Marcowy poranek. Lekarz zaczął się przygotowywać do przyjmowania pacjentów w swoim gabinecie, kiedy usłyszał hałas i krzyki na korytarzu. Zaraz potem otwierają się drzwi i pielęgniarka wprowadza staro wyglądającego, brodatego, jęczącego z bólu mężczyznę, w nadpalonym ubraniu. Lekarz rozpoznaje w nim często widywanego w okolicy bezdomnego. Został on przyprowadzony przez młodego człowieka, z którego chaotycznej opowieści wynika, że przechodząc koło ogródków działkowych, usłyszał krzyk i zobaczył, iż z altanki wybiega człowiek, na którym pali się ubranie. Altanka też stanęła w płomieniach. Świadek zdarzenia na szczęście wiedział, że w takiej sytuacji najważniejsze jest ugaszenie ognia na palącym się człowieku, a nie mając niczego pod ręką krzyknął, żeby ten upadł i tarzał się na ziemi, co okazało się skuteczne. Pytał go też, czy w altance nie było jeszcze kogoś, ale ten zaprzeczał. Widząc bardzo zaczerwienioną twarz i bojąc się, że oparzone mogą być oczy, przyprowadził poszkodowanego do najbliższej, znanej mu praktyki lekarskiej. Po drodze dowiedział się jeszcze, że człowiek ten miał trudności z rozpaleniem ognia w piecyku, więc dolał trochę benzyny, która wybuchła i zapaliła mu kurtkę oraz spodnie.