Dyspozytorka pogotowia: System może się zakorkować

23.03.2020
Dziennik Gazeta Prawna

„Mam obawy, że się nie wyrobimy. I staniemy nagle przed wyborem jak Włosi, czy jechać do osoby, u której jest podejrzenie koronawirusa, czy do kogoś z zawałem serca” – mówi dyspozytorka pogotowia w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.

- Będzie coraz więcej osób z ostrą niewydolnością oddechową, które być może trzeba będzie ratować już w karetce. A każdy taki wyjazd jednak nas wstrzymuje. (...) Wymaga więcej czasu. Zespół musi się przebrać w specjalne stroje, potem je zdjąć, a karetkę zdezynfekować, różnica miedzy takim wyjazdem a „normalnym” to około godziny. System może się zakorkować – mówi dyspozytorka. – Wezwań do koronawirusa będzie coraz więcej, ale to przecież nie oznacza, że nie będzie ich do wypadków, zawałów serca, udarów, urazów – wskazuje rozmówczyni „DGP”.

– Zdarza się, że karetka jeździ od szpitala do szpitala, bo jeden nie przyjmuje pacjentów podejrzanych z koronawirusem, tylko potwierdzonych, a inne nie chcą przyjmować, jak jest podejrzenie – mówi dyspozytorka.

Zwraca też uwagę, że ludzie często zatajają kluczowe informacje o swoim stanie, co stwarza zagrożenie dla ratowników. – Staramy się sprawdzić w wywiadzie, czy pacjent może być zakażony. Ludzie zatajają to specjalnie albo po prostu „wypada im z głowy”.