×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Edukacja w oparach absurdu i beznadziei

Anna Pommersbach

• Dla lekarzy pracujących w szpitalach studenci są kłopotem. W efekcie student nie odbywa zajęć praktycznych, bo nie ma kto go uczyć.
• Bywa, że studenci mają zrobić badanie, które robi się bardzo rzadko w Polsce. Lekarze znający realia często wpisują studentom ocenę za nic.
• Na Zachodzie realia studiów medycznych zostały zorganizowane tak, aby student miał poczucie, że wiedza teoretyczna przydaje się w praktyce.
• Coraz więcej lekarzy doświadcza wypalenia zawodowego. To odstrasza studentów medycyny od kontynuowania nauki.

Fot. Adobe Stock

Edukacja lekarzy w naszym kraju pozostawia wiele do życzenia. Organizacja studiów i sposób kształcenia zostały pomyślane w taki sposób, że w efekcie na każdym kroku zniechęcają przyszłych lekarzy do nauki. System i realizacja edukacji medycznej w Polsce są oderwane zarówno od potrzeb studenta, jak i od potrzeb oraz realiów systemu ochrony zdrowia, który dla dzisiejszego słuchacza studiów medycznych jest przyszłym pracodawcą. Wiedza i doświadczenie młodego medyka jest bękartem źle przemyślanej formy zajęć i niewydajności szpitali.

W teorii organizacja, w praktyce absurd

Wydawałoby się, że precyzyjnie określone wymogi programowe mogą w prosty sposób ograniczyć potencjalne patologie systemowe. Rozporządzenie o edukacji medycznej wymienia jasno określoną liczbę godzin i punktów ECTS, które trzeba wyrobić, w ramach każdej dziedziny medycyny, a także konieczne efekty kształcenia w zakresie wiedzy, umiejętności (np. rozpoznanie problemów medycznych i określenie priorytetów w zakresie postępowania lekarskiego) oraz kompetencji społecznych (takich jak nawiązanie i utrzymanie głębokiego oraz pełnego szacunku kontaktu z pacjentem, jak również przestrzeganie tajemnicy lekarskiej i praw pacjenta).

Na pierwszy rzut oka program nauczania wydaje się sensowny. Pierwsze dwa lata studiów przyszli medycy uczą się podstaw biofizyki, biochemii oraz chodzą na praktyczne zajęcia z komunikacji z pacjentem. Problem jednak polega na tym, że kontakt z realnym pacjentem, szpitalem i całą machiną systemu zdrowia student ma dopiero od trzeciego roku. W kilkuosobowych (raczej 6 niż 3) grupach odbywają się praktyczne zajęcia na kolejnych oddziałach (pediatria, kardiologia, ginekologia itp.). Jedna taka „rotacja” trwa od kilkunastu do kilkudziesięciu dni – w zależności od dziedziny medycyny.

Równocześnie studenci uczestniczą w zajęciach teoretycznych, które korespondują z właśnie odbywanymi praktykami w szpitalu. Założeniem programu jest to, że każdy student powinien być ekspertem w każdej dziedzinie medycyny, więc wiedza do opanowania jest bardzo szeroka. W teorii brzmi to sensownie, ale w praktyce kończy się to tym, że studenci po rotacji na pulmonologii nie umieją wyleczyć zapalenia płuc, ponieważ musieli w miesiąc przyswoić całą zgromadzoną wiedzę na temat danej dziedziny, a wiedzieli, że na egzaminie wykładowcy zadają podchwytliwe pytania z chorób bardzo rzadko występujących.

Po sześciu latach studiów i zdaniu tzw. Lekarskiego Egzaminu Końcowego młodzi doktorzy odbywają roczny staż, w czasie którego mają zdecydować, jaka dziedzina medycyny ich interesuje i w czym chcieliby się specjalizować. Jest to również pierwszy moment, kiedy lekarz zaczyna realnie zarabiać, gdyż praktyki w trakcie studiów, niezależnie, czy są realizowane w ramach czy poza systemem, są bezpłatne (za niektóre nawet czasem trzeba zapłacić „koszty” zużycia materiałów).

W teorii wygląda to bardzo sensownie, ale główna i najważniejsza część edukacji medycznej, którą są praktyczne zajęcia w szpitalach, pozostawia wiele do życzenia. Z kilkugodzinnych zajęć praktycznych na oddziale często student realnie uczy się niecałą godzinę. Lekarze, którzy teoretycznie mają „zaopiekować się” grupą studentów, nie mają na to czasu, gdyż ich grafik jako pracownika szpitala nie przewiduje poświęcenia części dnia na uczenie i rozmowę ze studentami.

– Przychodzimy na 8 do szpitala, pół godziny biegamy po szpitalu, próbując znaleźć przydzielonego nam na ten dzień opiekuna-lekarza. Gdy wreszcie go spotkamy, ten widząc nas – uciekł w boczny korytarz – opowiada student 6. Roku. – Jest za mało lekarzy, więc każdy z nich pracuje na ponad etat. Studenci często są tylko dodatkowym kłopotem – dodaje JK. Lekarze też często nie wiedzą, co dana grupa studentów umie, jakie ma kompetencje, więc trudno im przydzielić odpowiednie zadania – co byłoby sytuacją win-win: studenci nabywają praktyki, odciążając lekarza.

Niepraktyczna jest również liczebność grup – aby każdy student mógł poćwiczyć, pacjent musiałby być zbadany około 5 razy! Duża grupa „obserwatorów” może też być po prostu niekomfortowa dla pacjenta, np. w przypadku badań ginekologicznych. W efekcie lekarze nie delegują studentom zadań, gdyż więcej w tym kłopotu i zamieszania niż pożytku. – Nieraz zdarzyło się tak, że na egzaminie praktycznym pierwszy raz wykonujemy dane badanie. Egzaminatorzy zdają sobie z tego sprawę, więc często tłumaczą w czasie egzaminu, jaka jest procedura i pokazują, jak wykonać badanie lub inną czynność i proszą egzaminowanego studenta, aby powtórzył. Student zdaje na 5 – opowiada AR.

W ten sposób student nie jest „wchłaniany” przez oddział i traktuje się go raczej jak intruza. Powoduje to, że nie obserwuje przebiegu chorób, nie uczy się zarządzania leczeniem ani nie nabiera wprawy w budowaniu relacji z pacjentem (w tym umiejętności komunikacji) – a przypomnijmy, że wszystkie te kompetencje są jasno określone jako główne cele edukacji medycznej.

Piątka za coś, czego student nie zrobił

Kolejnym tylko teoretycznie dobrym rozwiązaniem jest tzw. książeczka praktycznych umiejętności medycznych, czyli spis wszystkich badań i czynności, które student powinien wykonać w trakcie praktyk. Miałoby to sens, gdyby nie fakt, że niektóre z punktów wykonuje się dosłownie kilkanaście razy w skali całego roku w Warszawie, więc student fizycznie nie jest w stanie przy nich asystować. Efekt jest taki, że lekarze masowo wystawiają potwierdzenie umiejętności, których student absolutnie nie miał okazji zdobyć.

– Ten system jest po to, by go obchodzić – mówi AR. – Większość lekarzy wie, tak samo jak studenci, że jest niemożliwe przećwiczenie wszystkich umiejętności z książeczki – dodaje AR. Zawsze się znajdzie jakiś lekarz, który „zna zasady gry” i bez problemu podpisze książeczkę.

Podobna sytuacja jest w przypadku samego programu – polskie uniwersytety zakładają, że student ma mieć wiedzę i umiejętności z każdej dziedziny medycyny na poziomie specjalizacji, jednak jest to wiedza teoretyczna, która nie ma okazji się umocnić i rozszerzyć poprzez praktykę. Student, ucząc się do egzaminu, nie ma żadnego praktycznego odniesienia do swoich doświadczeń w szpitalu.

12.07.2022
strona 1 z 2
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta