×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

"Selekcja naturalna poradzi sobie z małą dzietnością"

Szymon Zdziebłowski

Nawet jeśli niewielka część kobiet zdecyduje się na posiadanie dzieci, będzie to oznaczać, że w puli genowej pozostaną osoby o silnej potrzebie posiadania potomstwa. W konsekwencji może dojść do zmiany trendu – powiedział prof. Bogusław Pawłowski, kierownik Zakładu Biologii Człowieka Uniwersytetu Wrocławskiego.


Prof. Bogusław Pawłowski. Fot. Wojciech Nekanda Trepka /Agencja Wyborcza.pl

  • Ewolucja nie wyposażyła nas zbyt mocno w taki mechanizm psychiczny, który byłby bezpośrednio skierowany na konieczność posiadania dzieci – mówi prof. Bogusław Pawłowski
  • Gdy człowiek poznał już biologię rozrodu, wymyślił tak pewną formę antykoncepcji jak ta hormonalna, to też umożliwiło bardzo skuteczne rozdzielnie głównej motywacji, która doprowadzała do rozmnażania (czyli dążenie do seksualnych przyjemności) z jej celem, czyli płodzeniem dzieci – wyjaśnia
  • Ludzie podejmują decyzje w oparciu o to, jakie mają oczekiwania od życia i jakie są warunki ekologiczne czy społeczno-ekonomiczne – wskazuje prof. Pawłowski
  • Jego zdaniem, trudno powiedzieć, jaki odsetek kobiet w Polsce przed rodzeniem dzieci powstrzymuje lęk przed powikłaniami ciąży i porodem
  • Obecnie, przy dość dużej mobilności, kobiety często nie mają w swoim otoczeniu krewnych. To powoduje, że częściej nie decydują się na posiadanie dzieci lub mają ich mniej – stwierdził
  • Myślę, że selekcja naturalna poradzi sobie z obecnym zjawiskiem małej dzietności – uważa

Szymon Zdziebłowski (PAP): Według danych GUS w 2021 r. współczynnik dzietności w Polsce wynosił 1,33. Przyjmuje się, że zastępowalność pokoleń gwarantuje współczynnik powyżej 2,1. Czy mała dzietność to tylko problem Europy i Polski?

Prof. Bogusław Pawłowski: Z małą dzietnością zmaga się nie tylko Polska, ale cały świat zachodni, a nawet Chiny czy inne kraje azjatyckie. To złożony problem biokulturowy. W różnych regionach świata powody tego zjawiska mogą się nieco różnić, a jednym ze wspólnych czynników podkreślanych przez ekologów behawioralnych człowieka może być to, że koszty wychowania dziecka stają się coraz wyższe.

Z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej, można też założyć, że ewolucja nie wyposażyła nas zbyt mocno w taki mechanizm psychiczny, który byłby bezpośrednio skierowany na konieczność posiadania dzieci. Ewolucja wyposażyła nas w instynkt samozachowawczy, w silną motywację do realizacji popędu płciowego, czy w to, aby pozyskiwać zasoby, które są niezbędne do życia, ale też szczególnie w przypadku mężczyzn do zdobycia partnerki. To bardzo ważne biologiczne uwarunkowania, ale są one jednak raczej środkami do osiągnięcia celu niż samym celem ewolucyjnym.

Co to oznacza?

To znaczy, że bardzo chcemy żyć, mieć partnera i wielką przyjemność z seksu czy też odpowiedni status społeczno-ekonomiczny. Staramy się o to wszystko, nie zawsze czując czy rozumiejąc, że są to tylko „środki motywacyjne” do tego, aby móc skuteczniej przekazać swoje geny, czyli mieć potomstwo. Oczywiście nie są to jedyne środki, bo gdy urodzi się dziecko, to występuje też intensyfikacja (lub pojawienie się) zachowań macierzyńskich.

W niemal całej historii ludzkości (a to już setki tysięcy lat) ten mechanizm był wystarczający, aby po prostu się rozmnażać. Ludzie nie zdawali sobie sprawy z biologii rozrodu, a zatem tego, co w istocie doprowadza do poczęcia i urodzenia dziecka i że to bezpośrednia konsekwencja współżycia. Nawet jeśli je wiązano, badania etnologów wskazują, że są takie społeczeństwa – np. w Amazonii – gdzie ludzie byli czy są przekonani, że aby zajść w ciążę, kobieta musi mieć kontakty seksualne z wieloma mężczyznami i że to dopiero z tego różnorodnego nasienia może powstać nowy człowiek.

Gdy człowiek poznał już bardzo dobrze biologię rozrodu, wymyślił tak pewną formę antykoncepcji jak hormonalna, to też umożliwiło bardzo skuteczne rozdzielnie głównej motywacji, która doprowadzała do rozmnażania się (czyli dążenie do seksualnych przyjemności) z jej celem, czyli płodzeniem dzieci. Wcześniej też co prawda używano różnych form antykoncepcji, ale były one mniej skuteczne.

Jak zatem doprowadzić do większej dzietności w Polsce?

Ludzie podejmują decyzje na podstawie tego, jakie mają oczekiwania od życia i jakie są warunki ekologiczne czy społeczno-ekonomiczne. Cokolwiek by się stało, czy 500 plus zmieniłoby się nagle na 700 plus, to – w mojej ocenie – nie zmieni obecnego trendu. Wiemy, że podobne mechanizmy w Niemczech czy Francji chyba też nie działają tak, jak tego chcieliby rządzący. Pod względem wskaźników reprodukcyjnych w Polsce jest jednak gorzej niż w wielu innych krajach Europy. Być może część tej różnicy wynika z lęku jakiejś części młodych kobiet przed niektórym regulacjami, w tym niemal całkowitym zakazem aborcji, nawet przy poważnym genetycznym uszkodzeniu u płodu. Trudno też powiedzieć, jaki odsetek kobiet w Polsce powstrzymuje przed rodzeniem lęk przed powikłaniami ciąży i porodem.

Czy zatem grozi nam w krajach zachodu wyludnienie?

Nie sądzę, jeśli już, to zmniejszenie wielkości populacji – abstrahuję od procesów migracyjnych. Myślę, że selekcja naturalna poradzi sobie z obecnym zjawiskiem małej dzietności. Co prawda pula genowa może się nieco zmienić i dojdzie do mniejszego genetycznego zróżnicowania (bo np. 30% ludzi będzie bezpotomnych). Obok tej negatywnej genetycznej konsekwencji pojawi się – w zasadzie już jest – oczywiście problem np. z systemem emerytalnym etc. Nawet jeśli niewielka część kobiet zdecyduje się na posiadanie dzieci, będzie to oznaczać, że w puli genowej pozostaną takie geny, które będą w jakiś sposób sprzyjać silnej potrzebie posiadania potomstwa i z umiejętnością opiekowania się nim. W konsekwencji może dojść do zmiany trendu i zwiększenia dzietności za jakiś czas. Nie należy jednak oczekiwać, że obecny trend demograficzny zmieni się w najbliższym czasie.

Czyli taki efekt jojo?

Nie nazwałbym tego w taki sposób. Proszę pamiętać, że wcześniej nie było aż tak dramatycznego spadku dzietności. W zasadzie rodziło się zawsze dużo dzieci, choć przeżywało z nich dużo mniej niż obecnie – nawet w XIX wieku w Europie umierało niemal 40% dzieci. Sam fakt dużego spadku umieralności dzieci w XX wieku spowodował spadek liczby rodzonych dzieci, np. w Europie.

Ponieważ wiele zjawisk naturalnych ma zmienne tendencje, np. sinusoidalne, to i w przypadku dzietności może warto postawić na odwrócenie obecnych trendów. Osobiście zatem nie wróżyłbym jakiejś demograficznej katastrofy, a zważywszy na przeludnienie w globalnej skali, ograniczenie liczby potomstwa z ekologicznego punktu widzenia może mieć zalety. Coraz więcej młodych ludzi rozumie zagrożenie dla planety związane z kryzysem klimatycznym. Każde nowo narodzone dziecko to jeden z największych czynników zwiększających produkcję dwutlenku węgla. Nie mam na myśli tego, że oddycha, ale o zasoby, z których w całym życiu musi korzystać, a ich pozyskanie wymaga wiele energii. Psychoterapeuci zauważają, że pojawiają się coraz częściej pacjentki – najczęściej chyba młode kobiety – z fobiami ekologicznymi, które też nierzadko deklarują, że z przyczyn ekologicznych nie chcą mieć potomstwa.

