×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Najpierw jedzą dorośli, potem małe dzieci

Sylwia Szparkowska

O tym, jak wygląda opieka nad kobietami w ciąży w Senegalu i jaki wpływ na poprawę tej opieki mają Polacy, z Xymeną Dyduch z Polskiej Misji Medycznej rozmawia Sylwia Szparkowska.

Sylwia Szparkowska: Wróciła Pani niedawno z Senagalu, gdzie Polska Misja Medyczna realizuje projekt finansowany przez polski MSZ. Dlaczego wybrali Państwo akurat ten kraj, by udzielać mu pomocy?

Xymena Dyduch - prawnik, specjalista ds.humanitarnych/rozwojowych i migracji. W PMM od 2005 roku. Od 2013 roku członek Komisji Rewizyjnej. Poza PMM pracowała w kancelariach prawnych, hiszpańskiej organizacji FCEAR, Action contre le faim oraz w UNHCR, w krajach takich jak Czad, Liban, Mauretania, Albania, RCA i Hiszpania.

Xymena Dyduch: Faktycznie Senegal nie ma wyników skrajnych, jeśli chodzi o poziom rozwoju, ani sytuację służby zdrowia. Z drugiej strony pomoc, której udzielamy, ma charakter rozwojowy – sytuacja jest w miarę ustabilizowana, wsparcie może przekładać się na trwałe rezultaty, a nie na rozwiązywanie doraźnych problemów. Poza tym w tym wypadku dużą rolę odgrywa czynnik finansowy: Senegal jest na liście krajów priorytetowych w ustalanym przez polski MSZ Programie Współpracy Rozwojowej. To znaczy, że z polskich pieniędzy publicznych można otrzymać grant na realizowany w tym kraju projekt. Obok Senegalu, spośród krajów afrykańskich, na tej liście jest jeszcze tylko Etiopia, Kenia i Tanzania.

Co robią Państwo w Senegalu?

To także jest określone przez warunki konkursu, który dokładnie mówi, w jakim zakresie możemy interweniować. Pomoc finansowana z pieniędzy MSZ na lata 2016-2020 – przynajmniej jeśli chodzi o służbę zdrowia w Afryce – skupia się na zdrowiu matek i dzieci. Prowadzimy więc działania wielotorowe: od remontu ośrodka, który udziela pomocy kobietom w ciąży i w którym prowadzone są porody, przez zakup sprzętu po szkolenia personelu.

Jaki sprzęt jest potrzebny na miejscu?

Kupiliśmy aparaty do USG do celów ginekologicznych. To nie są najdroższe urządzenia z najwyższej półki, bo też nie ma takiej potrzeby. Ale są to urządzenia nowe, stosowane nawet w polskich gabinetach.

A szkolenia?

Dotyczyły właśnie pracy na sprzęcie, które kupiliśmy. Odpowiedni kurs trwa około trzech miesięcy, przeszkoliliśmy dwie osoby, pielęgniarki, które już prowadzą albo będą prowadziły tzw. wizyty prenatalne. Sprzęt ma możliwość zapisywania danych, więc położne będą mogły skonsultować wyniki z lekarzami – gdy będzie to konieczne, nawet z lekarzami polskimi. Pracujemy w dwóch ośrodkach i w każdym jest trochę inna sytuacja. W tym, który działa w Dakarze, pielęgniarka może skonsultować się z lekarzem, bo on jest zatrudniony w tym samym ośrodku. W drugim, położonym na prowincji, nie tylko nie ma lekarza, ale jest też problem z dobrym połączeniem internetowym. W sytuacjach kontrowersyjnych ta przeszkolona przez nas osoba może wziąć na dysku USB zdjęcie czy film, zawieźć je do miasta i stamtąd przesłać je do konsultacji.

Jak daleko jest do miasta?

Kilka, najwyżej kilkanaście kilometrów. Sytuacja nie jest więc taka zła – nasza pielęgniarka faktycznie w tym mieście bywa. Najważniejsze, że jest już sprzęt, który pozwala na korzystanie z telemedycyny; gdy powstanie sieć teleinformatyczna będzie jej można używać także do tego celu.

W Senegalu pielęgniarki same, bez nadzoru, robią i opisują USG?

