Szpital im. St. Żeromskiego w Krakowie dostał we wtorek 6 kwietnia prawie 1800 rozmrożonych dawek szczepionki Comirnaty (Pfizer/BioNtech) i musi je wykorzystać do najbliższej soboty wieczorem. Dyrektor placówki, w ostrych słowach komentując dostarczenie dawek w tej postaci (mimo iż szpital ma zamrażarki do przechowywania preparatów głęboko zamrożonych) zapewniał, że zrobi wszystko, aby żadna dawka się nie zmarnowała, nawet jeśli byłaby konieczność złamania zasad harmonogramu szczepień. W środę wieczorem kryzys zażegnano – szpital ma już pełną listę osób do zaszczepienia.
Szpital im. Żeromskiego w Krakowie. Fot. Jakub Ociepa/ Agencja Gazeta
– Nie będąc wcześniej przygotowanymi, do soboty musimy ściągnąć 1 760 osób na szczepienie. Nie ulega żadnej wątpliwości, że nie zmieścimy się w warunkach dyktowanych przez ministerstwo dotyczących grup i przedziałów wiekowych. Nie dopuścimy do tego, żeby szczepionki się zmarnowały – mówił dr Jerzy Friediger, cytowany przez portal lovekrakow.pl. Podkreślił, że preparaty miały przyjechać zamrożone, „ale ktoś sobie wymyślił, że je rozmrozi”. Szpital im. Żeromskiego, jak zapewnia w mediach dyrektor, ma warunki do przechowywania zamrożonych szczepionek – w tym celu zakupiono specjalistyczny sprzęt.
Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych potwierdziła, że szpital rzeczywiście zamówił zamrożone szczepionki, ale zrobił to po raz pierwszy i nie zdążył jeszcze przejść systemowej procedury kwalifikującej go do otrzymania dawek zamrożonych – stąd nieoczekiwana (przez szpital) zamiana zamówienia na dawki rozmrożone. Agencja oferowała też placówce ewentualną pomoc, gdyby okazało się, że niemożliwe jest zagospodarowanie dawek, ale już w środę wieczorem szpital poinformował, że nie będzie ona potrzebna, bo lista osób do zaszczepienia została skompletowana. Na liście znalazły się osoby z roczników 1952–1961, szpital zadbał też o kilkusetosobową listę rezerwową i jak zapewniła placówka – a także Urząd Miasta Krakowa – szczepione będą jedynie osoby uprawnione do tego według harmonogramu szczepień.
Jednak zwiększona podaż szczepionek i przeniesienie ciężaru szczepień na punkty szczepień masowych prędzej czy później wymusi podjęcie decyzji o rozwiązaniach awaryjnych, doraźnych. Jeśli założyć optymistyczny scenariusz, według którego na szczepienie (z różnych względów) nie stawia się każdego dnia 5% zapisanych osób, jeśli w punkcie szczepień dziennie będzie prowadzonych 2000 szczepień (a nie są to wartości rekordowe, bo np. na Stadionie Narodowym w Warszawie dzienna przepustowość ma się zwiększyć do 10 000), jest oczywiste, że trzeba się przygotować na minimum 100 dawek, które zostaną po każdym dniu szczepień. W przypadku największych punktów może to być wręcz kilkaset dawek. Albo więcej, bo dotychczasowe doświadczenia wskazują, że na szczepienia niekiedy nie zgłasza kilkanaście lub nawet 20% zapisanych pacjentów. Aby zapobiec marnowaniu dawek i jednocześnie nie hamować procesu szczepień można byłoby zastosować rozwiązanie znane z Izraela, gdzie po kilku godzinach od początku szczepień rozdawano wejściówki, uprawniające do skorzystania z uwolnionych dawek osobom oczekującym, wykonując te szczepienia pod koniec dnia. Prawdą jest, że żadna dawka nie powinna zostać zwrócona do utylizacji, bo są na wagę złota. Każda dawka może uratować zdrowie i życie człowieka.
W tej chwili niektóre punkty szczepień masowych prowadzą podobne działania – choć dotyczą one przede wszystkim osób, które mają wystawione skierowania i wyznaczone terminy szczepień (ale na odleglejszy, majowy termin). Mogą one spróbować przerejestrować się już w punkcie szczepień, a następnie od razu poddać się szczepieniu – jeśli tylko takie niewykorzystane dawki oczywiście się pojawią w danej placówce.
