×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Szpitalna intymność

Łukasz Andrzejewski
specjalnie dla mp.pl

Najwyższa Izba Kontroli oceniła jednoznacznie: w skontrolowanych szpitalach warunki udzielania świadczeń nie zapewniają pacjentom pełnej ochrony ich intymności i godności. Przyczyny? Przestarzała infrastruktura czy nieprawidłowe zachowanie personelu wobec pacjentów. Problem w tym, że NIK sprowadza kwestię przestrzegania praw pacjentów do poziomu materialnego i organizacyjnego.

Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta

NIK to instytucja, która powszechnie kojarzy się z systemową oceną różnych obszarów funkcjonowania państwa. Inspektorzy Izby, co trzeba docenić, coraz częściej podejmują się analiz takich obszarów, które pozornie wydają się nieostre i przez to trudne w jednoznacznej, mierzalnej ocenie. Przykładem jest niedawny raport informujący o wynikach kontroli związanej z ochroną godności i intymności w polskich szpitalach.

Temat i zakres kontroli zawierał się w trzech pytaniach. 1) Czy warunki udzielania świadczeń zdrowotnych w szpitalach zapewniają ochronę prawa pacjenta do prywatności (tj. intymności i godności)? 2) Czy sposób udzielania świadczeń zdrowotnych oraz organizacja systemu monitoringu wizyjnego i rejestracji rozmów, w tym telefonicznych, uwzględniały poszanowanie prawa do prywatności pacjenta? 3) Czy funkcjonowanie systemu monitoringu wizyjnego było zgodne z obowiązującymi przepisami prawa, w tym: czy gromadzenie, przekazywanie i przetwarzanie danych zebranych w procesie monitoringu zapewniało ochronę danych osobowych pacjentów?

Tak zakreślona przestrzeń wydaje się, i słusznie, formalna i bardzo odległa od doświadczenia pacjentów. To jednak tylko niezbędny metodologiczny fundament kontroli, której wyniki, a nade wszystko wnioski, powinny stać się powodem głębszej refleksji wszystkich uczestników systemu ochrony zdrowia.

Labirynt praw pacjenta

Uwaga kontrolerów koncentruje się na prawach pacjenta. Jakość oraz sposób ich przestrzegania weryfikuje praktyka: codzienny wysiłek wsparcia i zrozumienia bądź przeciwnie: serie zaniechań konkretnych grup zawodowych wobec pacjentów. Tymczasem, co również stanowi obiekt zainteresowania inspektorów, praktyka poszanowania godności i intymności zależy od czynników organizacyjnych, technicznych, prawnych, a nawet od aspektów politycznych.

Relacja pomiędzy większością, która jest silna i zdrowa, a mniejszością ludzi słabszych jest barometrem życia społecznego. Jeśli ta relacja, co do zasady asymetryczna, nawet w systemach opiekuńczych północnej Europy nie koncentruje się wokół troski o autonomię fizyczną i psychiczną pacjenta, tylko na procedurach, ich wycenie i formalnej realizacji, wówczas pojawia się obawa o godność i o poszanowanie intymności. W każdym systemie ochrony zdrowia pacjent jest w centrum, ale zwykle to oznacza bycie w centrum zależności – od środków finansowych, od procedur, instytucji i wreszcie: konkretnych lekarzy i pielęgniarek.

Niepokojące tu i teraz

Kontrola NIK objęła 10 szpitali, nad którymi nadzór sprawuje samorząd terytorialny i dwa szpitale kliniczne i dotyczyła okresu od 2015 do 2017 r. Ta pozornie niewielka próba (szpitali jest w Polsce ponad 950), jeśli tylko przyjrzeć się specyfice kontrolowanych obszarów, okazuje się wystarczająca, by sformułować precyzyjne wnioski, które nie tylko martwią, ale i szokują.

NIK oceniła jednoznacznie: w skontrolowanych szpitalach warunki udzielania świadczeń nie zapewniają pacjentom pełnej ochrony ich intymności i godności. Przyczyny? Przestarzała infrastruktura, nieprawidłowe zachowanie personelu wobec pacjentów oraz niewłaściwa organizacja systemu monitoringu wizyjnego. Na dobrą sprawę – nic nadzwyczajnego. Ogólniki, które można samemu sformułować, nawet sporadycznie odwiedzając szpital – warunki sanitarne często urągające jakimkolwiek standardom, kolejki i szereg organizacyjnych paradoksów.

Problem leży w tym, że NIK, obligowany treścią ustawy z 2008, sprowadza kwestię przestrzegania praw pacjentów do poziomu materialnego i organizacyjnego. To nie tylko anachronizm, ale dojmująco smutne świadectwo sposobu postrzegania polskiej ochrony zdrowia. Sprowadzanie problemu zapewniania godności i prywatności do kwestii brakujących zamków w ubikacjach, zasłonek w oknach toalet bądź liczby urządzeń imitujących kamery monitoringu wizyjnego, jest nieporozumieniem, w którym ginie znaczenie praw pacjenta.

Koncentracja niemal wyłącznie na zapleczu sanitarnym, organizacyjnym i socjalnym dowodzi zarówno ograniczeń ustawy o prawach pacjenta z 2008 roku, jak i rutynowo-proceduralnego podejścia urzędników NIK. Izba wprawdzie nie jest powołana do weryfikacji aktualności aktów prawnych, ale szczególnie w tak „miękkim” i jednocześnie zobowiązującym obszarze, jak kwestia ochrony i zapewniania godności i intymności, kontrolerzy mogli szerzej sformułować zastrzeżenia i jednocześnie przedstawić rekomendacje w bardziej zniuansowanym kontekście, odpowiadającym tendencjom w dyskusjach o rozwoju praw pacjenta.

Przykładów nie trzeba szukać daleko. W Wielkiej Brytanii to już tradycja, by integrując dyskusje akademickie z praktyką polityki społecznej i zdrowotnej, systematycznie kontrolować i jednocześnie nieustannie wskazywać nowe kierunki rozwoju zarówno rozumienia, jak i praktyki praw pacjenta. Potrzeby, oczekiwania i postawy pacjentów nie są i nigdy nie będą monolitem. Ewoluują w bezpośrednim związku ze zmianami kultury medycznej. Jeszcze 30 lat temu zastanawiano się, czy przekazywać pacjentom niepomyślne informacje, np. o nieuleczalnej chorobie. Dzisiaj kształcenie kompetencji w przekazywaniu chorym złych wiadomości jest zwykłym elementem studiów medycznych. I tu pojawia wniosek kluczowy dla podsumowania całej kontroli.

Ustawa z 2008 roku mocno się zestarzała w kontekście standardów polityki zdrowotnej i komunikacji w ochronie zdrowia. Nie przystaje, również w przedmiocie kontroli, do aktualnych realiów opieki medycznej – zarówno w aspekcie technologicznym, jak i na poziomie oczekiwań społecznych. Np. rozumienie prywatności w dobie telemedycyny i coraz powszechniejszego dostępu do diagnostyki genetycznej rodzi pytania o problemy, które jeszcze 10 lat temu były tylko ciekawostkami dyskutowanymi w ramach panelowych dyskusji.

Podobnie jest z hasłem godności, które przestaje być frazesem, gdy weźmiemy pod uwagę proces starzenia się społeczeństwa. Seniorzy, których jest coraz więcej, wnoszą do systemu ochrony zdrowia oczekiwania względem np. granic autonomii, których nie sposób zrównywać z oczekiwaniami dzieci czy młodych dorosłych.

Sprawa zaniedbana i wystawiająca polskiej polityce zdrowotnej jak najgorsze świadectwo to traktowanie obcokrajowców. Ich rozumienie autonomii, godności oraz potrzeby komunikacyjne często są skrajnie różne od tych, które wyrażają polscy pacjenci. Kwestią zupełnie fundamentalną jest sam dostęp do informacji o przysługujących pacjentom prawach, które w artykule 11 reguluje ustawa sprzed dziesięciu lat. Wszystkie kontrolowane szpitale zapewniają dostęp do informacji o prawach. Kontrolerzy NIK wspominają o broszurze informacyjnej w języku Braille'a, i bardzo dobrze, ale brakuje wzmianki o materiałach dla obcokrajowców. Taka sytuacja negatywnie oddziałuje na poczucie godności pacjentów, którzy nie tylko nie mówią po polsku, ale też nie rozumieją lokalnych zwyczajów, które panują w szpitalnych poczekalniach. Sytuacja, w której pacjenci nie wiedzą, jakie prawa im przysługują, jest formą dyskryminacji.

