Projekt nowelizacji prawa farmaceutycznego wprowadzający m.in. ograniczenia demograficzne i geograficzne otwierania nowych aptek został w środę, z powodu zgłoszonych poprawek, ponownie skierowany do komisji. Postulowany jest m.in. powrót do zasady "apteki dla aptekarza".
Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta
Podczas debaty sprawozdawca komisji ds. deregulacji Michał Cieślak (PiS) przypomniał, że podczas jej prac opowiedziano się za rozwiązaniem by prawo prowadzenia aptek mieli nie tylko farmaceuci z prawem do wykonywania zawodu, jak pierwotnie planowano, ale także inne podmioty - osoby fizyczne prowadzące jednoosobową działalność oraz spółki prawa handlowego, niemające osobowości prawnej (czyli jawne, partnerskie, komandytowe i komandytowe akcyjne).
Poseł wnioskodawca Waldemar Buda (PiS) poinformował, że w związku z opinią Biura Analiz Sejmowych, iż ustawa w kształcie zawartym w sprawozdaniu komisji jest niezgodna z konstytucją i prawem europejskim, konieczne są poprawki. "Jeżeli usuwamy zapis dot. farmaceuty, to nie ma żadnego uzasadnienia by ograniczać prowadzenie apteki dla podmiotów kapitałowych, spółek kapitałowych" – wskazał. Z tego względu, jak stwierdził, konieczny jest powrót do pierwotnej wersji projektu. Poprawki dotyczą więc m.in. przywrócenia farmaceuty jako jedynego podmiotu uprawnionego do prowadzenia apteki i podtrzymania wyłączenia spółek kapitałowych.
Tomasz Latos (PiS) zabierając głos w imieniu klubu ocenił, że "w Polsce swoboda na rynku farmaceutycznym (jeśli chodzi o otwieranie aptek-PAP) jest unikalna w porównaniu do wielu państw unijnych. (…) W większości miejsc nie ma sytuacji, by można było w sposób absolutnie swobodny, bez jakiejkolwiek kontroli tworzyć apteki, często jedna przy drugiej" – powiedział. Dodał, że zmiany podyktowane są interesem pacjentów. "Gdyby istniejące w Polsce i funkcjonujące sieci aptek działały w sposób etyczny w sensie biznesowym, i nie byłoby co do tego żadnych wątpliwości, pewnie tego typu ustawy nie byłyby potrzebne" – mówił Latos.
Maria Małgorzata Janyska (PO) stwierdziła, że poselski projekt noweli ustawy prawa farmaceutycznego jest "zagadkowy" ze względu na sposób pracy nad regulacją oraz rozbieżności między celami, jakie przywołano w uzasadnieniu projektu, a faktycznymi skutkami, jakie ona wywoła. Jej zdaniem, projektowana ustawa jest zła, i będzie miała niedobre skutki dla konsumentów, ponieważ ograniczy konkurencję. "W jej efekcie konsumenci będą płacili za leki więcej niż dotychczas” - oceniła. Przekonywała, że wprowadzone rozwiązania stwarzają bariery przedsiębiorcom funkcjonującym na rynku, jak również tym, którzy chcieliby na nim zaistnieć. Zapowiedziała, że PO będzie przeciwko projektowi, chyba że uwzględnione zostaną poprawki zgłoszone w środę przez Platformę, który dotyczyć mają m.in. likwidacji kryteriów odległościowych i demograficznych oraz umożliwienia prowadzenia aptek przez osoby prawne.
Jakub Kulesza (Kukiz’15) określił projekt mianem "strasznego potworka, który godzi w interesy obywateli, społeczeństwa, pacjentów i klientów, a jest w interesie wąskiej grupy osób". "Ten projekt ma bardzo podejrzane pochodzenie (…) Są ogromne grupy lobbystów, którzy działają na rzecz tego projektu" – ocenił. Poseł poinformował o złożeniu poprawek, wskazując jednocześnie, że ma nadzieję, iż ustawa zostanie odrzucona w całości.
Joanna Schmidt (N) oceniła, że paradoksem jest, że projekt trafił do komisji deregulacji, która miała zajmować się deregulacją różnych obszarów sfery gospodarczej; jak stwierdziła, zaostrzenie przepisów dot. zezwoleń idzie wbrew europejskim trendom. Przekazała, że Nowoczesna będzie głosowała za odrzuceniem projektu w całości. Jerzy Meysztowicz (N) ocenił, że procedowana ustawa jest "ustawą lobbingową, przygotowaną poza parlamentem" i zapowiedział z kolei złożenie poprawek.
Jan Łopata (PSL) mówił, że "projekt to kolejna odsłona gry prowadzonej przez rządzące ugrupowanie, gry, którą można nazwać rubasznie acz adekwatnie 'i dałabym i boję się'". Wskazywał, że wprowadzono pod obrady projekt, z którym ugrupowanie je firmujące się nie zgadza, a podstawowa zasada, która legła u jego podstaw - czyli "apteka dla aptekarza”, głosami posłów PiS została wykreślona. "Suweren dał wam pełnię władzy, ale i odpowiedzialności; podkreślę - odpowiedzialności. Nie da się skryć tej postawy przed oceną Polaków" – dodał.
Wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda zabierając głos po serii pytań posłów, powiedział, że kluczowe jest to, jakich chcemy w Polsce aptek – czy ma być ona placówką opieki zdrowotnej czy też zwykłym sklepem, a także czy farmaceuta ma sprawować opiekę farmaceutyczną czy też wydawać leki i inkasować pieniądze. Trzeci wymiar, nad którym, jak mówił Łanda, należy się zastanowić, to jaki jest i jaki powinien być docelowo udział aptek sieciowych i indywidualnych w rynku.
"Ewolucja w ostatnich latach była jednoznaczna. Szliśmy w kierunku, że farmaceuta sprowadzany jest do roli sklepikarza, apteka staje się coraz bardziej zwykłym sklepem (…) i przypomina drogerię" – powiedział wiceminister. Wyraził przekonanie, że większość Polaków chce opieki farmaceutycznej. "Musimy chronić Polaków przed złymi tendencjami i złą ewolucją" – powiedział.
W ocenie Łandy, "błędem jest sądzenie, że wolny rynek i jego niewidzialna ręka zagrają, jeżeli chodzi o gospodarkę lekami". "Lek to nie jest bułka, lek to nie jest mięso, to nie jest skarpeta, to nie jest samochód (…) a popyt na produkty lecznicze, wyroby, parafarmaceutyki jest kształtowany przez czynniki zewnętrzne, przede wszystkim przez reklamę" – wskazał Łanda. Po raz kolejny podkreślał, że regulacja obejmie tylko nowe apteki i jest konieczna, zanim wejdą w życie przepisy dużej noweli prawa farmacetycznego, nad którą pracuje obecnie resort.