Najpierw była polityczna kłótnia w Centrum Zdrowia Matki Polki z posłem Dariuszem Jońskim. Kilka dni temu – scysja słowna, w wyniku której ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu został zawieszony w obowiązkach.
Minister zdrowia Marian Zembala podczas wizyty we Wrocławiu / fot. Tomasz Pietrzyk/Agencja Gazeta
Minister zdrowia jeździ po kraju, by rozmawiać o ważnych problemach systemu ochrony zdrowia, ale polityczne skutki tych wizyt mogą być odwrotne do zamierzeń.
Prof. Marian Zembala spotkał się w zeszłym tygodniu z wrocławskimi lekarzami. I właśnie podczas tego spotkania dr Janusz Malinowski stwierdził, że kobiety we Wrocławiu rodzą w skandalicznych warunkach. Oddział, którym kieruje jest przepełniony, bo w mieście zamknięto jedną porodówkę, a w salach nie ma nawet toalet. Wymiana zdań między lekarzem a ministrem zdrowia trwała kilka minut – prof. Marian Zembala nie zgodził się z ogólną oceną, że w Polsce nie dba się o potrzeby kobiet („więcej się dba, niż się panu wydaje”) i stwierdził, że jeśli warunki dla rodzących nie są satysfakcjonujące, odpowiedzialność za to nie spada na ministra zdrowia, tylko na osoby, które zarządzają konkretną placówką: – Pośrednio również na pana, bo to pan jest ordynatorem.
Minister zarządził doraźną kontrolę, która nie wykazała uchybień. Kontrolerzy stwierdzili, że oddział pod względem merytorycznym, sanitarno-epidemiologicznym oraz specjalistycznym jest bez zastrzeżeń. A dyrektor ordynatora zawiesił w obowiązkach. – Przez takie wypowiedzi kobiety, które u nas rodzą, wpadły w panikę. Pracownik szpitala nie może się w tak lekkomyślny sposób wypowiadać – tłumaczył w mediach prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor placówki. Dodał także, że ordynator nigdy wcześniej nie zgłaszał uwag na temat ewentualnych braków na swoim oddziale.
Z naszych informacji wynika, że powrót na stanowisko zawieszonego lekarza stoi pod znakiem zapytania, bo dyrekcja dysponuje licznymi skargami źle potraktowanych przez lekarza pacjentek. – Nie chodzi o żadne błędy medyczne. On po prostu mówi często to, co myśli, bez oglądania się na psychikę kobiety, na to, jak zostaną odebrane jego słowa – mówi mi osoba z bezpośredniego otoczenia szpitala.
Nie zmienia to jednak faktu, że opinia publiczna otrzymała kolejny przekaz: ministra zdrowia nie można krytykować. A nawet więcej – przy ministrze zdrowia w ogóle nie można wypowiadać się krytycznie na tematy związane z ochroną zdrowia, wypowiedź lekarza bowiem w żadnym razie nie dotyczyła bezpośrednio prof. Mariana Zembali.
Fakt, że to nie minister podjął decyzję personalną ginie gdzieś w relacjach i komentarzach medialnych. Również dlatego, że minister zdrowia nie pierwszy już raz pokazał, że źle znosi nie tylko krytykę, ale jej domniemanie. Sugestię, że mogłaby się pojawić. To dla polityka, a prof. Marian Zembala jest już nie tylko wybitnym kardiochirurgiem, ale również politykiem, olbrzymi problem.
Przez takie incydenty atmosfera wokół ministra zdrowia zaczyna przypominać barejowskiego „Misia” i gabinet prezesa klubu sportowego „Tęcza”, do którego każdy mógł wejść i powiedzieć, co mu leży na sercu.
I ludzie przychodzili i mówili. „Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki! To mówiłem ja – Jarząbek Wacław, trener drugiej klasy”.
W poniedziałek premier Ewa Kopacz zapowiedziała, że przyjrzy się sprawie zawieszonego ordynatora.