Protest głodowy rezydentów się wypalił i zakończył porażką, więc w kręgach totalnej opozycji postanowiono powetować sobie to niepowodzenie i zaangażować do nowego protestu również doświadczonych lekarzy. Tak uważa prof. Bogdan Chazan, który swoimi przemyśleniami podzielił się z czytelnikami „Naszego Dziennika”.
Prof. Bogdan Chazan. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Przemyślenia wpływowego w kręgach prawicy lekarza, typowanego jakiś czas temu na kolejnego ministra zdrowia doskonale obrazują, w jaki sposób politycy rządzącej opcji postrzegają działania podejmowane przez rezydentów. Prof. Chazan nie owija w bawełnę. „Dlaczego tak dużo lekarzy w jednym czasie poczuło zmęczenie? Chodzi po prostu o kij w szprychy, o przeszkadzanie, blokowanie, o szantażowanie rządu, że pacjenci zostaną bez opieki”.
Właśnie tak. Z tekstu „Lekarze na opt-aucie” („Nasz Dziennik”, 16 grudnia) czytelnik może się dowiedzieć, że „tradycją stało się, że bojowe, strajkowe nastroje w pewnych kręgach lekarskich odradzają się wtedy, kiedy rządzi prawica. Takie jest wtedy polityczne zamówienie”.
Prawica, czyli – domyślnie – Prawo i Sprawiedliwość. Czytelnik „Naszego Dziennika” może nie pamiętać, ale dziesięć lat temu, gdy rządziła partia Jarosława Kaczyńskiego, a on sam był premierem, rzeczywiście „pewne kręgi lekarskie” ostro występowały przeciw rządowi, domagając się – również w akcjach strajkowych – wyższych wynagrodzeń. Liderem owych kręgów, a na pewno jednym z liderów, był... Konstanty Radziwiłł, prezes NRL. Obecnie również pozostający w kręgach – tyle że rządowych.
Wróćmy jednak do wątku totalnej opozycji. Najwyraźniej opanowała ona ciała i umysły tysięcy lekarzy, łącznie z Naczelną Radą Lekarską, bo wbrew oczywistemu interesowi tychże („lekarze chcąc więcej zarobić, dobrowolnie podpisywali klauzule”), gdy tylko rzuciła hasło o wypowiadaniu klauzul, słowo stało się ciałem, a klauzule zostały wypowiedziane.
Nie przez wszystkich, uspokaja prof. Bogdan Chazan, wskazując na mikry – w odniesieniu do globalnej liczby 130 tysięcy lekarzy – procent „totalnych”. Tych, którzy wypowiedzieli jest jednocześnie mało (totalna opozycja to „ciamajdan” i sukcesu nawet w czynieniu zła mieć nie może) i dużo (zagrożone jest bezpieczeństwo pacjentów i być może rząd będzie musiał powziąć odpowiednie kroki). Ot, dialektyka. Albo – jak nauczał mistrz Stanisław Bareja „prawda czasu, prawda ekranu”. Czy raczej – rubryki w gazecie.
Pojawia się również znak zapytania, czy rezydenci, będący na starcie swojej drogi zawodowej, aby na pewno dobrze wybrali zajęcie. Prof. Bogdan Chazan wręcz martwi się, że rezygnując z nocnych dyżurów rezydenci przekreślają swoją przyszłość. „Jak młodzi lekarze chcą osiągnąć sukces zawodowy, skoro u progu swojej kariery uważają dyżur nocny za zło konieczne i już czują się przemęczeni?” Pytanie w zamyśle retoryczne, ale odpowiedź – boleśnie prosta. JEDEN dyżur nocny – tak. TRZY (lub więcej) w ciągu tygodnia – nie.
„Lekarze, którzy wypowiedzieli klauzulę opt-out, będą mniej zarabiali. I w tym jest nadzieja. Pewno długo tak nie wytrzymają, może miesiąc, dwa” – ma nadzieję prof. Chazan. I zapewne nie tylko on. Ministerstwo Zdrowia też najwyraźniej wychodzi z założenia, że lekarze w końcu się złamią. Że grafiki styczniowe „jakoś” się ułożą, nawet jeśli dyrektorzy mieliby wykorzystać wszystkie godziny do kwartalnego rozliczenia. A w lutym może część lekarzy „pęknie”, widząc większą niż zazwyczaj mizerię przelewu ze szpitala.
A że taka strategia potwierdza, iż wysokość zarobków lekarzy w przeliczeniu na liczbę godzin jest w publicznym systemie żenująca?
Zawsze można wkładającym kij w szprychy totalnym medykom pogrozić, że ich majątkami zajmie się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Albo dziennikarze TVP Info.