×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Zarządzanie poprzez cele

Maciej Biardzki
specjalnie dla mp.pl

Byłem, jestem i będę zwolennikiem zmian w naszym systemie opieki zdrowotnej. Podobają mi się ich kierunki, ale coraz większe opory budzi sposób realizacji. Może warto byłoby zastosować zasady, jakie przyświecały tym, którzy osiągali sukces przy naprawie w swoich krajach. Holendrzy, zanim dokonali zmiany, przygotowywali się do niej blisko 10 lat.

Fot. pixabay.com

W teorii zarządzania istnieje pojęcie zarządzania poprzez cele. Najprościej ujmując polega to na tym, że najpierw ustala się cele, które organizacja ma osiągnąć, a potem dostosowuje się do nich narzędzia operacyjne pozwalające na osiągnięcie tych celów. Rolą dobrego zarządcy jest tak dobrać te narzędzia, żeby nie tylko osiągnąć założony cel, ale też nie wyrządzić organizacji krzywdy w okresie wprowadzania zmian.

Przyjmując, że system opieki zdrowotnej jest wielką, złożoną organizacją, można by się spodziewać po jego zarządcach, że te zasady powinny im przyświecać w trakcie wszelkich projektowanych zmian.

Jesteśmy w trakcie procedowania zmian ustawowych, ale także przygotowywania narzędzi operacyjnych, które mają odmienić nasz system opieki zdrowotnej. Znaczne wzmocnienie roli lekarza rodzinnego z dedykowanym mu budżetem powierzonym, co w dużej mierze zmieni zasady działania i finansowania ambulatoryjnego lecznictwa specjalistycznego. Utworzenie sieci szpitali i ich budżetowanie w ramach PSZ. Tworzenie kolejnych elementów opieki koordynowanej. Te wszystkie zmiany są jak najbardziej uzasadnione, a przez część uczestników systemu wręcz oczekiwane. Nie zamierzam wcale kontestować tych zamierzeń, zwłaszcza że celowo nie wymieniłem wśród nich likwidacji NFZ.

Problemem jest jednak to, że na razie jest to tylko wizja przyszłego systemu, zaś wcale nie określono precyzyjnych celów do osiągnięcia. Ma być lepiej, ale nie określono dotąd, w jaki sposób. Kiedy słyszę powtarzane jak mantrę „skrócenie kolejek oczekujących”, to przysłowiowy nóż mi się w kieszeni otwiera. W jaki sposób osiągniemy to skrócenie kolejek? Jeżeli ma się to odbyć poprzez przejecie leczenia większości pacjentów przez lekarzy rodzinnych, to kierunek jest słuszny. Ale po pierwsze dotąd nie znamy przyszłych kompetencji tych lekarzy, bo ustawa o Podstawowej Opiece Zdrowotnej, która powinna to precyzyjne określić, jest w przysłowiowym lesie.

Po drugie: lekarzy rodzinnych, którzy to zadanie by przejęli jest po prostu fizycznie za mało. Nic nie poprawiły pomysły poprzedniej ekipy rządzącej z przesunięciem do POZ internistów i pediatrów, poza wydrenowaniem tych ostatnich z oddziałów szpitalnych. Co najważniejsze, nie toczy się żadna akcja edukacyjno-informacyjna w stosunku do ogółu ludności, która taką ideę by promowała.

Statystyczny Polak jest przez lata nauczony leczyć się u specjalisty. Jeżeli administracyjnie przesuniemy tych pacjentów do niedofinansowanego i cierpiącego na braki kadrowe POZ-u, ograniczając dotychczasowy niczym nie regulowany dostęp do specjalistów, to zbudzimy społeczną wściekłość, która będzie jeszcze podgrzewana przez tracące kontrakty z NFZ gabinety.

Podobnie jest z procedowaną obecnie siecią szpitali i zmianą sposobu ich finansowania. Tej zmiany też powszechnie nie kontestuje się „jako takiej”. Opory wzbudza proponowany sposób jej przeprowadzania. Znowu pojawia się pytanie o cel tej zmiany, bo odpowiedzią na to pytanie nie jest to, że po zmianie będzie lepiej. Jeżeli w jej wyniku doprowadzimy do sensownego utworzenia sieci oddziałów specjalistycznych odpowiadającego potrzebom zdrowotnym Polaków, to bardzo dobrze. Ale obecne mapy potrzeb zdrowotnych generalnie na to nie pozwalają. Pierwsza ich wersja była w zasadzie inwentaryzacją zasobów, może pokazując trochę efektywność ich wykorzystania. Ale dopiero teraz powstają, znowu trochę na chybcika, mapy ukazujące chorobowość na terenie Polski. A dopiero stworzenie tych map pokaże, gdzie i jakie oddziały powinny istnieć.

Arbitralne podejmowanie teraz decyzji o wyrzuceniu poza sieć oddziałów w szpitalach, które do sieci nie dostaną się w ogóle, albo tylko w części, jest zdecydowanie zbyt wczesne. Nie wpłynie to na zwiększenie dostępności do świadczeń, a może spowodować olbrzymie perturbacje w działalności tych jednostek. Jest także przyczynkiem do kolejnej politycznej awantury, nikomu zgoła niepotrzebnej.

Byłem, jestem i będę zwolennikiem zmian w naszym systemie opieki zdrowotnej. Podobają mi się ich kierunki, ale coraz większe opory budzi sposób realizacji. Może jednak warto byłoby zastosować zasady, jakie przyświecały tym, którzy osiągali sukces przy naprawie w swoich krajach. Za jeden najlepszych, jeżeli nie najlepszy, uważa się system w Holandii. I nie chodzi nawet o to, aby identyczne rozwiązania wprowadzać w Polsce. Są zbyt duże różnice ekonomiczne i kulturowe. Ale Holendrzy, zanim dokonali zmiany, przygotowywali się do niej blisko 10 lat. I zmiana zadziałała. Czy naprawdę my musimy się tak bardzo spieszyć?

Obecna władza ma ochotę i szanse sprawować władzę dłużej niż przez jedną kadencję. Może lepiej odroczyć zmiany do kolejnej kadencji, a w zamian przygotować je dobrze? Wytłumaczyć je wszystkim uczestnikom systemu. Chociaż spróbować uzyskać jakiś konsensus z opozycją, mimo że obecnie wydaje się to nierealne. Przeprowadzić lokalne pilotaże proponowanych rozwiązań. Inaczej, na krótką metę, może to dać efekty funkcjonalne i polityczne takie same, jak reforma z 1999 roku.

Obecne okoliczności wręcz sprzyjają spowolnieniu reformy. Sytuacja na rynku pracy powoduje, że rośnie zatrudnienie i płace, a przez to wzrasta ściągalność składki zdrowotnej. Już w tym roku ZUS zebrał blisko 5% więcej niż w roku 2015 – o kilkaset milionów złotych więcej niż w Planie Finansowym NFZ, a w przyszłych latach powinno być jeszcze lepiej. Mimo kasandrycznych głosów opozycji nie grozi nam żadna katastrofa gospodarcza, co potwierdzają agencje ratingowe, więc wzrost środków ze składki może przewyższać hipotetyczne nakłady budżetowe, zwłaszcza w pierwszych latach.

W okresie solidnego przygotowywania się do całościowej reformy i pilotażów jej poszczególnych elementów można robić wiele istotnych rzeczy. Dobrym przykładem jest wprowadzony IOWISZ. Niezbędnym jest uporządkowanie koszyka świadczeń gwarantowanych. AOTMiT może doprowadzić w końcu do urealnienia taryf, korygując zarówno te zawyżone, jaki i zaniżone. Można i trzeba wprowadzić ustawę o wyrobach medycznych. Można także przeprowadzić sensowną sanację najbardziej zadłużonych szpitali. Jest wiele nierewolucyjnych rzeczy do zrobienia.

Operacja na systemie ma być operacją planową. Każda taka operacja przeprowadzana na pacjencie wymaga interdyscyplinarnego przygotowania do zabiegu, zwłaszcza jeżeli jest on obciążony wieloma chorobami. Takim właśnie schorowanym pacjentem jest nasz system, a chyba nikt nie chce, mówiąc obrazowo, żeby umarł on na stole.

Maciej Biardzki jest lekarzem, menedżerem ochrony zdrowia i publicystą. W latach 2008-2009 był zastępcą dyrektora ds. medycznych dolnośląskiego NFZ. Obecnie Prezes Zarządu Milickiego Centrum Medycznego.




09.12.2016
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta