Etyka, biologia, medycyna. Czy możliwa jest płaszczyzna porozumienia?

14.05.2009
dr Andrzej Muszala
Międzywydziałowy Instytut Bioetyki Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie

Inspiracją do napisania niniejszej refleksji były słowa, które kiedyś usłyszałem na jednej z debat bioetycznych. W pewnym momencie pani profesor biologii rzekła dość zniecierpliwionym głosem: "Wy, etycy, zostawcie w spokoju i nas, i to co znajduje się w naszych probówkach! Zajmijcie się waszym przedmiotem – sumieniem, prawem moralnym, człowiekiem. Nie mieszajcie się do zygot, komórek, tkanek. To czysta biologia! To nie wasz teren". Czy rzeczywiście? Czy można w ogóle oddzielić medycynę i biologię od etyki i filozofii?

Pierwotny sojusz medycyny i filozofii

Już od zarania wieków medycyna rozwijała się w ścisłej zależności od filozofii – wiedzy o ludzkiej mądrości, która zajmowała się refleksją nad istotą bytu, źródłem poznania rzeczywistości i sensem życia człowieka. Z perspektywy czasu można dziś powiedzieć, że medycyna właściwie wyrosła z filozofii i w niej się zakorzeniła. W starożytności nie istniał bowiem tak ścisły podział nauk, jaki się dokonał w czasach nowożytnych. Filozofowie często wkraczali na pole badań przyrodniczych i medycznych, i vice versa – wszyscy wielcy lekarze starożytnej Grecji i Rzymu byli w jakimś stopniu filozofami, usiłując dotrzeć do pierwszych przyczyn, a nieraz wręcz głębszego sensu opisywanych zjawisk klinicznych, takich jak: poczęcie, narodziny, choroba, śmierć, stosunek do pacjenta itp. Przykładem mogą być lekarze z kręgów hipokratejskich, którzy przywiązywali duże znaczenie nie tylko do rozwoju badań eksperymentalnych, ale stawiali sobie wysokie wymagania moralne oraz oddawali się metafizycznej refleksji nad tajemnicą ludzkiego życia i duchowego pierwiastka, który je determinuje. Równocześnie wielu filozofów i teologów prowadziło różne obserwacje świata przyrody lub też wczytywało się w uczone księgi medyczne, by oprzeć swoje teoretyczne rozważania na doświadczalnej rzeczywistości. Tak więc Arystoteles – syn lekarza – swoje liczne badania przyrody wykorzystał przy pisaniu kilku traktatów o tematyce przyrodniczo-filozoficznej, takich jak: "Zoologia", "O rodzeniu się zwierząt", "O ruchu zwierząt", "O roślinach" itd. Tezy Stagiryty – obok tez hipokratyków oraz późniejszych lekarzy rzymskich, Soranusa i Galena – wywierały przez wiele kolejnych wieków decydujący wpływ na refleksję nad reprodukcją zwierząt i człowieka. Arystoteles wykonał wiele doświadczeń, a nawet sekcji embrionów zwierzęcych różnych gatunków[1]; prawdopodobnie badał także embriony ludzkie po aborcji. Wypracowany przez niego model rozwoju kurzego zarodka był jednym z najbardziej znanych w naukach przyrodniczych; służył jeszcze jako wzorcowy opis w szkole padewskiej[2] w epoce Renesansu (modelem tym posługiwał się nawet W. Harvey w XVII w.). Któż jednak dziś pamięta, że Arystoteles – ten zacny filozof Wielkiej Grecji – był też biologiem i przyrodnikiem?

