×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Są powody do świętowania?

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Będzie 6 proc. PKB na zdrowie, i to bez dodatkowych obciążeń podatkowych i składkowych dla obywateli – cieszył się na Twitterze po decyzji Sejmu minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Czy aby na pewno są powody do radości?

Fot. Twitter

Posłowie niemal jednogłośnie poparli ustawę (jeden głos wstrzymujący się, jeden przeciw – obydwaj posłowie Kukiz’15). Nic dziwnego – niepoparcie tej ustawy groziłoby koniecznością ciągłego odpierania zarzutów w rodzaju „byliście przeciwko zwiększeniu środków na opiekę zdrowotną”. Przy poziomie tabloidyzacji dyskusji publicznej zarzut praktycznie nie do odparcia, bo nikt przecież (łącznie z mediami) nie próbowałby zrozumieć – dlaczego.

Dlaczego ta ustawa jest po prostu zła i nie tylko nie poprawi sytuacji w ochronie zdrowia, ale paradoksalnie może ją jeszcze bardziej skomplikować?

Po pierwsze, czas. Rozłożenie wzrostu nakładów na osiem lat oznacza, że każde zwiększenie nakładów może być zniwelowane przez co najmniej dwa nakładające się zjawiska: rosnące koszty i jeszcze szybciej rosnące potrzeby zdrowotne społeczeństwa. Tak naprawdę jedno i drugie to cały konglomerat zjawisk. Niedofinansowanie systemu, szacowane w tej chwili na ok. 30 mld zł, samo w sobie generuje większe koszty w przyszłości: niedostateczna dostępność świadczeń zdrowotnych powoduje, że za kilka lat – gdy pieniędzy będzie więcej, więc teoretycznie dostępność się poprawi – pacjent trafi do lekarza w cięższym stanie niż jest dziś. Jego leczenie będzie więc kosztować więcej.

Ale koszty systemu będą rosnąć przez nasilającą się presję płacową ze strony pracowników, bo permanentne niedofinansowanie spowoduje, że ich liczba nie przestanie maleć, ustawa o płacach minimalnych nie jest nawet protezą rozwiązania tego problemu. Dobitnie to pokazują dane dotyczące wzrostu wynagrodzeń. W październiku 2017 roku przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wyniosło niemal 4574 zł. Tzw. średnia krajowa wzrosła w ujęciu rocznym o 7,7 proc.

Są powody do radości (głównie dla zatrudnionych w przemyśle), ale dla pracowników medycznych to wręcz hiobowe wieści, bo co prawda ustawa o minimalnych wynagrodzeniach opiera się na tym wskaźniku, tyle że do 2021 roku w ochronie zdrowia obowiązuje wskaźnik z 2015 roku. Czyli – 3,9 tysiąca złotych. Do tego poziomu (skorygowanego oczywiście o współczynniki) mają być wyrównywane płace. Od 2022 roku (znów obietnica odłożona w czasie) ma zacząć obowiązywać wskaźnik z czasu rzeczywistego. Mówiąc inaczej: w gospodarce płace będą rosnąć już teraz, pracownicy ochrony zdrowia, względem niemal 40 proc. zatrudnionych w przemyśle, będą ubożeć (mimo niewielkiego nominalnego wzrostu wynagrodzeń). Trudno sobie wyobrazić, by była na to zgoda.

Demografia jest i będzie bezlitosna i dla pracowników ochrony zdrowia (wykruszanie się kadr) i dla pacjentów (wielochorobowość) i dla całego systemu (nie tylko ochrony zdrowia, również opieki społecznej). Patrząc na strukturę ludności Polski za lat 10, 15 czy 20 wydaje się oczywiste, że dyskusję na temat zwiększania nakładów na ochronę zdrowia nie tylko należy, ale trzeba powiązać z nową strukturą finansowania.

To, co minister uważa za sukces (brak większych obciążeń podatkowych i składkowych) szybko stanie się kamieniem młyńskim u szyi kolejnych rządów. Szybko, bo o ile znalezienie kilku miliardów złotych w budżecie nie powinno być wielkim problemem, o tyle „dodatkowych” kilkanaście miliardów złotych wymaga znaczących przesunięć z innych działów.

Można oczywiście liczyć na większe wpływy podatkowe z uszczelniania systemu (na ile będzie to realne i rzeczywiście bezbolesne dla obywateli, czas pokaże), ale przy większych kwotach bez cięć w innych działach się nie obejdzie. A gdzie ciąć, jeśli już wiadomo, że budżet państwa będzie musiał dokładać do ZUS o wiele więcej pieniędzy, bo wbrew nadziejom rządu niemal wszyscy uprawnieni Polacy korzystają z okazji i przechodzą na emeryturę? Finanse publiczne na stałe zostały też obarczone wydatkiem na program 500+, a wszelkie próby jego racjonalizacji czy nawet ewaluacji (już wiadomo, że 500+ nie wpływa znacząco na dzietność) będą obarczone ryzykiem na granicy politycznego samobójstwa. Przed rządem, prędzej czy później, stanie też wyzwanie w zakresie inwestycji. Ich znaczący spadek znacząco osłabia gospodarkę (każde tąpnięcie w konsumpcji wewnętrznej i eksporcie oznacza ogromne problemy dla PKB). Na to też będą potrzebne miliardy złotych.

Budżet państwa może okazać się zbyt płytkim rezerwuarem miliardów, na które ma apetyt minister zdrowia. I których ochrona zdrowia realnie potrzebuje. Teraz.

24.11.2017
Zobacz także
  • Sejm uchwalił 6% PKB w 2025 r.
  • Komisja Europejska patrzy na polską ochronę zdrowia
  • NIK: Zdrowie wciąż niedofinansowane
  • Między marzeniami a rzeczywistością
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta