Potrzeba nam więcej współpracy

12.01.2018
Jarosław Gucwa

Nasze polskie „jakoś to będzie” w medycynie ratunkowej i ratownictwie medycznym utrwaliło się na dobre i stało codzienną rzeczywistością – Jarosław Gucwa, ordynator SOR w Bochni, komentuje wywiad z prof. Juliuszem Jakubaszko.

Z dużym zainteresowanie przeczytałem wywiad z Panem Profesorem Jakubaszko, którego pamiętam z czasów, kiedy tworzyły się ramy ustrojowe systemu ratownictwa. W tych czasach w Polsce działało niespełna 800 karetek Pogotowia Ratunkowego, a ustawa o PRM miała na celu między innymi „legalizację” zawodu ratownika medycznego, który pozostawał w tzw. luce prawnej. Pan Profesor był animatorem medycyny ratunkowej w naszym kraju i tych zasług nikt rozsądny nie powinien negować.

W wywiadzie poruszono szereg kwestii, które w komentarzach zupełnie pominięto, a przecież powinny one tworzyć podwaliny sensownie zaplanowanego systemu, którego w Polsce nadal brakuje. A przecież, jak mówi przysłowie – nie ma sensu wyważać już otwartych drzwi.

Tymczasem nasze polskie „jakoś to będzie” w medycynie ratunkowej i ratownictwie medycznym utrwaliło się na dobre i stało codzienną rzeczywistością.

Natomiast żywym zainteresowaniem cieszy się pogląd wskazujący na konieczność zwiększenia obecności lekarzy w karetkach. I tutaj jednak, jak w całej medycynie ratunkowej, brakuje mi jednego: wzajemnego szacunku i określenia kompetencji. Medycyna uczy pokory każdego i im dłużej ją uprawiam, tym mniej znam ludzi, którzy mają powody, by uważać, że są nieomylni. Czasy, kiedy uprawiano medycynę „jednoosobowo”, odeszły do lamusa, podobnie jak czasy ludzi o „jedynie słusznych” poglądach.

We wszystkich systemach ratownictwa, jakie znam, nikt rozsądny nie neguje potrzeby profesjonalnej współpracy, wzajemnego szacunku i korzystania z każdej możliwej pomocy w sytuacjach krytycznych. Zarządzając na co dzień szpitalem i zderzając się z powszechnym brakiem chętnych do uprawiania medycyny ratunkowej, w najprostszym odruchu chciałbym zrezygnować z lekarzy w karetkach, a w chwilach większej frustracji z całego systemu medycyny ratunkowej w tym kraju. Natomiast wszystkich krytykujących Pana Profesora chciałbym zapytać o sens tego systemu. W moim rozumieniu pracujemy, aby pomagać ludziom, którzy w swoim zróżnicowaniu są często zagubieni, zaniedbani, uzależnieni, zmaltretowani. I powinniśmy robić to jak najlepiej, i do tego są nam potrzebne określone ramy pracy.

Tymczasem dzięki beztrosce organizatorów (myślę m.in. o Ministerstwie Zdrowia) w szpitalach mogą wprawdzie pracować ratownicy, ale to samo MZ nie potrafi i nie chce im pozwolić na wykonywanie niezbędnych w tym szpitalu procedur – jak chociażby nadzorowanie unieruchomienia czy przetaczanie preparatów krwi. Określa się coraz szczegółowiej, co mogą ratownicy robić w karetkach, ale to wszystko nie wyczerpuje możliwych stanów zagrożenia życia i możliwych sposobów postępowania. Aby świat uczynić lepszym, potrzeba nam więcej współpracy niż wzajemnej niechęci!

Od redakcji:

Niebawem opublikujemy również stanowisko Ogólnopolskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.

Zobacz także
  • Lekarz niezbędny w karetce?

Leki

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.