Jedyną formą prewencji jest brak kontaktu z zakażoną osobą. Jedyne, co działa w 100 proc., to izolacja – powiedział minister zdrowia Łukasz Szumowski. Dodał, że według hipotez na koronawirusa zachoruje 10–20 proc. społeczeństwa.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski. Fot. Adam Guz/KPRM
Minister zdrowia w rozmowie z „GP” był pytany, w jaki sposób kształtować sytuację, aby radzić sobie z narastającą liczbą przypadków zakażonych koronawirusem oraz gdzie może być kres tej choroby.
– Z jednej strony wiemy, że aktywność wirusa zależy m.in. od temperatury. Oczywiście to jest nowy wirus. Nie znamy jego dokładnej biologii. Mówię o zachowaniach związanych z porą roku i sezonowością. To wirus z grupy koronawirusów, w związku z tym być może wygaśnie jego aktywność w lecie, a przynajmniej w dużej mierze się ograniczy. Ale tego jeszcze dokładnie nie wiemy. Nikt nie wie – zaznaczył szef MZ.
Dodał, że „być może wirus zmutuje i wygaśnie, a być może będzie funkcjonował jako zakażenie”. – Wytworzymy na niego odporność, tak jak na wirusa grypy, może nie idealną, ale zawsze jakąś. Poza tym mamy szczepionki. Przemysł szybko reaguje i tworzy szczepionkę, więc jak już ją raz wytworzy, to modyfikowanie jej dla kolejnych mutacji jest prostsze. W końcu nie bez znaczenia może tu być także temperatura – powiedział szef MZ.
Jak dodał, aktywność wirusa spada wraz ze wzrostem temperatury. – Były badania koronawirusa i okazało się, że przy minus 20 stopniach Celsjusza jego aktywność drastycznie spada, przy plus 7–8 stopniach jest największa, a przy 20 stopniach znów znacząco spada – wskazał Szumowski.
Jak mówił „przekonamy się, co będzie”, ale trzeba się zabezpieczyć na każdą ewentualność. – Kwestia szczepionki to czas co najmniej 18 miesięcy. Teraz może już niecałych 17 miesięcy – podkreślił.
Pytany, dlaczego to tyle trwa, odpowiedział, że muszą być one sprawdzone bardzo dokładnie. – Choć szczepionki są najbardziej przebadanymi lekami, to jednak zawierają elementy obcego ciała, białka. Musimy je sprawdzić nad wyraz dokładnie. I mieć pewność, że są skuteczne, bo jak będziemy produkować i szczepić, a efektu nie będzie, to znajdziemy się w absurdalnej sytuacji – ocenił.
Tymczasem - jak dodał - „mamy naszą własną zaporę, czyli odporność organizmu”. – Mamy wiedzę, że ludzie zdrowieją, że 80 proc. przechodzi infekcję łagodnie. O czym to świadczy? Po pierwsze o tym, że nasz układ odpornościowy zwalcza wirusa. Po drugie, doniesienia o powtórnych zachorowaniach nie są udokumentowane w prasie fachowej – zaznaczył.
Minister zdrowia przekonywał, że w obecnej sytuacji bardzo ważna jest izolacja: – Wiemy, że w wioskach, które zostały całkowicie zamknięte w północnych Włoszech, po dwóch tygodniach liczba nowych przypadków wyniosła zero. To pokazuje, że izolacja działa. Te społeczności przechorowały i są już zdrowe.
Pytany, czy jesteśmy dziś w stanie określić, do jakiego poziomu zachorowań możemy dojść, przyznał, że są różne scenariusze rozwoju wypadków. – W wyniku zrządzenia losu doszło do sytuacji, którą można potraktować jako eksperyment. Mówię o wycieczkowcu Diamond Princess, którym podróżowało 2,5 tysiąca pasażerów. Statek był zamknięty i działała na nim klimatyzacja, w której miesza się powietrze. Przez dłuższy czas stał w jednym miejscu. Zachorowało 700 osób – wskazał szef MZ.
– To pokazuje, ilu ludzi może zachorować. Na pewno zachoruje mniej w populacji otwartej. Myślę, że 10–20 proc. społeczeństwa. W efekcie wszyscy się zetkną w jakiś sposób z wirusem i mogą mieć odporność. To jest jednak nadal pewna hipoteza – zaznaczył.
Podkreślił, że jedyną formą prewencji jest brak kontaktu z zakażoną osobą. – Jedyne co działa w 100 proc., to izolacja. Rola ministra zdrowia w czasie epidemii przypomina trochę rolę dowódcy generalnego w czasie wojny.