Systemu już nie ma - strona 2

06.11.2020
Katarzyna Sajboth-Data
Kurier MP

„Kolejny telefon, żona podaje, że jej mąż jest w ciężkim stanie. Pytam: Kaszle? Nie. Gorączkuje? Nie. Jadę do domu pacjenta ubrany we wszystkie konieczne środki ochrony. Stan pacjenta faktycznie jest ciężki. Gorączkuje. Kaszle...”. Czy możliwe, że kłamała ze strachu, że nie uzyska pomocy?

Tak myślę. Nie powinno tak być, ale to zachowanie wynika z woli życia, chęci przetrwania i ogromnego strachu przed brakiem uzyskania pomocy. Odbieram takie sytuacje jako desperackie próby dostania się do lekarza i uzyskania porady. Dlatego jadąc do domu pacjenta stosuję środki ochrony indywidualnej, żeby chronić siebie, bo jeśli mnie zabraknie w miejscu mojej pracy, to pacjenci mogą zostać sami. Ale rozumiem, dlaczego czasem nie mówią całej prawdy czy wręcz ją zafałszowują. Jest to przykre, ale nie dziwię się im i nie mam do nich żalu.

„Leczę pokornie, pacjentom nie mówię nic oceniającego”. To musi być bardzo trudne przy takim poziomie frustracji i zmęczenia.

Myślę, że to powinno być standardowe traktowanie pacjentów. Oni nie przychodzą do lekarza po umoralnienie, tylko po pomoc. Powinniśmy jej udzielać najlepiej, jak potrafimy. My nie jesteśmy od oceniania, jesteśmy od leczenia.

Nie jestem wyjątkowy, jestem lekarzem jak tysiące lekarzy w tym kraju. Nie czuję się nadzwyczajny, bo nie uważam, żebym robił coś „ponad” – wybrałem zawód, który w mojej ocenie wymaga ludzkiego podejścia, co nie znaczy, że nie zdarzają mi się jakieś wpadki, one są, nie zawsze potrafię dać z siebie 100% empatii i spokoju.

„Wracam na chwilę do domu, pies od 7.30 nie był na spacerze. Pewnie gdyby umiał, to spakowałby walizki i się wyprowadził. (…) Myślę sobie, że może to dobrze, że nie mam rodziny, bo by się już rozpadła”. Zabawne i smutne jednocześnie. Skąd takie wnioski?

Podczas pierwszej fali epidemii zgłosiłem się do pracy w szpitalu do oddziału chorób zakaźnych. Łącznie ze mną było pięcioro lekarzy, dyżurowało dwóch – jeden na oddziale, drugi na izbie przyjęć. Podzieliliśmy się na zespoły, żeby minimalizować ryzyko ewentualnej transmisji wirusa między pracownikami. W marcu właściwie nic o SARS-CoV-2 nie wiedzieliśmy.

Pracowałem ze wspaniałą lekarką, samotną matką dwóch nastoletnich synów. Dobę spędzaliśmy w pracy, dobę w domu – bez przerwy przez trzy miesiące. Obserwowałem jej olbrzymi wysiłek pogodzenia życia rodzinnego z pracą zawodową. Najtrudniejsze wydaje mi się niesienie pomocy pacjentom niezależnie od okoliczności, kosztów rodzinnych i społecznych. Nie da się tego całkowicie oddzielić.

Z pewnością. Zwłaszcza, jeśli przypomnieć inne Pana słowa: „W niedzielę zaczynam pracę o 7.30 i kończę we wtorek o 18”. Bez przerwy?

Gdy pisałem ten post, więcej niż połowa zespołu, z którym dyżuruję, była na kwarantannie lub izolacji, zatem trzy osoby musiały wypełnić grafik, który normalnie realizuje siedem osób i stąd wynikały wielogodzinne okresy pracy.

Czasem przerwa trwała godzinę. W tym czasie mogłem pójść do domu, żeby się odświeżyć, zjeść coś, wyprowadzić psa. I jechałem do kolejnej pracy.

Jak Pan sobie radzi w warunkach takiego zmęczenia fizycznego, umysłowego i psychicznego? Jak to wpływa na podejmowanie decyzji dotyczących czyjegoś życia i zdrowia?

Jestem przed trzydziestką, więc siły i zapału do pracy mi jeszcze nie brakuje. W sytuacjach kryzysowych działa adrenalina i wyuczone nawyki. Pierwszy ordynator, u którego pracowałem, nauczył mnie jak być lekarzem i przekazał mi, że najważniejsza nie jest znajomość wytycznych, najnowszych badań i podręczników, ale odpowiedzialność. Wówczas nawet w przypadku braków młody lekarz poszuka odpowiedzi, sprawdzi swoją wiedzę, a jeśli nadal będzie miał wątpliwości, zapyta osoby bardziej doświadczonej. W trudnych sytuacjach mam w głowie te słowa.

Gdyby mnie nie było w kolejnym miejscu pracy, prawdopodobnie nikogo by nie było. Całe środowisko medyczne nosi na barkach błędy systemu i wieloletnie zaniedbania rządzących.

„Systemu już nie ma, zostało chałupnictwo”. Co to dla Pana znaczy?

W szpitalach nie ma miejsc dla chorych. Karetki wiozące pacjentów nie mają dokąd jechać. Osoby, które dotychczas wymagały leczenia szpitalnego, teraz leczę w domu. Oddziały szpitalne są przekształcane dla pacjentów chorych na COVID-19, a przecież inne choroby i chorzy nie znikają.

Można to oceniać jako brawurowe czy wręcz nieodpowiedzialne, natomiast w obecnej sytuacji często jedynym rozwiązaniem zapewniającym jakąkolwiek opiekę pacjentowi w ciężkim stanie jest leczenie w warunkach domowych. Świata medycznego, w którym do tej pory funkcjonowaliśmy, już nie ma.

Jakich pacjentów, którzy powinni być w szpitalu, leczy Pan w ich domach?

Najczęściej to pacjenci kardiologiczni i zakażeni koronawirusem. Jednego z nich, który był na domowej tlenoterapii, wczoraj udało umieścić się w szpitalu.

Najtrudniejsze jest zapewnienie takich warunków, które nawet w domu pozwolą na skuteczne leczenie. To wiąże się ze sprzętem takim jak pulsoksymetry czy koncentratory tlenu oraz zaangażowaniem i opieką osób najbliższych.

Przed pandemią pacjent wymagający tlenu trafiał do szpitala, bo ani taki sprzęt, ani taka forma opieki nie była domeną podstawowej opieki zdrowotnej. Natomiast dziś ten podział nie istnieje, jest jakakolwiek opieka albo nie ma jej wcale.

Czego Pan dziś najbardziej się boi?

Tego, że nie będziemy w stanie (pracownicy ochrony zdrowia) zapewnić pomocy wszystkim potrzebującym i że zabraknie nam sił.

Chyba poniekąd dlatego napisałem ten post, wracając od pytania, od którego zaczęliśmy rozmowę. Moim głównym celem była próba uzasadnienia konieczności przestrzegania obecnych ograniczeń. Nieodpowiedzialne zachowanie czy wychodzenie z domu, gdy nie jest to potrzebne, prowadzi w konsekwencji do tego, że zwiększa się ilość osób potrzebujących pomocy, a możliwości jej zapewnienia na właściwym poziomie się skończyły.

PS. Dziękuję moim mentorom, którzy nauczyli mnie jak być lekarzem: prof. B. Jodłowskiej-Jędrych, dr. A. Walterowi, dr. M. Żaczkowi.

Rozmawiała Katarzyna Sajboth-Data

strona 2 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!