Podobną pasją w zgłębianiu wiedzy biologicznej i medycznej odznaczali się także niektórzy myśliciele wczesnochrześcijańscy. Na przykład Tertulian – teolog z przełomu II i III w. po Chr. – dogłębnie przestudiował najobszerniejszy traktat ginekologiczny czasów starożytnych – Gynaikeia Soranusa z Efezu, czego liczne ślady pozostawił w swoim dziele "O duszy" ("De anima"). Omówił w nim m.in. mechanizm dziedziczenia cech rodziców przez potomstwo[3] oraz podał szczegółowy opis narzędzi chirurgicznych, których używali starożytni lekarze do zabiegu spędzenia płodu ludzkiego.[4] Inny filozof i teolog starożytny – Grzegorz z Nyssy – był zafascynowany anatomią i fizjologią ludzkiego ciała.[5] Organy ludzkie dzielił na cztery kategorie: 1) te "bez których utrzymanie człowieka przy życiu byłoby niemożliwe" (mózg, serce i wątroba); 2) "organy, które dodają czegoś dobrego, i sprawiają, że życie ludzkie jest przyjemne" (zmysły); 3) narządy, które mają "na celu następstwo [pokoleń] i przekazywanie [życia]"; 4) oraz "inne narządy, służące podtrzymywaniu życia każdego człowieka, jak żołądek czy płuca".[6] Ten dość oryginalny podział tłumaczył zamierzonym przez siebie celem, jakim było ukazanie, "że siła życiowa nie działa w nas w sposób jednorodny i za pomocą jakiegoś jednego narządu. Natura rozdzieliła zdolność podtrzymywania życia na wiele części i uczyniła koniecznym współdziałanie wszystkich dla [dobra] całości".[7]
To tylko nieliczne przykłady całej plejady myślicieli, którzy ściśle łączyli badania empiryczne z refleksją filozoficzno-moralną nad ludzkim postępowaniem. Przez kolejne wieki medycyna związana była z filozofią i należała – wraz z teologią i prawem – do głównych nauk wykładanych na średniowiecznych uniwersytetach, których zgłębianie możliwe było jedynie dla adeptów tzw. nauk wyzwolonych (łac. artes liberales) – czyli "umiejętności godnych człowieka wyzwolonego". Także w czasach Renesansu wielcy medycy byli równocześnie myślicielami i filozofami.

Czasy nowożytne – rozdźwięk między naukami biologicznymi a filozofią

Sytuacja uległa zmianie w czasach nowożytnych, począwszy od doby Oświecenia, kiedy to dokonano dość sztucznego i apriorycznego podziału nauk na ścisłe i humanistyczne. Filozofia – oraz jej integralna część, jaką jest etyka – znalazły się w tej drugiej grupie, ściągając na siebie coraz częstsze podejrzenia o "nienaukowość", "metodologiczną nieweryfikowalność" itp. Człowiek zaczął być postrzegany jedynie w kategoriach materialnych, a jego sfera duchowa była coraz częściej sprowadzana do przejawów czystej socjobiologii. Z jednej strony niektórzy filozofowie uzasadniali, że "wszystkie bez wyjątku narządy duszy są narządami ciała"[8], z drugiej zaś – na podstawie wypracowanej w XIX wieku teorii ewolucji – zaczęto uzasadniać, iż wszelkie sądy moralne są zmienne; są wyrazem pewnego rozwoju biologicznego człowieka i dlatego nie mogą sobie uzurpować miana orzeczeń absolutnych, obowiązujących w sumieniu. Wyrazem takiego przekonania był nie tylko marksistowski materializm, lecz także prawdopodobnie mniej znana, lecz bardziej brzemienna w skutki teoria Johna Christiana Smutsa (1870–1950), wedle której wszechświat podlega dynamicznej, twórczej ewolucji, prowadzącej do powstawania coraz to nowych, jakościowo różnych całości, niedających się już zredukować do sumy swych części (teoria tzw. holizmu). W tej wizji człowiek jawi się jedynie jako cząstka innego, większego organizmu, rozwijającego się według swoich ewolucyjnych reguł; powinien w nim zająć właściwe mu miejsce, bez "nieuzasadnionego uzurpowania sobie nadzwyczajnych przywilejów i praw".[9] Człowiek został w ten sposób zredukowany do jednego poziomu z roślinami i zwierzętami, przestał już być cząstką różną i wyższą od innych bytów, lecz stał się efemerycznym elementem żywego organizmu Wszechświata. Partycypując w uniwersalnym kodzie genetycznym, został sprowadzony do poziomu zjawiska biologicznego, przemijalnego i poddanego podstawowym imperatywom ekologicznym. Skutki takiego sposobu myślenia dają się odczuć do dziś.

Czasy współczesne – pojednanie biomedycyny z etyką

Doświadczenia XX wieku zweryfikowały negatywnie rozwód nauk "ścisłych" (szczególnie biologii, medycyny) i "humanistycznych" (szczególnie filozofii i etyki). Bodajże najbardziej znamiennym tego przejawem była publikacja książki V.R. Pottera "Bioethics. Bridge to the future"[10], gdzie autor postulował rozwój nowej dziedziny nauki – bioetyki – która, łącząc znajomość medycyny i biologii z wiedzą o ludzkich wartościach, miała stanowić symboliczny most wiodący ludzkość ku lepszej przyszłości. Dziś, po prawie 40 latach od tamtej publikacji tym bardziej słuszny wydaje się postulat powrotu medycyny i biologii do swojej tradycji filozoficznej, humanistycznej oraz do etyki związanej z aksjologicznymi założeniami moralności uniwersalnej, powszechnej – tzn. obowiązującej wszystkich ludzi. Lecz powstaje w tym miejscu pytanie: co mogłoby stanowić wspólny mianownik tego długo oczekiwanego pojednania?

Po pierwsze: człowiek – jako dobro naczelne. Po traumatycznych doświadczeniach eksperymentów na całych narodach i grupach społecznych (marksizm, eugenika, troska o "czystość rasy") nie ulega dziś wątpliwości, że tylko ponowne postawienie człowieka na pierwszym miejscu w hierarchii dóbr gwarantuje humanizację medycyny. Wystrzegać się zatem należy takich badań, w których człowiek stanowiłby nie cel, lecz środek do osiągnięcia jakichś innych korzyści poza nim samym – czy to naukowych, czy finansowych, czy jakichkolwiek innych. Wracając do sytuacji opisanej na wstępie, należałoby zatem odpowiedzieć pani profesor, że nie miała racji. Nie jest bowiem istotne, czy dane doświadczenie jest przeprowadzane pod mikroskopem, czy też na dorosłym człowieku – jeśli w jakikolwiek sposób gwałci dobro osoby ludzkiej, jest niegodziwe samo w sobie i nie podlega prawom "czystej biologii".

Po drugie: dobro wspólne, które jest sumą tych warunków życia społecznego, w jakich ludzie mogą pełniej i szybciej osiągnąć swoją osobistą pełnię, rozwój i doskonałość. Zasada ta eliminuje myślenie utylitarystyczne, wedle którego liczy się tylko to, co użyteczne. Dobro wspólne dotyczy wszystkich ludzi, zatem także tych którzy nie mogą się domagać swoich praw, czy to dlatego że są jeszcze do tego niezdolni, czy też dlatego że znajdują się w sytuacji zależności od innych członków społeczeństwa (np. w przypadku braku przytomności lub w stanie zamknięcia, kiedy to bezwładny pacjent nie może się komunikować z otoczeniem).

Po trzecie: życie ludzkie. Pojęcie to należy zarówno do języka biologii/medycyny, jak i filozofii/etyki. Od strony czysto empirycznej można zdefiniować jego cechy, takie jak: metabolizm, ruch, oddychanie, reagowanie na bodźce, zdolność rozmnażania się, reprodukcji materiału genetycznego czy wzrostu. Niepodobna jednak określić, czym jest życie samo w sobie. Rozumienie życia zostaje poszerzone przez filozofię, która ukazuje je w horyzoncie jego celu, i to nie tylko tego biologicznego (przekazywanie życia i zachowanie ciągłości gatunkowej), lecz także w płaszczyźnie całościowej, dotyczącej sfery cielesnej i tej nieuchwytnej – duchowej. Życie ludzkie jawi się w tym świetle także jako nośnik specyficznych wartości; bez niego niemożliwa byłaby ani kultura, ani myśl ludzka, ani jakiekolwiek ludzkie uczucie.

Podsumowując: ponowne spotkanie i wzajemne wsparcie biomedycyny i filozofii jest nie tylko pożądane, ale i możliwe. Może się ono dokonać na terenie myślenia personalistycznego, w którym osoba ludzka stanowi najwyższą wartość doczesną. Na jej usługach powinno być zarówno społeczeństwo, jak i nauka oraz technika. Z tego też względu nie wszystkie działania kliniczne czy eksperymentalne jawią się jako etycznie usprawiedliwione; gdyby w jakikolwiek sposób naruszały ludzką godność, należałoby ich zaniechać nawet wówczas, gdyby spodziewano się po nich wymiernych korzyści materialnych czy też dla jakiejś określonej grupy ludzi.

Piśmiennictwo

1. Świadczą o tym jego liczne zapisy, szczególnie w traktatach "O częściach zwierząt", "Zoologia", "O rodzeniu się zwierząt", jak np.: "Widać to jasno u zwierząt kastrowanych..."; "Przypatrzmy się najpierw jądrom samców..."; Arystoteles: O rodzeniu się zwierząt. Tł. Piotr Siwek. W: Tenże: Dzieła wszystkie. T. 4. Warszawa, PWN, 2003: 101– 102 (716 b)
2. Uniwersytet w Padwie był jedną z najprężniejszych szkół wyższych Europy od XV do XVIII w., szczególnie w dziedzinach medycyny, astronomii, filozofii i prawa. Więcej na temat przeprowadzanych tam badań embriologicznych, p: P. Caspar: Penser l'embryon d'Hippocrate a nos jours; recherche bioéthique. Paris-Editions Universitaires, 1991: 23–24
3. Por. Soranus z Efezu: Gynaikeia. I, 12. 14. 39; za: Soranos d'Éphese: maladies de femmes. Paris-Belles Lettres, 1998–2000
4. "Wśród narzędzi lekarskich znajduje się nie tylko instrument do otwierania siłą, przy pomocy ruchu obrotowego, części rodnych, nie tylko okrągły nóż do ostrożnego poodcinania w ich wnętrzu członków, nie tylko tępy hak do dokonania gwałtownego porodu i wyciągnięcia niebezpiecznego płodu, lecz także lancet z brązu do zabicia płodu, do popełnienia na ślepo morderstwa rabunkowego; zwie się ów lancet embriosfactes, jako że nim zabija się żywe dziecię. Posiadał je i Hipokrates, i Asklepiades, i Erasistratos, i Herofilos, który przeprowadzał również sekcje na dorosłych, a także znany z łagodności Soranus – a wszyscy w przeświadczeniu, że poczęty płód żyje i że tylko z litości zabija się to nieszczęsne niemowlę, nie chcąc go żywcem rozszarpywać. O konieczności takiego mordu nie wątpił nawet wzmiankowany wyżej Hikezjusz, mimo że uważał, iż dusza wstępuje w zrodzony płód dopiero przy zetknięciu się go z zimnym powietrzem (...) Nie mówię już o tym, że znamy dzieci, które po rozcięciu brzucha matki wydobyto żywe, jak było na przykład w wypadku Libera lub Scypiona"; Tertulian: O duszy. XXV, 4–8. Tł. M. Michalski. W: Antologia literatury patrystycznej. T. 1. Warszawa, ATK, 1969: 387–388
5. Np. cały rozdział XXX traktatu "O stworzeniu człowieka", w którym Grzegorz podaje syntezę tez medycznych starożytności; por. Grzegorz z Nyssy: O stworzeniu człowieka. Tł. M. Przyszychowska. Kraków, WAM, 2006: 141–143
6. Tamże: XXX, 2 
7. Tamże; por. także: M. Przyszychowska: Wstęp. W: Grzegorz z Nyssy: O stworzeniu człowieka. 6-7
8. D. Hume: O nieśmiertelności duszy. W: Tenże: Badania dotyczące rozumu ludzkiego. Kraków, 2004: 147
9. M. Schooyans: L'Evangile face au desordre mondial. Paris-Fayard, 1997: 82 (tł. A. Muszala)
10 V.R. Potter: Bioethics: bridge to the future. New York, 1971