×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Szczepimy dzieci przede wszystkim po to, żeby je chronić

Monika Wysocka

– Szczepimy dzieci przede wszystkim po to, żeby je chronić. Jeśli przy okazji zmniejszymy zaraźliwość, to będziemy mieć dodatkową korzyść. Ale to nie jest nasz cel – powiedział w rozmowie z PAP dr hab. n. med. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.


Dr hab. Ernest Kuchar. Fot. MP

Monika Wysocka: Wielu rodziców odczuwa strach przed zaszczepieniem swojego dziecka. Wie Pan, dlaczego?

Dr hab. n. med. Ernest Kuchar: W kwestiach dotyczących szczepień często rządzą nami emocje, a gdy w grę wchodzi szczepienie dzieci – te emocje są wyjątkowo silne. Powoduje je niepokój lub wręcz jakaś instynktowna obawa przed nowymi i nieznanym. Dodatkowo tu decyzja jest szczególnie trudna, gdyż przez wiele miesięcy mówiło się o tym, że dzieci nie chorują na COVID-19 lub chorują rzadko, a jeśli już im się zdarzy – to najczęściej chorują łagodnie. Samo więc nasuwa się pytanie: no to po co je szczepić?

No właśnie – po co?

Faktycznie, na początku pandemii dzieci chorowały rzadko, co wynikało z jednej strony z właściwości wirusa, a z drugiej z naszego zachowania – szczelnej ochrony dzieci przed kontaktami z ludźmi. Jednak wariant Delta wszystko zmienił – jest znacznie bardziej zaraźliwy i mówiąc w przenośni – „lubi” dzieci. Dawno nie mieliśmy tylu małych pacjentów. Po prostu ten wariant SARS-CoV-2 jest o wiele bardziej zaraźliwy i w przeciwieństwie do poprzednich – nie oszczędza dzieci.

Po drugie, pojawił się PIMS (pediatric inflammatory multisystem syndrome inaczej MIS-C [multisystem inflammatory syndromein children] – przyp. red.) – wieloukładowy zespół zapalny związany z COVID-19 – czyli typowo dziecięce groźne powikłanie, które może wystąpić także po bezobjawowym zakażeniu SARS-CoV-2. To oznacza, że nawet jeśli dziecko było zakażone bezobjawowo lub chorowało bardzo łagodnie, po około 4 tygodniach może trafić do szpitala z ciężką niewydolnością krążenia. I niestety, jest to stosunkowo częste powikłanie: PIMS rozwija się u jednego na kilkaset do tysiąca dzieci. To zupełnie zmienia bilans korzyści do ryzyka na rzecz szczepień. Kolejna sprawa to następne częste powikłanie, tzw. long COVID, które występuje u około 10% dzieci zakażonych SARS-CoV-2. Oznacza to, że u części dzieci po przechorowaniu COVID-19 objawy choroby utrzymują się tygodniami, a nawet miesiącami. Głównie jest to osłabienie, dziecko nie może biegać, bo bardzo się męczy lub po najmniejszym wysiłku fizycznym lub umysłowym źle się czuje. Inne częste objawy to kołatanie serca, duszność, brak węchu lub zaburzenia snu.

A może odpowiedzialna jest za to pogarszająca się kondycja psychiczna dzieci wynikająca z izolacji, zamkniętych szkół i trwającej już dwa lata pandemii?

Z badania przeprowadzonego we współpracy z brytyjskim Narodowym Instytutem Badań nad Zdrowiem wynika, że 1 na 7 dzieci, które zachorowały na COVID-19, może mieć objawy tzw. long COVID. Zbadano dwie grupy: dzieci z dodatnim wynikiem testu RT-PCR w kierunku SARS-CoV-2 i porównano je z dziećmi, u których w tym samym czasie wynik testu był ujemny. Naukowcy odkryli, że średnio 15 tygodni po wykonanym teście u 14% młodych ludzi z dodatnim wynikiem wciąż utrzymywały się ≥3 objawy COVID-19, a 7% z nich skarżyło się na utrzymywanie ≥5 objawów. Wystarczyło łagodne przechorowanie…

Jednocześnie mamy dowody, że ludzie, którzy są szczepieni przeciwko COVID-19, a mimo to zachorują „z przełamania” (tzn. pomimo szczepienia – przyp. red.) – bo to się zdarza – znacznie rzadziej mają tzw. long COVID. Warto przypomnieć, że kiedyś opisywano zespół przewlekłego zmęczenia po mononukleozie zakaźnej, który był podobny do tego, który występuje po COVID-19. Wygląda na to, że jest coś w rodzaju powirusowego zespołu, tyle że w przypadku COVID-19 jest on bardzo nasilony.
Mamy więc trzy argumenty, by szczepić dzieci: ryzyko ciężkiego zachorowania ma COVID-19 spowodowanego przez wariant Delta, PIMS i tzw. long COVID.

No i dalej nie możemy zapominać o tym, że dzieci mogą przenosić koronawirusa, a bezobjawowy przebieg choroby wyklucza skuteczną możliwość odizolowania zarażonego dziecka...

To prawda, ale tego nie stawiałbym na pierwszym planie. Szczepimy dzieci przede wszystkim po to, żeby je chronić. Jeśli przy okazji zmniejszymy zaraźliwość, to będziemy mieć dodatkową korzyść. Ale to nie jest nasz cel.

W jaki sposób przekonaliśmy się, że szczepienie dzieci jest bezpieczne? Czy dzieci brały udział w badaniu klinicznym?

Oczywiście! To było badanie na grupie ponad 3000 dzieci w 4 krajach: w Stanach Zjednoczonych, Finlandii, Hiszpanii oraz Polsce. Zainteresowanie udziałem w badaniu było w Polsce bardzo duże, mieliśmy znacznie więcej chętnych niż miejsc. Ostatecznie przebadano w Polsce 564 dzieci. Warto wyraźnie to powiedzieć: o tej szczepionce wiemy już bardzo dużo, przecież została podana już ponad 2 miliardom ludzi (≥1 dawkę szczepienia przeciwko COVID-19 otrzymało już prawie 57% światowej populacji [stan na 17.12. 2021 r. wg OurWorldinData] – przyp. red.)!

Nie możemy już używać argumentu, że brakuje nam doświadczenia. Nie dajmy się zwariować – 2 mld ludzi to ogromna grupa. Badanie kliniczne prowadzone wśród dzieci miało więc na celu wyłącznie ustalenie właściwej dawki szczepionki, która byłaby tak samo skuteczna u dzieci w wieku 5–11 lat, jak u dorosłych.

Okazało się, że dzieciom w tym wieku wystarcza 1/3 dawki, którą podajemy dorosłym. Mówiąc krótko: po podaniu dawki o wielkości 10 µg, dzieci osiągają taką samą odporność jak dorośli po szczepieniu większą dawką (tj. 30 µg – przyp. red.).

Jaka jest skuteczność szczepionki dzieci?

W całej grupie zaszczepionych dzieci na COVID-19 zachorowało 3 z nich, a w grupie niezaszczepionych zachorowało 16 dzieci, co dało nam skuteczność szczepionki wynoszącą 91%. Dodam, że były to łagodne zachorowania. W grupie szczepionych dzieci COVID-19 przebiegała jak przeziębienie.

A jak jest z niepożądanymi odczynami poszczepiennymi (NOP) w przypadku dzieci?

Jeśli chodzi o tolerancję, to była taka sama, a nawet nieco lepsza niż w grupie starszych dzieci (w wieku 12–15 lat). Nie wystąpił żaden ciężki NOP, choć oczywiście, trzeba jasno powiedzieć, że badana grupa była niewielka. Jeżeli mówimy na przykład o zapaleniu mięśnia sercowego, które występuje z częstością średnio 1/100 000 zaszczepionych, to statystycznie trudno je wykryć w grupie badanych liczącej 2000 osób.

Warto też może wyjaśnić co nazywamy NOP – przecież szczepienie to podanie obcego antygenu i po prostu musi wywołać odpowiedź organizmu. Jeśli więc pojawia się ból w miejscu wstrzyknięcia lub gorączka, to nie są to poważne zdarzenia, szczególnie, że takie objawy ustępują po 1–2 dniach bez następstw. Nazywanie tego niepożądanym odczynem poszczepiennym to nadużycie. Ciężkich reakcji, takich jak anafilaksja lub zapalenie mięśnia sercowego wśród badanych dzieci nie zaobserwowano. Podobnie zresztą było u starszych dzieci (w wieku 12–15 lat), a to już znacznie liczniejsza grupa, bo w samych Stanach Zjednoczonych w tej grupie wiekowej zaszczepiono już 5 milionów dzieci i nie odnotowano niepokojących sygnałów dotyczących bezpieczeństwa.

