Pielęgniarki zatrudniane na kontraktach potrafią pracować 300, a nawet 400 godzin i wyrabiać 2,5 etatu. W ubiegłe lato w jednym z katowickich szpitali koleżanka na drugim dyżurze dostała zawału serca - mówi Krystyna Ptak, przewodnicząca zarządu regionu śląskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP).
- Kiedy w 2009 r. protestowałyśmy w Sejmie przeciwko kontraktom, ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz mówiła, że nikt nie będzie zmuszał pielęgniarek do umów śmieciowych. Dziś to norma - mówi Krystyna Ptok.
Krystyna Ptok podkreśla, że liczba miejsc pracy pielęgniarek nie pozwala na określenie ich liczby: - Dane samorządów i szacunki instytucji państwowych często są rozbieżne. Rządzący liczą jedną pielęgniarkę na jedno miejsce pracy, a ona często ma ich kilka.
- Jako samorząd mamy ogromny żal do pracodawców, organów założycielskich i Ministerstwa Zdrowia, że nigdy nie pochylili się nad problemem zatrudniania pielęgniarek na tzw. umowy śmieciowe i patologiami, jakie to rodzi - mówi Sebastian Irzykowski, wiceprezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. - W wielu miejscach pielęgniarki są wręcz zmuszane do przechodzenia na umowy cywilnoprawne, w innych zachęca się je do tego, proponując wysokie stawki (kilkadziesiąt złotych za godzinę), które potem są obniżane, a pielęgniarka nie ma powrotu na etat. Słabo opłacane pielęgniarki muszą szukać kolejnej pracy - dodaje.