiem medycznym. Służbę ratowniczą traktują zatem coraz częściej jako sposób na dodatkowy zarobek – podkreśla Ślaziński.