Z powodu obaw o bezpieczeństwo załogom szkockich karetek pogotowia zabroniono wjazdu do 2800 stref „no-go” bez policyjnej eskorty. W ciągu ostatnich 3 lat liczba adresów, pod które bez asysty policji nie mogą udawać się karetki pogotowia i ratownicy medyczni wzrosła aż siedmiokrotnie. Nowe dane ujawniono w lutym tego roku, kiedy to „na czerwono” oznaczono 2846 adresów, które zostały uznane za niebezpieczne. Trzy lata temu liczba takich miejsc w Szkocji wynosiła 400.
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Zespoły karetek pogotowia mogą zgłaszać „niebiezpieczne adresy” do dyspozytorni wtedy, gdy spotkają się z przemocą lub groźbami. Adres takiego miejsca zostaje wprowadzony do systemu i w przypadku wezwania spod niego pomocy, załoga ambulansu zwraca się do policji o asystę. Według najnowszych danych największą liczbę adresów ze stref „no-go” zarejestrowano w obszarze Glasgow (Greater Glasgow), która w tym roku wyniosła 808 (w 2012 wynosiła jedynie 125).
W regionie Lothian w tym roku zarejestrowano 470 adresów „no-go” (w 2012 było ich 86); w Lanarkshire – 295 (w 2012 r. – 34); w Ayrshire i Arran 285 (3 lata temu – 22). W oświadczeniu Szkockiego Pogotowia Ratunkowego (Scottish Ambulance Service) czytamy: „Bezpieczeństwo załóg karetek pogotowia jest kwestią pierwszoplanową, dlatego więc podjęto odpowiednie kroki a celu ochrony personelu ambulansów”.
Najnowsze dane zostały ujawnione na podstawie ustawy swobodnego dostępu do informacji przez Szkocką Partię Konserwatywną. Rzecznik ds. zdrowia szkockich torysów, Jackson Carlaw, stwierdził, że „Załogi karetek pogotowia działających na pierwszej linii wykonują niezwykle ważną pracę i mają prawo do pełnienia swoich obowiązków bez obaw o swoje zdrowie i życie”. „Jeśli ktoś jest winny ataku na ratownika medycznego, kara dla takiej osoby powinna być na tyle surowa, aby było jasne, że takie zachowania nie będą tolerowane.”