Możliwe, że liczba możliwości spędzania życia – podróże, różnorodne rozrywki czy inne formy odpoczynku – zwiększyła się na tyle, że przy długim okresie „młodości”, wynikającym z wydłużonej edukacji, wpływa to też czasami na niechęć do posiadania dziecka i do zmiany stylu życia. Innym potencjalnym czynnikiem może być też to, że coraz więcej par decyduje się tylko na jedno dziecko. Tymczasem w rodzinach wielodzietnych dzieci uczą się również opieki czy odpowiedzialności za rodzeństwo i wynikające z tego też radości. W takim przypadku mogą być później bardziej skłonne do posiadania własnych dzieci. Tymczasem jedynaki często dostają z otoczenia bardzo wiele, ale częściej stawia się im mniejsze wymagania i nie mają one doświadczeń związanych z troską o rodzeństwo już w dzieciństwie. Zgodnie z badaniami dotyczącymi wzorca rodzinnego w tym względzie, ten rodzinny czynnik może zatem też wpływać w jakimś stopniu na późniejszą decyzję o posiadaniu dzieci lub o ich liczbie.

Jednak w skali globalnej nie ma mowy o problemie spadku dzietności.

Należy pamiętać, że zdecydowany przyrost populacji dotyczy w zasadzie tylko Afryki Subsaharyjskiej (średnio ponad 4 dzieci), bo nawet Azja pod tym względem zwolniła, choć ma ciągle dodatni przyrost naturalny. Przyrost ludności o kolejny miliard następuje coraz szybciej. Jeszcze na początku XIX wieku było nas ok. miliarda, dopiero po ponad 120 latach, czyli ok. 1930 roku było to 2 miliardy, a obecnie przekroczyliśmy 8 miliardów.

A jak na decyzje dotyczące zajścia w ciąże wpływa przeludnienie, np. w miastach?

W niewielkich społecznościach kobiety szybciej podejmują decyzję o posiadaniu potomstwa. To może być między innymi związane z silniejszą presją społeczną na posiadanie dzieci. W takich stabilnych społecznościach, przy braku migracji, ludzie żyją w otoczeniu krewnych. Okazuje się, że w takich warunkach kobiety mają średnio większą dzietność. Człowiek to gatunek, który w zasadzie ma kooperatywny sposób opieki nad dziećmi. Wiemy to na podstawie obserwacji tradycyjnych społeczeństw zbieracko-łowieckich, a to najlepszy model dla struktur społecznych w jakich żyliśmy przez większość naszej ewolucji. Gdy kobieta ma w pobliżu wiele krewnych (matka, siostry, ciotki etc.), może łatwiej liczyć na ich pomoc w opiece i wychowaniu dziecka. Obecnie, przy dość dużej mobilności, kobiety często nie mają wokół siebie krewnych. To według niektórych ekologów behawioralnych człowieka powoduje, że częściej nie decydują się na posiadanie dzieci lub mają ich mniej.

Pomimo tego, że spadek dzietności obserwuje się na całym świecie, nawet w Afryce, to czynniki odpowiedzialne za ten trend mają złożony biokulturowy charakter. Większość badaczy tego zjawiska w zasadzie zgadza się z tym, że wydłużona edukacja kobiet, skuteczna antykoncepcja, presja na zdobycie wyższego statusu społecznego, wzrost rywalizacji ekonomicznej czy czynniki ekologiczne wydają się przynajmniej częściowo odpowiadać za spadek dzietności na całym świecie. Kiedy i czy w ogóle trend ten się odwróci, dziś trudno wyrokować. Przed ludzkością stoją jednak chyba poważniejsze problemy i jeśli one zostaną rozwiązane, nie sądzę, aby nawet dalszy spadek wskaźnika dzietności – oczywiście nie do zera – mógł zagrozić istnieniu naszego gatunku.

Rozmawiał Szymon Zdziebłowski (PAP)

Prof. Bogusław Pawłowski jest kierownikiem Zakładu Biologii Człowieka Uniwersytetu Wrocławskiego; zajmuje się głównie ewolucją człowieka, z akcentem na biologiczne uwarunkowania ludzkich zachowań i psychologię ewolucyjną.

16.03.2023
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta