×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Sprowokowany kryzys

Patowa sytuacja, która wynikła z nieprzemyślanego skreślenia kilku dużych ośrodków z listy jednostek akredytowanych sprawia, że adepci studiów lekarskich mogą w przyszłości nieufnie spoglądać na medycynę rodzinną.

Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta

Za „czystką” przeprowadzoną w marcu br. na liście jednostek akredytowanych do prowadzenia specjalizacji stoi Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego (CMKP). Z listy wypadło kilka instytucji wykonujących tę działalność od początku powstania specjalizacji medycyny rodzinnej w Polsce.

Jak twierdzi dr hab. Tomasz Tomasik z Zakładu Medycyny Rodzinnej, Katedry Chorób Wewnętrznych i Gerontologii UJ CM, prezes Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, pretekstem do skrócenia listy akredytowanych podmiotów była weryfikacja warunków do prowadzenia specjalizacji, uwzględniająca wymogi nowego programu specjalizacji. Uczyniono tak, mimo że medycyna rodzinna jest jedyną specjalności niemodułową. – Wysyłane wielokrotne przez Stowarzyszenie Kolegium Lekarzy Rodzinnych pisma i monity do CMKP nie przyniosły żadnego rezultatu – mówi dr Tomasik.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Niekorzystne zapisy w programie szkoleń rezydentów medycyny rodzinnej spowodowały, że niektóre dotychczasowe ośrodki nie mogą się tym zajmować. Wymusiło to z kolei na małych przychodniach szkolących dotąd rezydentów przejęcie obowiązku ich zatrudnienia. Jak nietrudno się domyślić, niesie to ze sobą dodatkowe formalności oraz wymaga umieszczenia takich osób na liście płac (i przejścia na pełną księgowość).

Wszystko to dla przychodni oznacza kolejne problemy. Po pierwsze, rozrost biurokracji związany z organizacją szkoleń BHP, PPOŻ, badań lekarskich, oddelegowywania na obowiązkowe szkolenia, zakup odzieży ochronnej i wiele innych tego typu spraw, z którymi o wiele łatwiej radzą sobie duże szpitale niż małe przychodnie.

Po drugie, finanse. I bynajmniej nie chodzi tu o kwestie odpowiedniego budżetowania czy wysokości uposażeń, lecz o płynność finansową małych przychodni. Owszem, Ministerstwo Zdrowia płaci za każdego rezydenta, ale... z dołu za 3 miesiące. Co więcej, przelewy często nadchodzą z opóźnieniem, co zmusza przychodnie do „kredytowania” resortu. Szpitalom łatwiej było egzekwować należności.

Weźmy np. przychodnię zatrudniającą dwóch rezydentów. Miesiąc w miesiąc musi „kredytować” pensje rezydentom, których pensje ściśle określa ustawa (w pierwszych dwóch latach rezydentury – 3602 zł brutto, po dwóch latach rezydentury – 3890 zł brutto). Każdy miesiąc to wydatek ponad 7 tysięcy złotych, który zostanie w najlepszym wypadku zwrócony po kwartale. Jak nietrudno przewidzieć, taka niewielka placówka może nie być w stanie na bieżąco opłacać swoich rezydentów. Dla dużego ośrodka nie stanowi to poważnego problemu, gdyż dysponuje on nieporównywalnie większym budżetem.

W takiej sytuacji jednostki, które do niedawna szkoliły specjalistów medycyny rodzinnej, po prostu nie będą przyjmowały rezydentów. Natomiast te, które się na to zdecydują, będą obciążone dużymi kosztami, co może skutkować utratą płynności finansowej i koniecznością posiłkowania się kredytem na pensje dla rezydentów. Tak więc specjalizacja z medycyny rodzinnej może wkrótce się stać jeszcze bardziej deficytowa.

W sytuacji nie do pozazdroszczenia są rezydenci pierwszego roku specjalizacji, zatrudnieni w ośrodkach, które wypadły z listy akredytowanych. Od kilku miesięcy roku nie są pewni swojej przyszłości, nie wiedząc, czy dotychczasowy czas szkolenia będzie zaliczony do ich specjalizacji. Nie mają też pewności czy ktoś ich na resztę specjalizacji zatrudni.

W związku ze zmianami wiele do zrobienia będą mieli kierownicy specjalizacji. Wyspecjalizowane komórki, które do niedawna zajmowały się stażami w dużych jednostkach niestety, staną się bezużyteczne. W takiej sytuacji są np. Kliniczny Szpital Uniwersytecki w Krakowie, Instytut Medycyny Wsi w Lublinie, Szpital Uniwersytecki w Białymstoku, które wciąż oczekują na uzyskanie akredytacji. Duże zaniepokojenie rezydentów wynika też z tego, że jednostki, w których odbywają staż, mogą im nie przedłużyć umowy. W takiej sytuacji jest np. kilkunastu lekarzy w Krakowie. W ciągu 2 tygodni otrzymają wypowiedzenia, a niektórzy z nich dopiero niedawno się dowiedzieli, że nie będą mogli zostać w przychodniach, w których rozpoczęli specjalizację.

Patowa sytuacja, która wynikła z nieprzemyślanego skreślenia kilku dużych ośrodków z listy jednostek akredytowanych sprawia, że adepci studiów lekarskich mogą w przyszłości nieufnie spoglądać na medycynę rodzinną. Najprawdopodobniej zaowocuje to znaczną redukcją najbliższego naboru kandydatów do specjalizowania się w tej gałęzi medycyny. I to jest problem znacznie poważniejszy niż przejściowe kłopoty administracyjne i finansowe.

- Mamy obecnie do czynienia z trzecim poważnym uderzeniem w medycynę rodzinną – twierdzi dr Tomasz Tomasik. - Zaczęło się od likwidacji dofinansowania dla ośrodków prowadzących szkolenia. Drugim uderzeniem było to, że od lekarzy, którzy zamierzają podjąć pracę w POZ, nie wymaga się specjalizacji w zakresie medycyny rodzinnej. Trzecim ciosem jest przeniesienie szkoleń z zakresu MR z dużych jednostek na małe, które mogą tego ciężaru nie udźwignąć.

22.07.2015
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta