×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Strajk zakończony – problem nierozwiązany

Łukasz Andrzejewski
specjalnie dla mp.pl

Wyjaśnianie tego, kto i na jakich warunkach zakończył spór pomiędzy pielęgniarkami a dyrekcją warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka dominuje obecnie w coraz bardziej gorących dyskusjach nad ogólną kondycją ochrony zdrowia. Jest to jednak kwestia wtórna wobec zupełnie podstawowych pytań, dlaczego ten spór w ogóle się pojawił i dlaczego jego przebieg był aż tak gwałtowny.

Przedstawicielka pielęgniarek odczytuje komunikat o podpisanym porozumieniu, Centrum Zdrowia Dziecka, 8 czerwca, godzina 22.40. Fot. Przemysław Wierzchowski / Agencja Gazeta

Wbrew pozorom nie jest to konflikt wyłącznie środowiskowy, zogniskowany na wysokości pensji pielęgniarek w jednym z warszawskich szpitali. Proponuję zakończony właśnie strajk w Centrum Zdrowia Dziecka widzieć w zdecydowanie szerszej perspektywie, jako ważny symptom, który wiele mówi nie tylko o sytuacji w ochronie zdrowia, ale w ogóle – w Polsce.

Niewidoczna praca

W kwestii protestu pielęgniarek istotny jest nie tylko jego przedmiot – niewłaściwa organizacja pracy, braki w zatrudnieniu i zdecydowanie nieadekwatne zarobki – ale również historyczny i aktualny kontekst. Poza wydarzeniami związanymi z pamiętnym „Białym miasteczkiem” założonym niemal równo 9 lat temu przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, gdy urzędował tam Jarosław Kaczyński, w ostatnich latach nikt tak naprawdę ani systemowo nie rozwiązał, ani nawet poważnie nie traktował problemu skrajnie złej sytuacji pielęgniarek. Od lat dominują narzekania o zarobkowej emigracji i mgliste obietnice dotyczące przyszłych reform przy jednoczesnych próbach moralizowania i redukcji postulatów środowiska pielęgniarek do sfery żądań, a właściwie roszczeń finansowych.

Od czasu do czasu pojawia się demonstrowane publicznie współczucie i rzekome zrozumienie sytuacji, któremu towarzyszy rozbrajający argument: „wasza sytuacja jest trudna, zarabiacie za mało, ale cóż, wybrałyście wyjątkową drogę, służbę chorym”. Realizowana od lat prowizoryczna polityka wobec realnych problemów polskich pielęgniarek właśnie na naszych oczach ponosi dotkliwą klęskę.

Trudno winić o to jedynie Konstantego Radziwiłła, który w tej chwili kryzysem może głównie zarządzać, płacąc jednocześnie polityczny rachunek za błędy i zaniechania swoich licznych poprzedników. Ani trochę jednak ministra zdrowia nie żałuję. Swoim wystąpieniem w Sejmie z okazji informacji rządu poświęconej wyłącznie sytuacji w Centrum Zdrowia Dziecka na pewno konfliktu nie uspokoił. Polityczna retoryka ma jednak drugorzędne znaczenie względem priorytetów, które wywołały spór swoją rangą zdecydowanie przekraczający granice warszawskiego Centrum.

Sytuację pielęgniarek w Polsce najlepiej opisuje cytat z fenomenalnej książki Julii Kubisy „Bunt białych czepków”: Praca pielęgniarek i położnych jest doniosła, lecz bywa niewidoczna. Polega na wielokrotnie powtarzanych drobnych czynnościach, których cel często jest skryty przed oczyma nieświadomego złożoności tej pracy widza – pacjenta. W sensie ilościowym – nie ma co do tego wątpliwości – personel pielęgniarski odgrywa istotną rolę w całej ochronie zdrowia. Niestety, nie przekłada się to się na ich siłę i pozycję w systemie.

