Miniony tydzień, naznaczony przez świąteczne dni szczególnej zadumy, upłynął – w polityce – na dopinaniu szczegółów umowy koalicyjnej. Wszystko wskazuje, że na początku tygodnia poznamy jeśli nie detale, to przynajmniej zręby tego, co ustaliły zespoły robocze i na co zgodzili się liderzy. W sprawach zdrowia potwierdzają się praktycznie wszystkie informacje, które przekazujemy od połowy października.
Lista grzechów głównych popełnionych w ciągu ostatnich ośmiu lat jest długa – wskazujemy tylko kilka najważniejszych. Gdyby znalazły wyjaśnienie (i rozliczenie), już można byłoby mówić o dużym sukcesie.
Sygnały płynące od liderów partii demokratycznej opozycji pozwalają sądzić, że w ciągu kilku dni rozmowy zostaną domknięte i być może w tym tygodniu zostanie ogłoszona przynajmniej ramowa umowa koalicyjna – z podziałem zakresu odpowiedzialności w rządzie.
Niewykluczone, że kandydat na stanowisko ministra zdrowia nadejdzie z zupełnie innej strony. Nawet, jeśli tylko przejściowy, bez szans na rozpoczęcie urzędowania.
Jedna z pierwszych decyzji nowego rządu na styku ochrony zdrowia i nauki będzie musiała dotyczyć kształcenia przyszłych lekarzy. To, co wydarzyło się w tym obszarze, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, może przynieść opłakane – choć trudno powiedzieć, by niespodziewane – skutki. Dla systemu, dla pacjentów i może przede wszystkim dla młodych ludzi, którzy dopiero podjęli studia.
Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalne wyniki wyborów, można więc zakładać, że zgodnie z zapowiedzią ugrupowania demokratycznej opozycji lada moment rozpoczną rozmowy o utworzeniu koalicyjnego, większościowego rządu.
W sprawach systemu ochrony zdrowia wiele decyzji powinno lub wręcz musi być podjętych w pierwszym półroczu rządów, najdalej – w ciągu roku, by miały szansę w ogóle wejść w fazę realizacji.
W niedzielę wybory. W piątek o północy – początek ciszy wyborczej, która co prawda w dużym stopniu jest w tej chwili fikcją, ale nikt się nie kwapi, by z nią zerwać. Na co warto zwrócić uwagę na samym finiszu kampanii wyborczej?
Ponieważ dla Polaków najważniejszym wyzwaniem, z jakim powinni zmierzyć się politycy po wyborach, jest poprawa sytuacji w ochronie zdrowia, „logiczne” jest, że w debacie przedwyborczej w TVP ochronie zdrowia poświęcono zero uwagi.
Ministerstwo od blisko dwóch lat prowadzi aktywną politykę ignorowania pandemii, ale nowa deklaracja przenosi ją na nieco wyższy poziom.
35 proc. Polaków oczekuje od kolejnego rządu skrócenia kolejek do specjalistów. Odczyt badania priorytetów kłóci się jednak z narracją rządu, który powtarza, że przez osiem lat nie tylko skrócił, ale zlikwidował kolejki w ochronie zdrowia.
Propaganda zamiast informacji i komunikacji. Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Jest dobrze, będzie lepiej, albo, cytując klasyka, którego szkoła już za kilkanaście dni zacznie kształcić przyszłych lekarzy: – Alleluja i do przodu!
Zdrowie powinno być ponad podziałami politycznymi i takie deklaracje nader często padają, jednak nie jest – i najlepiej zapomnieć o tym wyświechtanym frazesie.
Jak wygląda po czterech latach realizacja najważniejszych obietnic z zakresu ochrony zdrowia?
Głównym celem polityki zdrowotnej Prawa i Sprawiedliwości jest troska o zdrowie publiczne – tak rozpoczyna się fragment programu wyborczego PiS poświęcony ochronie zdrowia.
Na liście jest dwóch ministrów zdrowia i wiceminister. Problem w tym, że katalog „win” jest wątpliwy, a na pewno – niepełny.
W 2015 roku wyborcy znudzili się przysłowiową „ciepłą wodą w kranie” i zirytowali ośmiorniczkami na talerzach podsłuchiwanych przez kelnerów polityków. Czy w 2023 roku zapowiedź ciepłej zupy na szpitalnym talerzu rozpali wyobraźnię Polaków na tyle, by po ośmiu latach rządów ponownie oddali ster nawy państwowej w ręce lidera PiS?
Podczas konwencji programowej w Tarnowie Koalicja Obywatelska przedstawiła sto konkretów na pierwszych sto dni rządów. To ważne zastrzeżenie – nie można ich utożsamiać z całościowym programem wyborczym.
Konkretów dla ochrony zdrowia na konwencji w Końskich nie pokazano – poza wymienieniem przedsięwzięć już zrealizowanych oraz programu „Dobry posiłek”. Pojawiła się natomiast sugestia przesunięcia części środków z NFZ do resortu sportu.