Zarówno lekarzy, jak pielęgniarek i położnych jest bardzo mało. W jednym dystrykcie z reguły lekarze skupieni są w jedynym szpitalu, w stolicy regionu. W tym, w którym pracujemy jest właśnie taka sytuacja. W szpitalu jest USG, ale w całym regionie korzysta z niego dwóch ginekologów i jeden lekarz radiolog. Poza tym dostępu do sprzętu nie ma. W Dakarze, gdzie jest nasz drugi ośrodek, było już trochę lepiej. Lekarz przychodzi raz w tygodniu, raz w tygodniu przyjmuje pielęgniarka. Dzięki nowemu sprzętowi i przeszkoleniu dodatkowych ludzi oba ośrodki będą mogły przyjąć dwa razy więcej kobiet, chcemy by były czynne nie raz, ale dwa razy w tygodniu.

A jakie są potrzeby?

Oczywiście, znacznie większe...

Jak jest zorganizowana służba zdrowia w Senegalu?

System jest podzielony na publiczny i prywatny, przy czym korzystanie z obu jego części jest dla pacjentów odpłatne. My akurat pracujemy ze Stowarzyszeniem Poradni Katolickich w Senegalu, czyli z sektorem prywatnym. Na miejscu współpracujemy z polskimi siostrami franciszkankami prowadzącymi misję, one doskonale orientują się w lokalnych uwarunkowaniach. I faktycznie prowadzą działalność medyczną, wiedzą więc co i gdzie jest najbardziej potrzebne.

Jak wysokie są te opłaty?

Równowartość 5 złotych za wizytę, nie ma znaczenia czy jest to wizyta w ośrodku publicznym czy prywatnym. Natomiast już poziom referencyjności, to czy kobieta trafia do przychodni, czy do szpitala ma wpływ na to, że opłata rośnie. Nawet jedno euro jest dużym wydatkiem dla kobiet w Senegalu, za USG muszą zapłacić równowartość 40 do 80 złotych. To już bardzo dużo, ceny są zbliżone do polskich, a warunki życia nieporównanie niższe. Dlatego na USG kobiety z reguły nie mogą sobie na to pozwolić. I dlatego tak ważne jest, by jak najlepsza opieka była już na pierwszym poziomie, w podstawowej przychodni.

Sądzą Państwo, że opłata za USG w przychodni będzie niższa niż w szpitalu?

Na pewno, nawet o połowę. Poza tym kobieta nie będzie musiała płacić za podróż do miasta. Nie ma niestety możliwości, by to badanie było całkowicie za darmo, bo system prywatny utrzymuje się całkowicie z opłat.

Czy istnieje jakikolwiek bezpłatny system, do którego mają dostęp pacjentki w Senegalu?

Od pewnego czasu bezpłatne – czyli opłacane przez państwo – są porody przez cesarskie cięcie, oczywiście wykonywane wyłączenie w szpitalu w stolicy regionu. Niedawno wprowadzono zasadę, że zarówno pierwszy, jak szósty i dalsze porody danej kobiety muszą odbywać się w szpitalu.

A jeśli nie ma szans, żeby tam dojechała?

To poród odbywa się w rodzaju izby porodowej, nazywanej z francuskiego Maternie. Tam przyjmuje poród matrona, osoba przeszkolona, ale głównie do poziomu przyjmowania porodu fizjologicznego. Taki poród, mimo że osoba pracująca w izbie nie ma formalnego wykształcenia położnej czy pielęgniarki, też kosztuje – około 50 złotych.

W tej sytuacji zapewne wiele porodów odbywa się bez jakiejkolwiek asysty profesjonalnej, w domach.

Nawet pracowaliśmy z osobami, które do takiej asysty przy porodach domowych są wyznaczone. To tzw. relais communautaire, wolontariuszki, które mają za zadanie odciążać i wspierać wspólnotę i z reguły są wyznaczone w każdej wiosce. Taka osoba jest gotowa pomóc przy porodzie, ale jej wiedza nie tylko nie jest sformalizowana, ale i pozostawia bardzo wiele do życzenia. Dobrze, że jest, pozostaje w pewnym kontakcie z izbą porodową, ale może pomóc w bardzo podstawowych sprawach: poradzi w sprawach higieny, ale już poród powinien odbywać się w minimalnych warunkach sanitarnych. Zresztą rząd Senegalu namawia na porody w izbach porodowych.

Ci wolontariusze opierają się o tradycyjną wiedzę? Czy konkurują z przychodniami?

Problemem jest raczej to, że nie mają żadnej ustrukturyzowanej wiedzy. Odpowiedź nie jest zresztą jednoznaczna: z jednej strony wolontariusze współpracują z przychodniami, najlepszy dowód, że przyszli na szkolenia, które organizowaliśmy. Z drugiej strony, każda pomoc przy porodzie jest płatna, dla wolontariuszy też jest to źródło dochodu, więc mimo że powinni odsyłać do izby porodowych na poród, nie zawsze to robią.

Trudny dostęp do profesjonalnej opieki, płatna opieka okołoporodowa, trudny dostęp do badań prenatalnych...

Rezultatem jest bardzo wysoka śmiertelność okołoporodowa kobiet. Śmiertelność dzieci udało się opanować, przynajmniej w pewnym stopniu, dzięki wprowadzeniu bezpłatnych, obowiązkowych szczepień ochronnych. Sytuację dzieci poprawił też rządowy program oceny niedożywienia – i leczenia domowego jego objawów. Jednak sprawa śmiertelności okołoporodowej wciąż wygląda bardzo źle. Zresztą to stoi u podłoża naszego projektu: by tam, gdzie istnieje zagrożenie, identyfikować je i kierować kobiety na poród w szpitalu.

Nie wiedziałam, że niedożywienie dzieci jest wciąż takim problemem w Senegalu.

Największym problemem jest przestawianie dzieci bezpośrednio z karmienia piersią na żywienie dla dorosłych. To najbardziej krytyczny moment. Dorośli nie mają czasu zajmować się przygotowaniem specjalnych posiłków dla małych dzieci. Zresztą – małe dziecko ma w rodzinie tak słabą pozycję, że jest karmione na samym końcu. Najpierw jedzą mężczyźni, potem kobiety, starsze dzieci i na końcu małe. To sprawa kulturowa.

Czy warunki prowadzenia badań są podobne jak w Polsce?

Co do zasady, zalecenia mówią że badania prenatalne należy robić w ciągu ciąży trzykrotnie – tak, jak to jest określone w standardzie WHO. W praktyce jednak bardzo rzadko się zdarza, by kobieta zrobiła wszystkie te trzy badania. Ze względów kulturowych nie zgłasza się do lekarza w ciągu pierwszych trzech miesięcy ciąży. Jeśli badanie USG jest wykonywane, to między 6 a 9 miesiącem ciąży. Zdarza się, że asystuje przy nim mąż, ale bardzo rzadko. W praktyce nie ma też możliwości zrobienia badań dopochwowych – to ze względów kulturowych jest absolutnie niedopuszczalne.

Czy jest problemem to, że badania robi mężczyzna?

Z reguły wiemy, jakie badanie możemy komuś zaproponować. Nasz USG pozwala na robienie badań tą metodą, ale kobiety bardzo rzadko się na nie decydują. Jeśli już prowadzimy szkolenia z tego zakresu, to raczej w szkole położniczej – uczennice robią wtedy to badanie między sobą. Pacjentki nawet nie tyle się nie godziły, co często nawet nie bardzo było można im je zaproponować.

Po doświadczeniach pracy w Senegalu jakie mają Państwo pomysły na kontynuowanie pracy?

Nasz partner jest zainteresowany replikacją tego modelu, który już przetestowaliśmy. My myślimy o jego rozwinięciu – na przykład wyposażeniu w fantomy sali ćwiczeń w Szkole dla Położnych, z którą współpracujemy. Na bieżąco kupowaliśmy sprzęt do oczyszczania dróg oddechowych noworodków. Ćwiczenia z zakresu resuscytacji noworodków i akcji ratunkowych na sali porodowej, które prowadziliśmy, zostały uznane za szczególnie potrzebne. Zastanawiamy się też nad współpracą z placówkami publicznymi. To akurat nie jest takie proste.

Dlaczego?

Ze względu na system. Nie chcę mówić o korupcji, ale personel szpitalny pracujący w sektorze publicznym to urzędnicy mianowani. Kto raz dostał się na to stanowisko, nie widzi ani potrzeby szkoleń, ani współpracy z zewnętrznymi ekspertami. Oczywiście szpital jest zainteresowany sprzętem od nas. Ale by go przekazać, musimy też przekazać doświadczenie. Jeśli uda nam się porozumieć tak, by obie strony były usatysfakcjonowane, będziemy rozwijać ten kierunek współpracy.

Rozmawiała Sylwia Szparkowska

28.12.2016
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta