Narodowy Fundusz Zdrowia zmienia wzór sprawozdania z wykonania programów profilaktycznych w POZ. I znowu przerzuca na lekarzy swoje obowiązki związane z rozliczaniem leczenia pacjentów.
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
– Wcześniej wystawialiśmy jeden rachunek zbiorczy za wszystkich pacjentów, którzy byli włączani do programu profilaktycznego chorób serca i cukrzycy. Kryteria włączania do programu były dwa: wiek zgodny z tym zapisanym w programie i brak wcześniejszej diagnozy – mówi Tomasz Zieliński, lekarz rodzinny z Porozumienia Zielonogórskiego. – Takie uregulowanie było przejrzyste i zrozumiałe. Ale niedawno się zmieniło – dodaje.
Teraz do sprawozdania SIMP trzeba dołączać informację o uprawnieniach pacjentów do korzystania z programu. W formularzu trzeba rozdzielić ich na rezydentów UE, osoby, które zostały skierowane do przychodni decyzją wójta lub burmistrza (czyli osoby nieubezpieczone) i „inne” – czyli zdecydowaną większość pacjentów. – Doskonale rozumiem, dlaczego takie uregulowanie jest wprowadzane: NFZ łatwiej jest rozliczać pacjentów, szczególnie cudzoziemców mieszkających w Polsce. Nie rozumiem za to, dlaczego to lekarz ma wykonywać za urzędników NFZ pracę, którą powinni robić w oparciu o własne systemy informatyczne – dodaje Zieliński.
Podkreśla, że uprawnienia pacjenta powinny być określane przez NFZ, biurokracją na tym poziomie nie powinien zajmować się lekarz – bo z tego, do której grupy został pacjent, przypisany nic nie wynika dla jego zdrowia i procesu leczenia.
- Jest to szczególnie istotne w świetle deklaracji Ministerstwa Zdrowia o odbiurokratyzowaniu systemu – mówi.
Zieliński wyliczył, ile czasu zajmuje wypełnienie jednej dodatkowej rubryki w skali kraju: nawet jeśli dodatkowy obowiązek zajmie każdemu z lekarzy zaledwie 30 sekund, to przeliczając te 30 sekund x 12 sprawozdań co miesiąc x 6000 placówek POZ, wychodzi ponad 600 godzin pracy. – Oczywiście to obliczenie jest oparte o założenie, że każdy lekarz błyskawicznie zapozna się i zrozumie instrukcję. To nie jest jednak oczywiste. Myślę, że wiele osób będzie dzwonić do urzędu i wyjaśniać, czego właściwie się od nich oczekuje – mówi Zieliński. – A to stracone kolejne minuty czasu lekarza.