Nieustanne przywoływanie etosu służby, niczym zaklęcia kończącego dyskusję o realnych problemach, przy jednoczesnym traktowaniu pielęgniarek jako „personelu średniego”, skutkuje systematycznym obniżeniem prestiżu ich często dramatycznie ciężkiej pracy. Nawet jednak jeśli zgodzimy się na „służbę”, to przecież i za jej „pełnienie” należy się godziwe wynagrodzenie i elementarny komfort w miejscu pracy.

Pozorowane zwycięstwo

Mimo szczęśliwie dla pacjentów i ich rodziców rozwiązanego konfliktu w warszawskim Centrum, zasadniczy problem pozostaje nietknięty. Konstanty Radziwiłł, który dzisiaj czuje się zapewne ojcem sukcesu, zdecydowanie źle zaczął, indeksując podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej zarobki pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka. Stworzył tym samym wrażenie, jakoby w tym sporze chodziło wyłącznie o pieniądze, o jeszcze wyższe pensje, podczas gdy pacjenci pozostają bez należytej opieki. To zdecydowanie zbyt daleko idące uproszczenie. Minister zdrowia na pewno zdawał sobie sprawę z siły rażenia tego argumentu. W lęku o zdrowie i życie nie ma miejsca na żadne kompromisy. Konstanty Radziwiłł był przez lata liderem samorządu lekarskiego i z własnego doświadczenia doskonale wie, jak bardzo niedocenianą grupę zawodową w systemie ochrony zdrowia stanowią pielęgniarki.

Gdy w środowe przedpołudnie słuchałem wypowiedzi premier Beaty Szydło, często naprawdę zaskakujących, która informację o sytuacji w Centrum Zdrowia Dziecka rozpoczęła od krytyki opozycji, albo pryncypialnego tonu Konstantego Radziwiłła, skądinąd w innych obszarach naprawdę sprawnego i skutecznego ministra, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że nawet jeśli spór w CZD zostanie zakończony podpisaniem porozumienia, to wcale nie znaczy, że zostanie rozwiązany bardziej generalny problem będący jego przyczyną. W późnowieczornym wystąpieniu ministra zdrowia nie było ani śladu triumfalizmu. Było widać zmęczenie, może ulgę, ale z pewnością nie zadowolenie. Konstanty Radziwiłł najlepiej wie, że sukces, jeśli w ogóle można o nim mówić, ma charakter jedynie tymczasowy.

Wybiórcze prawo do strajku

Konflikt w Centrum Zdrowia Dziecka szybko stał się głównym tematem debaty publicznej. Z propozycją systemowego rozwiązania problemu wystąpiła m.in. Polska Federacja Szpitali, sugerując, by przemyśleć zdecydowane ograniczenia prawa do strajku w placówkach ochrony zdrowia: „Dyrektorzy szpitali zrzeszonych w PFSz – czytamy w komunikacie z 6 czerwca – zgłaszają zasadnicze zastrzeżenia do stosowania etycznie wątpliwej formy protestu, jaką jest z pewnością odejście od łóżek pacjentów. (...) PFSz proponuje rozważenie przyjęcia dodatkowych rozwiązań prawnych, które znacznie ograniczą lub nawet uniemożliwią stosowanie etycznie wątpliwych form protestu w ochronie zdrowia”.

Z jednej strony takie stanowisko jest przewidywalne i przez to oczywiste. Federacja reprezentuje interesy pracodawców, którym strajk nigdy nie jest na rękę. Z drugiej jednak strony, przy okazji takiej propozycji warto zadać pytanie, jaka jest etycznie dopuszczalna forma protestu w ochronie zdrowia. Logo związku zawodowego przypięte do piersi? Inny kolor czepka? Nadzwyczaj skrupulatne wykonywanie czynności administracyjnych? A może tylko emigracja zarobkowa?

Strajk niezależnie od własnej logiki, etyki i estetyki, musi być przede wszystkim skuteczny i dobrze widoczny w przestrzeni publicznej. Nierzadko dla słabych ekonomicznie i politycznie grup pracowników stanowi jedyną możliwość głośnego wyrażenia swoich lęków i postulatów. Gdyby nie przerwali pracy, nikt nie miałby pojęcia o problemach, z którymi muszą się codziennie mierzyć. Jak dowodzi historia gospodarcza ostatnich dwustu lat, pracodawcy skrajnie negatywnie oceniają działania protestacyjne swoich podwładnych, sięgając po różne, w tym również etyczne argumenty, by ich zakazać, albo przynajmniej obwarować je wieloma ograniczeniami. Kłopot w tym, że jest to jedno z tych praw, bez którego demokratyczne państwo nie może funkcjonować.

Trudno wyobrazić sobie sytuację, by poza wojskiem i służbami mundurowymi, z powodu ekonomicznych czy politycznych problemów jakąkolwiek grupę zawodową można było pozbawić bądź radykalnie ograniczyć prawo do strajku. Na tej samej zasadzie w wyniku kryzysu na przykład w branży węglowej i energetycznej, również krytycznie ważnej z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, należałoby ograniczyć prawa do protestu górnikom. Wybiórcze i instrumentalne traktowanie prawa do protestu nie poprawi ani skuteczności działania systemu, ani tym bardziej publicznego wizerunku ochrony zdrowia.

Zamiast ograniczeń, lepiej wspólnie zastanowić się, co zrobić, by do protestów w ochronie zdrowia nie dochodziło. Warto też przypomnieć wszystkim, którzy zapomnieli albo nie chcą pamiętać: pielęgniarki, podobnie jak pacjenci, mali i dorośli, są uczestnikami tego samego, cały czas mocno niedoskonałego systemu ochrony zdrowia. Poprawa sytuacji zawodowej pielęgniarek to lepsza opieka nad pacjentami w szpitalach i przychodniach. Ich postulaty dotyczą tak naprawdę naszego bezpieczeństwa – by pielęgniarek było więcej, by nie były tak zmęczone i wreszcie, by nie wyjeżdżały zaraz po studiach do krajów, gdzie docenia się i szanuje ich szczególnie wymagającą pracę.

Budowanie antagonizmu między grupami zawodowymi i społecznymi jest starym i sprawdzonym narzędziem politycznym, które bywa przydatne w grze o władzę. Natomiast antagonizmy, w które uwikłani są pacjenci, niezwiązani z interesami żadnej ze stron, szczególnie mocno koncentrują społeczne emocje, skutecznie odwracając uwagę od istoty sprawy: złej organizacji pracy, braku szacunku dla zawodu oraz zarobków zupełnie nieodzwierciadlających wysiłku pielęgniarek. Chociaż w zakończonym w środę strajku minimalnie zwyciężyła władza, dyrekcja CZD i Ministerstwo Zdrowia, problem wróci w innym miejscu. I to zapewne szybciej niż mogłoby się to wydawać.

Gra o zaufanie

To, co pozostaje, mimo podpisanego porozumienia, najbardziej charakterystyczne dla dyskusji spowodowanej strajkiem pielęgniarek, to niemal całkowita dominacja czynnika ekonomicznego, rozumianego jednak bardzo partykularnie – jako wynagrodzenia określonej grupy pracowników jednego z większych polskich szpitali. Powtarzane zarówno w Sejmie, jak i podczas niezliczonych konferencji argumenty płacowe, oderwane od skomplikowanego i wieloznacznego kontekstu funkcjonowania opieki pielęgniarskiej w systemie ochrony zdrowia, stały się skutecznym narzędziem politycznym.

