Spór o transport sanitarny

16.08.2017
Karolina Krawczyk

Pod koniec czerwca do sekretariatu Ministra Zdrowia wpłynęło pismo Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dotyczące transportu sanitarnego. W dokumencie przeczytać można apel ZK OZZL o „zmianę przepisów regulujących funkcjonowanie transportu sanitarnego” tak, aby lekarze koordynatorzy ratownictwa medycznego mogli skierować karetkę pogotowia ratunkowego do przewozu pacjenta szpitalnego.


Fot. Olaf Nowicki / Agencja Gazeta

– Interweniowałem jako przewodniczący KZ OZZL na wniosek lekarzy, których ten problem dotyczy bezpośrednio – mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL. – Oni chcą mieć możliwość korzystania w stanach nagłych z karetek systemowych.

W świetle obecnie obowiązujących przepisów zespoły ratownictwa medycznego mogą transportować pacjenta jedynie z miejsca zdarzenia na szpitalny oddział ratunkowy lub do centrum urazowego, zaś odpowiedzialność za transport międzyszpitalny spoczywa na szpitalu. Ten powinien mieć do tego rodzaju zadań własną karetkę lub zawrzeć umowę z firmą zewnętrzną na takie usługi.

– Proponowane przez OZZL rozwiązanie jest protezą – mówi lek. Jarosław Gucwa, szef zespołu redakcyjnego portalu nagle.mp.pl. – Cała sytuacja w ratownictwie jest, delikatnie mówiąc, dziwna. Nigdzie, poza Polską, nie napotkałem takiego systemu, gdzie tak sztywno trzymałoby się rozgraniczenia transportu osób chorych. A u nas niestety odmawia się pomocy w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia.

Jak dodaje, w lipcu 2017 roku znów miał miejsce przypadek, w którym dyspozytor wycofał karetkę w połowie drogi do szpitala, bo zadecydował, że chora nie powinna tam jechać. Kobieta zmarła.

Obecne rozwiązanie jest wadliwe z wielu powodów. Przede wszystkim, korzystając z kilku rodzajów transportu, traci się czas na ratowanie chorego. Ponadto, jeśli szpital zdecyduje się na transport międzyszpitalny pacjenta z użyciem karetki pogotowia, jest obciążany karami finansowymi. Lekarze – jak podkreśla OZZL – próbują uciekać się do klauzuli sumienia, by uniknąć finansowych obciążeń. Podobnie ma się rzecz w sytuacji, gdy szpital nie zdecyduje się na przyjęcie chorego, a jedynie wskaże kolejną placówkę, do której powinien trafić pacjent.

– Ustawodawca zupełne nie przejmuje się tym, że traci się cenny czas. Z drugiej strony nie ma takiego systemu, który zawsze funkcjonowałby w sposób idealny – mówi Jarosław Gucwa. Jego zdaniem poprawa sytuacji mogłaby nastąpić, gdyby w pogotowiu istniał system segregowania wezwań. – Mimo że w przeliczeniu na liczbę mieszkańców mamy więcej karetek pogotowia niż kraje zachodnie, to ciągle możemy usłyszeć różnego rodzaju utyskiwania na to, że pogotowie jest przeciążone, że zastępuje POZ etc. Nikt nie ma pomysłu na to, jak w rozsądny sposób to zreformować. A jeśli już się takie pomysły pojawiają, to najczęściej są nie po linii politycznej danego rządu, więc trafiają do kosza.

Nieoficjalnie mówi się także o tym, że jakość usług świadczonych przez firmy zewnętrzne jest, eufemistycznie mówiąc, niewystarczająca. Zdarzają się bowiem sytuacje, w których pacjent jest transportowany sam, bez asysty ratownika lub lekarza. Jedyną osobą przebywającą w karetce jest kierowca. Powodem są oczywiście oszczędności, bo transport z udziałem całego zespołu jest rozwiązaniem najdroższym.

– Wszystko zależy od tego, na jakie warunki zgodziły się strony podpisujące umowę na transport sanitarny – wyjaśnia Krzysztof Bukiel. – Przy każdej, nawet najlepszej organizacji może dojść do tego, że nie będzie przewozu. Ale nam nie chodzi o to, że nie ma lekarzy, ale przede wszystkim o to, że nie ma karetek.

Jak podkreśla Bukiel, w sytuacjach nagłych nigdy nie będzie rozwiązania idealnego.

Obecnie obowiązujące przepisy miały położyć kres nadużyciom w traktowaniu karetki pogotowia jako „taksówki” dla osób lżej chorych. – Prawda jest taka, że do każdego chorego można dopisać historię o tym, że jego przypadek jest nagły, a transport natychmiastowy i konieczny - mówi Jarosław Gucwa.

Czy jednak nie wylano dziecka z kąpielą, skoro pacjenci w stanach nagłych nie zawsze otrzymują pomoc, a lekarze muszą zasłaniać się klauzulą sumienia? – Nie zarzucam wszystkim złej woli i nie chcę nikogo potępiać, ale wciąż brakuje rozwiązań systemowych. Nawet, jeśli zespół pogotowia ma dobrą wolę i chce zawieźć chorego na odpowiedni oddział, to jednak czymś powszechnym jest niedowierzanie w kompetencje osób, które są w karetce. Strony wykłócają się o swoje racje, zamiast skupić się na realnej pomocy potrzebującym. Na świecie istnieje system stopniowy, a u nas nierzadko trzeba otwierać jakiś przypadek na ostro, bo jednostka referencyjna odmawia przyjęcia, wymyślając jakieś nieprawdziwe argumenty – dodaje Gucwa.

Z kolei zdaniem przewodniczącego ZK OZZL dla stanów nagłych karetka powinna być zawsze dostępna. – Poprzez to pismo nie chcemy powiedzieć, że sprawa transportu międzyszpitalnego jest źle rozwiązana i żądamy rewolucji. My, abstrahując od wszelkich innych rozwiązań, chcemy mieć możliwość skorzystania z karetek systemowych w wyjątkowych sytuacjach.

Jak dodaje, kierując pismo do Ministra Zdrowia, miał na myśli tylko nagłe przypadki. – Nam nie chodzi o to, żeby korzystanie z karetek systemowych było regułą. Jednak nie możemy powiedzieć pacjentowi, który wymaga natychmiastowego transportu, że nie ma dla niego karetki, bo ta, która stoi przed szpitalem, akurat jemu się nie należy – mówi Bukiel.

Dlaczego zatem zdrowie i życie pacjentów nie jest na pierwszym planie? – Na razie przepisy są tak ułożone, żeby określone grupy interesów miały się dobrze, a nie po to, żeby pomagać wszystkim na tyle, na ile nas stać. Stąd dochodzi do takich wynaturzeń, że chory traktowany jest jak zło konieczne – mówi Jarosław Gucwa. Jego zdaniem proponowane przez OZZL rozwiązanie nie pomoże zmienić tej patologicznej sytuacji. – Szpital dostaje określoną pulę pieniędzy wynikającą z kontraktu, a nie z tytułu leczonych osób. To sprawi, że chory i tak będzie traktowany źle – zauważa.

Niestety, karetki należące do prywatnych firm nie zawsze są w stanie zapewnić natychmiastowy transport. A ten w wielu sytuacjach jest czynnikiem decydującym o dalszym życiu pacjenta. – Karetka powinna być dostępna zawsze – podkreśla Bukiel. – Wiadomo, że może się zdarzyć sytuacja, gdzie i tak będzie ich brakować, choćby dlatego, że będzie po prostu wiele nagłych przypadków. Można pójść w rozwiązania, które nakładałyby na szpitale obowiązek posiadania karetki do transportu wyłącznie międzyszpitalnego, ale te koszty byłyby znacznie, znacznie większe - dodaje.

Co w sytuacji, kiedy pogotowie ratunkowe otrzymałoby zgłoszenie np. z wypadku, a jednocześnie byłby przygotowany transport międzyszpitalny? – Trudno powiedzieć, który pacjent byłby wtedy ważniejszy – przyznaje Bukiel. – Po prostu ten, który był pierwszy. Nie można powiedzieć, że nie damy karetki pacjentowi, który jej potrzebuje, tylko dlatego, że być może zaraz pojawi się zgłoszenie.

Krzysztof Bukiel zwrócił także uwagę na kwestię odpowiedzialności lekarza: – Nie chcemy uchodzić za ekspertów i proponować idealnych rozwiązań. Należy pamiętać o tym, że pacjenci rzadko kiedy wiedzą o istniejących przepisach i domagają się od nas transportu, którego, w świetle prawa, nie możemy im dać. Co mamy zrobić? Mamy stać i patrzeć na karetkę, a pacjentowi powiedzieć, że nie może nią jechać? Że musi czekać na karetkę szpitalną? – pyta retorycznie. – To, czy dostęp do karetek systemowych pociągnie za sobą zwiększone wydatki, nie jest już naszym zmartwieniem. My mamy leczyć i chronić życie pacjenta – zaznacza.

Przewodniczący KZ OZZL wielokrotnie podkreślał, że z powodu wadliwych przepisów dotyczących transportu sanitarnego lekarze są zmuszeni łamać albo prawo, albo sumienie, jeśli nie chcę narażać pacjenta na utratę zdrowia lub życia. „Lekarze – na szczęście dla chorych – korzystają najczęściej w takich sytuacjach z klauzuli sumienia, które nie pozwala lekarzowi na narażanie zdrowia i życia chorego i łamią przepisy dotyczące transportu sanitarnego. Nie powinna mieć miejsca taka sytuacja, gdy tylko sumienie lekarskie chroni życie i zdrowie ludzkie, a nie robią tego przepisy prawa” – czytamy w piśmie do Ministra Zdrowia.

– Chcemy tylko tego, by lekarz koordynator mógł zadecydować o tym, że do przewozu szpitalnego wykorzysta karetkę systemową. Oczywiście tylko w nagłych, wyjątkowych i szczególnych sytuacjach – podsumowuje Bukiel.

Czy istnieje zatem jakiś sposób na to, aby nie przerzucać pacjentów z noszy na nosze (jednocześnie przerzucając się odpowiedzialnością za ich życie), lecz traktować ich z godnością? Zdaniem Jarosława Gucwy najlepszym rozwiązaniem jest to, które sięga do kieszeni szpitali. – Transport pogotowia dla chorego w stanie nagłym powinien być wyraźnie droższy od tego, który jest zakontraktowany z firmą zewnętrzną. Jeśli np. szpital kontraktuje transport na poziomie 3-4,5 zł za km, to użycie karetki pogotowia powinno kosztować odpowiednio drożej, np. 7-8 zł. Wtedy nikt nie będzie takiego rozwiązania nadużywać. A w sytuacjach, w których chodzi o życie chorego, nikt nie będzie się zastanawiać, czy wezwać karetkę. Użycie takiego systemu kontrolnego moim zdaniem znacznie poprawiłoby sytuację, bo nikt nie miałby interesu w tym, by nadużywać droższego rozwiązania.