Mówiąc o reakcjach niepożądanych musimy mieć na uwadze, że w tak dużych grupach zawsze może zdarzyć się ktoś z zapaleniem mięśnia sercowego, podobnie jak zdarzają się inne rzadkie rzeczy, choćby wypadki samochodowe. To jest uzasadnione statycznie.

Trudno jednak dziwić się zaniepokojeniu, zapalenie mięśnia sercowego brzmi groźnie...

To prawda: brzmi to strasznie, ale w zdecydowanej większości przypadków zapalenie mięśnia sercowego związane ze szczepieniem przebiega łagodnie – człowiek czuje się osłabiony lub szybko się męczy, ale często choroba przebiega niemal niezauważalnie i gdyby nie badanie elektrokardiograficzne (EKG) i badaniach biochemiczne, można byłoby to przegapić.

Co można powiedzieć rodzicom, którzy nadal nie czują się przekonani: niby wiedzą, że raczej nic się nie powinno zdarzyć, ale raz na ileś przypadków jednak się zdarza i zwyczajnie nie chcieliby, aby doświadczyło tego akurat ich dziecko.

Powiem tak: zapalenie mięśnia sercowego, ale znacznie cięższe, występuje 10–30 razy częściej po przechorowaniu COVID-19 niż po szczepieniu. Trzeba więc zdecydować, co wybieramy. Prawda jest niestety taka, że COVID-19 nas goni – to nowy wirus i każdy z nas ma do wyboru tylko dwie drogi: albo przechorować albo się zaszczepić, trzeciego wyjścia nie ma.

Mówiłem już o tzw. long COVID i o PIMS, które zdarzają się naprawdę często. Przy tych powikłaniach COVID-19, NOP występujące po szczepieniu wypadają blado. Mówiąc krótko: bilans korzyści do ryzyka związany ze szczepieniem jest zdecydowanie pozytywny i tak należy do tego podchodzić.

Czy może być tak, że szczepienie sprowokuje jakąś chorobę?

Warto może przypomnieć, że szczepienia nie są niczym nowym, od dziesiątek lat szczepimy dzieci przeciwko przeróżnym chorobom zakaźnym i nic złego się nie dzieje. Mamy tendencję do łączenia pewnych faktów, niezależnie od tego, czy jest to prawdziwy związek przyczynowy czy tylko czasowy i dlatego co jakiś czas ktoś oskarża szczepienia o różne rzeczy, ale dotychczas nie wykazano zależności.

Doskonałym przykładem jest zespół Dravet – genetycznie uwarunkowana, ciężka padaczka niemowląt. To choroba wrodzona, uwarunkowana genetycznie, w której kiedyś musi nastąpić pierwszy napad. Zdarza się, że dzieje się to w niedługim odstępie po szczepieniu, których dzieci w wielu niemowlęcym mają sporo, dlatego przez jakiś czas wiązano ze sobą te dwie rzeczy. Wypłacano nawet z tego tytułu odszkodowania. I oczywiście – szczepienie może czasami sprowokować pierwszy napad, ale wystąpienie choroby jest nieuniknione, bo choroba jest genetycznie uwarunkowana. Dziś już to wiemy – znamy dokładny mechanizm molekularny. Bez szczepień dzieci chore na zespół Dravet, też w mają napady, tylko być może w innym czasie.

Dlaczego zatem skoro szczepienia przeciwko COVID są w porządku nie szczepiono dzieci od początku?

Przede wszystkim dlatego, że wszystkich na raz zaszczepić się nie da. Przypomnijmy sobie, że na początku szczepionek było mniej niż chętnych, zaczęto więc szczepić według wieku – począwszy od najstarszych osób, bo wiek jest głównym czynnikiem ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19 i rozwoju jej powikłań.

Po drugie, w naszej kulturze chronimy dzieci i dopiero, gdy coś sprawdza się u dorosłych, podajemy dzieciom. I dlatego teraz kiedy już wiemy, że szczepienia przeciwko COVID są bezpieczne – szczepmy dzieci właśnie po to, by je chronić.

Rozmawiała Monika Wysocka (PAP)

20.12.2021
Zobacz także
  • Komunikat „zaszczep się” powinien być ostatnim zdaniem dłuższej rozmowy
  • Reżim i szczepienie
  • Na szczepienie musi się zgłosić drugie tyle Polaków
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta