×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Leczenie prywatne na koszt NFZ?

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Wypowiedź p.o. prezesa NFZ Andrzeja Jacyny, który opowiedział się za wpisaniem do ustawy gwarantowanego czasu rozpoczęcia leczenia, żyje własnym życiem. W mediach nie brak spekulacji, że już wkrótce Fundusz będzie zwracał pacjentom pieniądze za prywatnie wykonane zabiegi (czy odbyte konsultacje lub badania), jeśli czas oczekiwania na świadczenie będzie zbyt długi.

Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta

Na razie nic nie wskazuje, by miało to cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Niestety. Co prawda szef Funduszu rzeczywiście chciałby wpisać do ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych gwarancje, jak długo pacjent może czekać na poszczególne świadczenia, ale to – na razie – wszystko.

Nic dziwnego. Rozwiązanie, o którym w kontekście wypowiedzi Andrzeja Jacyny mówią eksperci – czyli np. zwrot pieniędzy za wykonane w prywatnej placówce świadczenie, na które czas oczekiwania był zbyt długi – w praktyce zdewastowałoby obecny system ochrony zdrowia, który zachowuje resztki równowagi opierając się na wyzysku kadr medycznych, mierzonym w ilości pracy względem wynagrodzenia oraz ograniczeniach w dostępności do świadczeń.

Gdy kilka lat temu w Brukseli trwały prace nad unijną dyrektywą w sprawie swobodnego wyboru przez pacjentów miejsca i kraju, w którym chcą się leczyć, Polska była jednym z krajów, które robiły wszystko, by zablokować i opóźnić unijne regulacje, które sprowadzają się właśnie do tego, o czym w tej chwili mówi Andrzej Jacyna: pacjenci muszą mieć gwarancje dostępu do świadczeń medycznych w racjonalnym czasie (na pewno nie jest racjonalne kilkunastomiesięczne, lub nawet kilkuletnie oczekiwanie na wizytę u specjalisty, badania czy operacje). Jeśli publiczny system ochrony zdrowia nie jest pacjentowi w stanie zapewnić takiego dostępu, pacjent może sam zdecydować, gdzie skorzysta z leczenia, a następnie przedstawić rachunek za leczenie.

Kraje, w których co do zasady nie ma kolejek oczekujących, nie miały żadnego problemu z implementacją dyrektywy. Dania gwarantuje swoim obywatelom dostęp do rozpoczęcia każdego leczenia w ciągu 30 dni, jeśli jest to niemożliwe, pacjent otrzymuje zwrot kosztów leczenia w klinikach prywatnych (lub za granicą). Tymczasem Polska zaimplementowała dyrektywę tylko częściowo i w sposób daleki od oczekiwań pacjentów. Absurdalnym – ale uzasadnionym ekonomicznie z punktu widzenia płatnika – rozwiązaniem jest np., że NFZ refunduje operacje zaćmy, ale wyłącznie za granicą. Efekt? Polacy jeżdżą leczyć zaćmę do Czech, ale nie tylko w czeskich klinikach: ostatnio w mediach pojawiły się informacje, że za naszą południową granicą powstała już polska placówka specjalizująca się w takich zabiegach.

Wpisaniu do ustawy gwarantowanego czasu dostępu do leczenia musiałaby towarzyszyć decyzja o likwidacji limitowania świadczeń i urealnienie wycen procedur medycznych. A jednocześnie – gotowość, po stronie polityków, do wzięcia odpowiedzialności za przyspieszoną, i niekiedy bardzo bolesną, restrukturyzację bazy szpitalnej. Dziś utrzymywanej – jak oceniają eksperci, nawet w jednej trzeciej – przede wszystkim ze względów socjalnych, albo – jak mówił kilka miesięcy temu wiceminister Piotr Gryza, dla „wspólnototwórczej” roli szpitali. Pieniądze musiałby bowiem płynąć tam (i tylko tam), gdzie szpitale mają niewykorzystany potencjał leczenia pacjentów.

Dyskusja o sieci szpitali nabrałaby wtedy na pewno większego sensu. Bo realnym problemem (a na pewno nie najważniejszym) polskiego systemu ochrony zdrowia wcale nie są i nie byli prywatni świadczeniodawcy „wybierający rodzynki”. Tym problemem jest nieracjonalne rozpraszanie strumieni finansowych na zbyt dużą w stosunku do potrzeb pacjentów liczbę placówek i łóżek szpitalnych – tutaj statystyki są bezlitosne. Od lat.

I choć premier Mateusz Morawiecki mówił we wtorek o „skokowym” wzroście finansowania (choć lepiej rzeczywistość oddaje określenie „pełzający”), tej sytuacji nie zmienią nawet większe publiczne pieniądze. – W ochronie zdrowia nie może być prywatyzacji zysków i upaństwowienia strat – mówił podczas exposé premier, posługując się krążącym od lat wśród finansistów bon motem (do tej pory opisującym sytuację w sektorze bankowym, np. w sprawie toksycznych kredytów walutowych). Problem w tym, że w ostatecznym rozrachunku i zyski i straty w systemie ochrony zdrowia są udziałem pacjentów.

13.12.2017
Zobacz także
  • Czas oczekiwania na leczenie określi ustawa?
  • Między marzeniami a rzeczywistością
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta