Grozi nam to, że do części chorych karetki w ogóle nie będą wyjeżdżać albo przyjadą, podadzą jakieś leki i zostawią pacjenta w domu, bo będzie kolejne pilne wezwanie, a w żadnym szpitalu nie będzie miejsc – mówi lek. Bartosz Fiałek, specjalista reumatologii.
Bartosz Fiałek. Fot. Roman Bosiacki / Agencja Gazeta
Małgorzata Solecka: Sytuacja jest...
Bartosz Fiałek: ...34,4 tysiąca nowych zakażeń. Taka jest sytuacja i w zasadzie trudno nawet coś dodać.
Co możemy zrobić? Co w tej sytuacji może zrobić statystyczny Kowalski, żeby nie pogorszyć sytuacji – swojej i kraju?
Wszystko w rękach tego Kowalskiego. W naszych rękach. Niezależnie od obostrzeń, które wprowadzi albo których nie wprowadzi rząd, my powinniśmy ograniczyć nasze wyjścia z domu, zwłaszcza w miejsca skupisk ludzkich, do niezbędnego minimum. Jeśli musimy wyjść, zakładajmy maskę. Nie byle jaką, minimum FFP2, jeśli wchodzimy do zamkniętych pomieszczeń, przemieszczamy się komunikacją. Pamiętajmy o minimalnym dystansie 2 metrów. Myjmy ręce. Zachowujmy się tak, jak rok temu. Tylko tak możemy przełamać ten wzrost zakażeń, który zwyczajnie przeraża.
To nie jest żadne odkrycie Ameryki. Stosowanie się do zasad sanitarno-epidemiologicznych ma kluczowe znaczenie. Politycy mówią o roli szczepień. Tak, one są fantastyczne, zadziałają, ale trzeciej fali, która już tak mocno się wypiętrzyła, nie pomogą nam zwalczyć.
Udało się to w Izraelu, w Wielkiej Brytanii.
Przy nieporównywalnie lepszym tempie szczepień. To jest poza naszym zasięgiem. Przełamanie trzeciej fali zależy od naszych zachowań. I trochę od pogody, SARS-CoV-2 jest mniej podatny na sezonowość od grypy, ale bez wątpienia wyższe temperatury pomogą nam w walce z pandemią. Przede wszystkim jednak – przestrzeganie zasad.
A jeśli, zakładając pesymistyczno-realistyczny scenariusz, duża część z nas nie zastosuje się do tych zasad?
Będzie bardzo dużo nowych zakażeń, codziennie. To w krótkim czasie przełoży się na coraz większą liczba pacjentów wymagających pomocy medycznej. Już w tej chwili system jest nie tyle na skraju wydolności, co ją przekroczył. Ochrona zdrowia, szpitale nie wytrzymają tego naporu chorych. Utrzymanie się takiego dobowego przyrostu przez kilka - kilkanaście dni to katastrofa. I dla pacjentów z COVID-19, dla których w niektórych regionach już zaczyna brakować miejsc, i dla pozostałych, którzy potrzebują leczenia.
W tej chwili pod szpitalami ustawiają się sznury karetek.
Grozi nam to, że do części chorych karetki w ogóle nie będą wyjeżdżać albo przyjadą, podadzą jakieś leki i zostawią pacjenta w domu, bo będzie kolejne pilne wezwanie, a w żadnym szpitalu nie będzie miejsc. To nie jest science-fiction, to jest scenariusz z Lombardii, może się zrealizować i u nas. Trzecia fala, jeśli sami jej nie ograniczymy, może przynieść znacznie większą niż jesienna skalę nadmiarowych zgonów możliwych do uniknięcia, czyli takich, do których – jeśli system funkcjonuje w miarę sprawnie – nie dochodzi. U nas będzie dochodzić, bo będziemy sparaliżowani. Już jesteśmy, choć na razie – jak mówiłem – tylko w niektórych miejscach.