Regulator, i to nie tylko w świetle wyników kontroli, musi śledzić zmiany w obszarze oczekiwań i praktyki praw pacjentów. Natomiast sam ustawodawca, jeśli praktyka opieki zdrowotnej ma faktycznie zapewniać oczekiwany poziom szacunku dla prywatności i godności wszystkich pacjentów, musi te zmiany uwzględniać w kolejnych reformach.

Nie tędy droga?

Wnioski z raportu można łatwo przeformułować w bardzo konkretne oskarżenie wszystkich odpowiedzialnych za ochronę zdrowia – począwszy od kolejnych ministrów, na dyrektorach szpitali i ordynatorach skończywszy. To jednak byłoby zbyt proste, bo dyskusja zaczynałaby się i kończyła na infrastrukturze sanitarnej, liczbie działających kamer oraz zgłaszanych incydentach na poziomie relacji pacjent-lekarz. To oczywiście ważne sprawy, ale ich charakter dla sytuacji setek tysięcy ludzi korzystających z pomocy medycznej nie jest zasadniczy.

Raport pokontrolny zyskuje na wyrazistości, gdy spojrzymy na niego przez pryzmat nie tylko samej aktualności, ale również treści i struktury ustawy prawach i Rzeczniku Praw Pacjenta. Oprócz formalnego opisu katalogu praw, ustawa z 2008 roku jest uwikłana w językowo-polityczny problem, który rzutuje, i to głównie negatywnie, na praktykę przestrzegania w Polsce praw pacjenta.

Gdy mowa o sposobach i jakości przestrzegania praw, kluczową sprawą staje się konstrukcja i charakterystyka podmiotu, któremu mają służyć. Nie inaczej jest w przypadku ustawy o prawach pacjenta. W przepisach ogólnych ustawodawca w punkcie 4. artykułu 3. zaproponował bardzo specyficzną i kłopotliwą definicję pacjenta jako osoby zwracającej się o udzielenie świadczeń zdrowotnych lub korzystającą ze świadczeń zdrowotnych udzielanych przez podmiot udzielający świadczeń zdrowotnych lub osobę wykonującą zawód medyczny.

Trudno zignorować proceduralno-organizacyjną dominantę definiującą pacjenta. W myśl ustawy, która w założeniach i zapewne też intencjach jej autorów, ma faktycznie zabezpieczać podstawowe prawa, pacjent zajmuje pozycję pasywną i podrzędną. Jako wyłącznie korzystający ze świadczeń jest jednocześnie ich „konsumentem” – słabszym, cierpiącym i przez to zależnym od wszystkich pozostałych uczestników systemu ochrony zdrowia.

Taka pozycja, zbliżona, ale tylko do pewnego stopnia, do pozycji „klienta”, który ma jednak zawsze pewien wybór i własny kapitał, nie sprzyja przestrzeganiu, ani tym bardziej rozwijaniu jakichkolwiek praw. Nijak ma się również ustawowa definicja do postulatu większej wrażliwości i solidarności z pacjentami, które, jako frazes, pojawiają się w wystąpieniach każdego kolejnego ministra zdrowia.

W krajach, które – jak Szwecja, Dania, Wielka Brytania i Izrael – słyną z wysokiej jakości świadczeń ochrony zdrowia i polityki społecznej, fundamentem praw pacjenta jest partnerstwo. Pacjent nie tyle jest uczestnikiem, ale partnerem, czyli kimś, kto ma aktywny, faktyczny i przede wszystkim – równoprawny wpływ na kształtowanie przestrzeni i reguł, które bezpośrednio go dotyczą.

Partnerstwo to najlepsza możliwa przyszłość rozwoju praw pacjenta. I tak naprawdę jedyne rozwiązanie, jeśli chce się budować efektywny, sprawiedliwy i jednocześnie inkluzyjny system opieki zdrowotnej, skupiony na zaspokajaniu potrzeb pacjentów. Prawa pacjenta to nie tylko baza techniczna i kadry. Naprawdę.

09.08.2018
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta