Wprowadzenie okołooperacyjnej karty kontrolnej ma sens tylko wtedy, gdy jest elementem szerszego działania porządkującego funkcjonowanie bloku operacyjnego – mówi dr Maciej Matłok.
Dr n. med. Maciej Matłok
Jakub Grzymek: MZ chce zobowiązać wszystkie szpitale, w których przeprowadza się operacje, do wprowadzenia od 1 września br. okołooperacyjnej karty kontrolnej. Czy to słuszny kierunek?
Dr n. med. Maciej Matłok: Oczywiście. Od kilku lat szpitale, które chcą uzyskać akredytację Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, taką kartę wprowadzają.
Jednak konieczność wprowadzenia kart budzi sprzeciw części środowiska zabiegowego.
Myślę, że wynika to z złego rozumienia istoty karty. Obawiam się, że taki ministerialny nakaz może być opacznie rozumiany. Potrzebujemy w środowisku medycznym wytłumaczenia, po co ta karta w ogóle jest.
Zdaniem resortu zdrowia karta ma uporządkować i ujednolicić stosowane procedury i tym samym zmniejszyć liczbę zgonów i powikłań pooperacyjnych.
Głęboko wierzę w to, że od kolejnego „świstka” papieru ważniejsze są odpowiednie procedury i nawyki personelu operacyjnego. I to jest właśnie problem okołooperacyjnej karty kontrolnej – jej wprowadzenie ma sens tylko wtedy, gdy jest elementem szerszego działania porządkującego funkcjonowanie bloku operacyjnego.
W Polsce słabo tę potrzebę rozumiemy, bo mamy mało szpitali, w których bloki operacyjne są bardzo duże. Personel, który pracuje na oddziale posiadającym jedną lub dwie sale operacyjne i zna swoich pacjentów, nie do końca pojmuje potrzebę jej wprowadzenia. Dlatego wdrożenie karty jako kartki papieru nic nie zmieni. Potrzebujemy wprowadzenia odpowiedniego postępowania na bloku operacyjnym – tu na pewno środowisko chirurgów jest zgodnie. Karta może być w tej kwestii jednym z narzędzi.
WHO wprowadzając checklisty wzorowała się na procedurach lotniczych. Wiedząc o niskim wskaźniku błędów w lotnictwie postanowiono przenieść karty do medycyny. I to się świetnie udało. Boję się jednak, że w polskich realiach próbujemy brać jedynie wycinek wiedzy, który bez zmiany nawyków i stworzenia warunków organizacyjnych nie przyniesie poprawy.
Pozostaje otwartym także pytanie, czy pracujący w trudnych warunkach finansowych personel medyczny, kiedy przed zabiegiem operacyjnym stwierdzi, że nie ma kompletu instrumentarium, rozpocznie zabieg? Może się okazać, że pracownik polskiego systemu medycznego będzie zmuszony, żeby – nawet bez kompletu narzędzi – operować.
To wszystko składa się na obawy środowiska chirurgicznego, które wynikają z odpowiedzialności i przekonania, że sama kartka papieru niczego nie zmieni.
A dołoży dodatkowych procedur biurokratycznych. Może też być tak, że karta będzie wypełniana pod koniec dnia.
Docierają do mnie opinie, które zdają się taką tezę potwierdzać. Lekarze twierdzą, że w niektórych szpitalach karty wypełnia się w chwili kompletowania historii choroby. Wynika to właśnie z niezrozumienia istoty karty, które z kolei jest skutkiem jej błędnego tłumaczenia – ogromnego mankamentu karty w formie promowanej w Polsce.
Bo co to znaczy „potwierdzić zgodę na zabieg chirurgiczny”, co oznacza „potwierdzić rodzaj znieczulenia”? Albo np. co to znaczy „potwierdzono bezpieczeństwo przebiegu znieczulenia”? „Zapewniono właściwy sprzęt – tak/nie”. Ale jaki? Dalej jest pozycja „nowa osoba w zespole operacyjnym” – znowu nie wiadomo, o co chodzi.
Mam poważne obawy, czy wprowadzenie źle przetłumaczonego dokumentu, do tego bez odpowiedniego szkolenia i wytłumaczenia, o co w tym wszystkim chodzi, cokolwiek rozwiązuje.
Sukcesem wprowadzenia prawidłowo rozumianej karty – jak informuje WHO – jest zmniejszenie ryzyka zgonu i powikłań o 1/3. Czy rzeczywiście możemy mówić o takiej poprawie bezpieczeństwa?
Tak – z zaznaczeniem, że WHO odnosi się nie do samej kartki, jak chce MZ, tylko do zmian w postępowaniu, które ma wprowadzenie karty wymusić. Jeśli tak to interpretować, nie możemy nad danymi WHO przejść obojętnie.
Środowisko medyczne w pełni się zgadza, że przestrzeganie tych zasad pomoże w poprawie bezpieczeństwa pacjentów. Problem w tym, że przepisy są wprowadzane w dziwny sposób, bez odpowiedniego szkolenia, wdrożenia pewnych zasad postępowania. I bez zaplecza, które realizację tych zasad zapewni.
Boję się, że wprowadzimy dokument, który będzie jedynie potwierdzał fikcję.
Rozmawiał Jakub Grzymek
Dr n. med. Maciej Matłok – chirurg, adiunkt w Klinice Chirurgii Endoskopowej II Katedry Chirurgii UJ CM, zastępca redaktora naczelnego czasopisma „Medycyna Praktyczna – Chirurgia”, członek zespołu redakcyjnego podręcznika „Podstawy Chirurgii”, kierownik naukowy studiów podyplomowych „Medycyna ekstremalna i medycyna podróży” na Uniwersytecie Jagiellońskim.