Przetrwać na SOR?

28.03.2019
Małgorzata Solecka
Kurier MP

„Po tragedii w Sosnowcu powstał poradnik, jak nie dać się zabić w szpitalu” – zachęca do lektury Wirtualna Polska. Autorem „poradnika” jest Piotr Piotrowski, znany z zaangażowania w obronę praw pacjenta. Tylko czy aby poradnik na pewno pomoże pacjentom?

Fot. Sebastian Adamus / Agencja Gazeta

Zawierający dziesięć punktów „poradnik” można potraktować czysto publicystycznie (stąd zresztą cudzysłów). W publicystyce dozwolona, a nawet wskazana jest pewna doza przesady, wyostrzenia ocen, subiektywnego spojrzenia na fakty. Nikt od publicysty nie wymaga obiektywnego ważenia racji. Ba, nawet sprawiedliwego osądu.

Jeśli więc przyjąć, że mamy do czynienia z publicystyką, wszystko jest w porządku. Nawet teza, że SOR to pole bitwy. „W chaosie wojny, w natłoku pacjentów zwożonych z linii frontu personel szpitali polowych musi szybko decydować, kogo się jeszcze da uratować, kogo nie, kto może czekać, a kto musi natychmiast trafić na stół operacyjny. Na SOR-ze, zamiast numerków, oznaczony zostaniesz kolorem. Ten system wywodzi się z medycyny pola walki. Jak widzisz na SORze trwa wojna, a ty będziesz jej elementem” – początek „dekalogu” pacjenta na SOR w zasadzie ustawia całą narrację. Kolejne punkty nie pozostawiają złudzeń: nie chodź w pojedynkę. Nie ufaj. Sprawdzaj. Patrz na ręce. Nagrywaj. Domagaj się. Żądaj. Pamiętaj – walczysz o życie, a życie ma się tylko jedno.

Brakuje tylko kropki nad „i”. W walce o życie wszystkie chwyty są dozwolone, więc nie wahaj się i zamień swój zielony numerek (skazujący najczęściej na wielogodzinne, a w każdym razie długie oczekiwanie) na czerwony. Nie, tego Piotr Piotrowski nie napisał, nawet nie zasugerował. To autorski pomysł jednego z komentujących.

Jeśli na SOR-ach trwa wojna, to najlepszą poradą, jaką można udzielić pacjentom, jest unikanie za wszelką cenę tych niebezpiecznych miejsc. Taka porada byłaby o tyle cenna, że im mniej pacjentów w szpitalnych oddziałach ratunkowych, tym większa szansa na to, że pomoc na czas dostaną ci, którzy po pierwsze jej potrzebują, po drugie – nie są przebojowi i nie umieją sami o siebie zawalczyć (albo nie przyszło im do głowy, że trzeba).

W „poradniku” powinien być więc punkt „0”: UNIKAJ. Autor co prawda w jednym z punktów wspomina, że po poradę lepiej udać się do poradni POZ czy nocnej pomocy lekarskiej, ale to zaledwie zawoalowana sugestia. Pacjentowi bardziej wpadnie w oko udzielona wprost porada: „nagrywaj” (lekarza), „żądaj na piśmie” (od lekarza) – słowem: WALCZ.

Gdzie na SOR przebiega linia frontu? Każdy, kto widział oddział ratunkowy od środka, niekoniecznie z perspektywy poczekalni, doskonale wie, że rzeczywiście toczy się tam walka – i to na różnych odcinkach. Na SOR-ach, jak w soczewce, skupia się wiązka wszystkich patologii systemu ochrony zdrowia. Dyżurujący lekarz przynajmniej raz w ciągu dyżuru zderza się z faktem, że na SOR trafił alkoholik w stanie upojenia. Albo starszy człowiek z odleżynami, skrajnie niedożywiony i ewidentnie, przewlekle, pozbawiony opieki. Albo pacjent, któremu właśnie się przypomniało, że kilka dni wcześniej bardzo go kłuło w plecach i pomyślał, że piątkowy wieczór (albo jeszcze lepiej – niedzielny) to doskonały czas, by dać się zbadać. Albo rodzice z gorączkującym dzieckiem. Od kiedy? „Od dwóch godzin panie doktorze, 38,5 stopnia i nic nie pomaga”.

Gdy siedem lat temu Najwyższa Izba Kontroli sprawdzała, jak działa system ratownictwa medycznego w Polsce, w raporcie znalazła się teza, że w niektórych SOR-ach nawet 80 proc. pacjentów stanowili ci, którzy w ogóle nie powinni się tam znaleźć. Czterech na pięciu pacjentów. Publicystycznie rzecz ujmując, można byłoby stwierdzić, że jedna z linii frontu przebiegających na szpitalnych oddziałach ratunkowych oddziela te osiemdziesiąt procent „nieuzasadnionych przypadków” od dwudziestu procent „uzasadnionych”. Pytanie, czy szanse pacjentów będących w rzeczywiście poważnym stanie – pacjentów „czerwonych” czy chociażby „żółtych” wzrosną czy zmaleją w walce o życie, jeśli pacjenci, których w ogóle na oddziale ratunkowym nie powinno być, masowo zaczną wcielać w życie punkty „poradnika”.

Bo jeśli jednak poradnik nie jest publicystyką, to trzeba jasno powiedzieć, że przy takim nastawieniu pacjentów lekarze powinni się zastanowić, czy nie zacząć minimalizować ryzyka po własnej stronie, stosując się do porady: UNIKAJ SOR. Unikaj pracy na oddziale ratunkowym, do momentu aż przestanie być ona obarczona ryzykiem śmierci. Zawodowej. Lub trwałego zawodowego okaleczenia.

To wszystko nie oznacza, że szpitalne oddziały ratunkowe działają – co do zasady – dobrze. Przeciwnie. Jeśli są soczewką patologii systemu, byłoby nielogicznie oczekiwać, że nie ujawnią się na nich patologie. Pod tym kątem można byłoby z pewnością przeanalizować ostatnie, bulwersujące opinię publiczną, przypadki „złych praktyk” (mówiąc wprost – tragicznych zaniedbań). Nie da się uzdrowić SOR-ów, nie da się wywalczyć przestrzegania praw pacjenta na SOR-ach, jeśli system nadal będzie się opierać na patologiach. Jedną z fundamentalnych jest zaś rażąco niski poziom finansowania ochrony zdrowia, wymuszający oszczędności, których ofiarami stają się i pacjenci, i pracownicy.

Leki

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.