Czy tworzenie sieci szpitali to pomysł, który uratuje system ochrony zdrowia? Czy też raczej sposób na zapewnienie funkcjonowania większości placówek, kosztem tych, które do sieci się nie dostaną? Co z dostępnością świadczeń dla pacjentów? Na te i inne pytania musiał odpowiadać wiceminister Piotr Gryza podczas środowego posiedzenia Komisji Zdrowia.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Posiedzenie poświęcone sieci szpitali zostało zwołane na wniosek posłów Platformy Obywatelskiej. Jutro temat sieci pojawi się na posiedzeniu plenarnym: posłowie PO i PSL będą zadawać pytania dotyczące stanu prac nad siecią szpitali i zamiarów ministra zwłaszcza wobec małych, powiatowych szpitali.
Już dyskusja w Komisji Zdrowia wykazała, że temat jest dla ministerstwa drażliwy. Być może dlatego, że do krytyków proponowanych przez Konstantego Radziwiłła rozwiązań dołączył wicepremier Mateusz Morawiecki, który stanął w obronie prywatnych placówek medycznych. To cios – przede wszystkim wizerunkowy – dla resortu zdrowia, kładącego nacisk na „upublicznianie” służby zdrowia, którego elementem ma być m.in. kierowanie pieniędzy publicznych do placówek publicznych (również spółek prawa handlowego, ale pozostających w rękach np. samorządów).
Wiceminister Piotr Gryza zabierając głos na początku posiedzenia Komisji Zdrowia powołał się na opublikowany przez NIK raport, z którego wynika, że znacząca część szpitali mogłaby udzielać większej liczby świadczeń (ergo – skrócić kolejki oczekujących), bez ponoszenia wydatków np. na zakup sprzętu czy zatrudnienie pracowników, gdyby znalazły się na ten cel pieniądze. Resort zdrowia wyciąga z tego wniosek, że niewystarczająca dostępność do świadczeń wynika nie tyle z niskich nakładów na ochronę zdrowia, ile z rozproszenia strumieni finansowania. Pieniądze trafiają do zbyt wielu placówek.
Co ciekawe, ani minister, ani żaden z posłów nie podniósł innej kwestii, poruszonej w raporcie – NIK zwróciła również uwagę na terytorialne zróżnicowanie dostępności do świadczeń medycznych. Mówiąc wprost: poza wielkimi i dużymi miastami pacjenci mają mniejsze możliwości dostania się do lekarza. Czy koncentracja finansowania ten problem rozwiąże? Podczas dyskusji nie brakowało zresztą głosów, że sieć szpitali w zapowiadanym kształcie pozbawi część pacjentów z Polski powiatowej dostępu do szybkiej interwencji kardiologicznej. Czyli – zmniejszy ich szansę na życie lub zdrowie w przypadku np. zawału serca.
Na posiedzenie komisji stawili się przedstawiciele szpitali – prywatnych i publicznych, jedno- i wieloprofilowych. I to oni pierwsi zabierali głos w dyskusji. Placówki reumatologiczne, kardiologii inwazyjnej, rehabilitacji, pulmonologiczne – wszyscy raportowali, że zgodnie z ministerialnymi kryteriami do sieci szpitali nie mają szans wejść.
– Te kryteria się zmieniają. Rozmawiamy nie o projekcie rządowym, tylko wersji przedstawionej do konsultacji publicznych – denerwował się wiceminister Gryza. – Już w tej chwili nanosimy zmiany i to, o czym państwo mówią, jest już nieaktualne.
– Proszę się nie dziwić emocjom ze strony przedstawicieli szpitali – tonowała wiceszefowa Komisji Zdrowia, Beata Małecka-Libera (PO). – Gdyby państwo od początku postawili na kryteria związane z jakością, prawdopodobnie projekt byłby inaczej przyjęty.
Wiceminister starał się rozwiać obawy, mówiąc że resort przygotowuje rozwiązania, które pozwolą na włączanie do sieci szpitali placówek o szczególnym znaczeniu dla zdrowia. To jednak, jak wynikało z wypowiedzi gości, nie odpowiada oczekiwaniom. Wręcz przeciwnie – z jednej strony rodzi obawy o uznaniowość decyzji urzędników, z drugiej – podważa sens tworzenia sieci, w której mieliby się znaleźć wszyscy (lub prawie wszyscy).
Przedstawicieli szpitali powiatowych niepokoiło to, czy przy kwalifikacji na poszczególne poziomy sieci zostaną uwzględnione poczynione przez nie w ostatnich latach (również za środki unijne) inwestycje. I czy przy wyliczeniach ryczałtów będą brane pod uwagę rzeczywiście wykonane świadczenia – to potwierdza nasze przypuszczenia sprzed kilku miesięcy, że w tym roku znaczna część szpitali będzie chciała wykonać jak największą liczbę świadczeń (nawet ryzykując brak zapłaty za całość nadwykonań), by mieć lepszą pozycję przetargową na etapie ustalania ryczałtu.