Zmieniły również status i radykalnie obniżyły rangę sporu, który stracił uniwersalny wymiar, bo przecież sytuacja pielęgniarek jest trudna nie tylko w tym warszawskim szpitalu, stając się jedynie lokalnym konfliktem pomiędzy „roszczeniowym” związkiem zawodowym i „racjonalną”, mozolnie reformującą szpital dyrekcją Centrum Zdrowia Dziecka.

Taka sytuacja jest zdecydowanie na rękę rządzącym, którzy, mając w pamięci doświadczenia sprzed dziewięciu lat, słusznie obawiają się potencjału społecznej identyfikacji, który mógłby się pojawić w przypadku ogólnopolskiego strajku pielęgniarek. Niezależnie od sondaży, żaden rząd nie wyjdzie z masowej konfrontacji z pielęgniarkami bez strat politycznych i wizerunkowych. Beata Szydło i jej zaplecze szybko zdali sobie z tego sprawę, co wyjaśnia zaskakującą wstrzemięźliwość polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy jeszcze w kampanii wyborczej popierali i chętnie spotykali się z przedstawicielami pielęgniarek. Miejsce dawnych deklaracji poparcia zajęło rytualne powoływanie się na wyjątkowy etos służby chorym, przeplatane płomiennymi zapewnieniami o szczególnej, i za pewne szczerej, trosce o zdrowie i życie najmłodszych pacjentów. Nic nowego ani zaskakującego.

Nie ma wątpliwości – pielęgniarkom w Centrum Zdrowia Dziecka zależy na zdrowiu pacjentów, którymi się opiekują. Świadomie wybrały ten trudny zawód i mają prawo domagać się poprawy warunków pracy na każdym poziomie. Podobnie nie ma powodów, by wątpić w dobrą wolę ministra Radziwiłła, któremu z urzędu zależy, by system opieki medycznej dobrze działał. Wspólnym mianownikiem jest tutaj bezpieczeństwo zdrowotne oraz, niestety, wzajemny brak zaufania.

Budowanie polityki zdrowotnej jest oczywiście sztuką łączenia zróżnicowanych i często wzajemnie sprzecznych interesów. Jest to jednak tym trudniejsze, im bardziej poszczególne grupy są od siebie oddalone, a język, w którym próbują się ze sobą komunikować, pozostaje skoncentrowany na wyrażaniu grupowych bądź korporacyjnych partykularyzmów. Kryzys, który w takiej sytuacji się pojawia, czego przykładem był ostatni strajk w CZD, ma jednak charakter strukturalny, a nie przygodny.

Klasyk teorii kapitału społecznego Robert Putnam zwraca uwagę na bardzo prosty fakt: im bliżej jesteśmy innych ludzi, im częściej wchodzimy z nimi w relacje, tym bardziej ufamy sobie wzajemnie. Nie twierdzę, że minister zdrowia powinien osobiście angażować się w każdy spór toczący się w podległych mu szpitalach. Jestem jednak pewien, że redukując dystans pomiędzy uczestnikami systemu ochrony zdrowia, minister zwiększy szanse powodzenia budowy trwałego konsensusu, który jest niezbędny, by sytuacja w ochronie zdrowia uległa faktycznej i całościowej, a nie tylko tymczasowej i wybiórczej poprawie.

Zaufanie jest szczególną kategorią życia społecznego, która łączy w sobie zarówno elementy sfery materialnej, jak i wartości, które bardzo trudno przeliczyć na pieniądze. Strajk pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka pokazał, że budowa zaufania w ochronie zdrowia jest jeśli nie największym, to na pewno najtrudniejszym zadaniem, z którym będzie musiał zmierzyć się Konstanty Radziwiłł. Jeśli nie zacznie już teraz, pozostanie mu tylko gaszenie kolejnych pożarów.

Łukasz Andrzejewski jest publicystą zajmującym się systemem ochrony zdrowia, prezesem think-tanku Polska Liga Walki z Rakiem. Autor książki „Polityka nowotworowa. Pamiętnik praktyczno-teoretyczny”.

10.06.2016
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta