"Akcja ratunkowa trwa po prostu do skutku"

07.08.2022
Anna Kruszyńska

Najbardziej boimy się pacjentów oznaczonych kolorem czerwonym, którym pomoc musi być udzielana natychmiast. Mnogość tego typu pacjentów to największy problem w trakcie akcji ratunkowej – powiedział PAP ratownik medyczny Michał Zaremba.

Pytany o to, jakie największe trudności stoją przed służbami ratunkowymi w przypadku takich zdarzeń, jak wypadki autokarów, Michał Zaremba wskazał na mnogość poszkodowanych. – Nigdy nie jest tak, że jeżeli trafia pierwszy zespół ratownictwa medycznego na tego typu zdarzenie, to siły i środki do obsługo takiego zdarzenia są wystraczające. Za zdarzenie mnogie czy masowe uważa się bowiem tego typu zdarzenie, gdzie liczba poszkodowanych przekracza możliwości sił ratunkowych, które w danym momencie znalazły się na miejscu. Mówimy tutaj zarówno o ratownictwie medycznym, jak i straży pożarnej, policji, ponieważ wszystkie służby są zaangażowane w działanie podczas takiego zdarzenia – wyjaśnił. Ratownik medyczny wskazał, że „problemy pojawiają się wtedy, jeżeli w takim zdarzeniu masowym mamy do czynienia z dużą liczbą ciężko poszkodowanych, którzy wymagają natychmiastowej pomocy”.

– Procedura jest zawsze taka, że za każdym razem na miejscu tego typu zdarzenia przeprowadza się triaż – zaznaczył Zaremba. W praktyce jest to oznaczenie pacjentów trzema, a w zasadzie czterema kolorami. – Kolor zielony dostają pacjenci, którzy mogą się samodzielnie poruszać i w zasadzie na pierwszy rzut oka nic nie zagraża ich życiu. To nie znaczy, że oni nie potrzebują żadnej pomocy, natomiast nie ma bezpośredniego zagrożenia dla życia tych pacjentów i pomoc może być odroczona. Z kolei kolor żółty to pacjenci, u których w tym momencie nie ma stanu bezpośredniego zagrożenia, a pomoc może być odroczona do 24 godzin. Najbardziej boimy się pacjentów oznaczonych kolorem czerwonym. W tym przypadku pomoc musi być udzielana natychmiast. Mnogość tego typu pacjentów to największy problem w trakcie tego typu działań. Czwarty kolor – czarny – oznacza już niestety status pacjenta nie do uratowania w warunkach zdarzenia mnogiego czy masowego – powiedział Michał Zaremba.

Dopytywany, czy pierwszy zespół ratownictwa medycznego, który pojawi się na miejscu zdarzenia odpowiada za triaż, ratownik medyczny zastrzegł, że „nie ma jednolitego sposobu postępowania, ponieważ wszystko zależy od tego, kto zjedzie się w danym momencie na miejsce zdarzenia”. – Jeśli pierwsza pojawi się ekipa strażaków to prawdopodobnie to oni będą odpowiadać za triaż. Jeśli z kolei zjedzie się zespół ratownictwa medycznego, to właśnie on musi dokonać oględzin miejsca zdarzenia, triażu, a także powiadomić swojego dyspozytora, jakie ma skierować siły i środki na miejsce zdarzenia. Natomiast jeśli jest możliwość współdziałania, to najprawdopodobniej medycy zajmą się udzielaniem pierwszej pomocy i czynności ratunkowych, zaś strażacy będą dokonywali tego pierwszego triażu – powiedział ratownik medyczny. – Podział zadań jest różny w zależności od tego, jakimi siłami i środkami w danym momencie dysponuje kierujący akcją medyczną – dodał.

Michał Zaremba w rozmowie z PAP zaznaczył, że „jeżeli są dostępne siły i środki, to najlepiej by było, aby równocześnie, a przynajmniej najszybciej jak się da, powstał tak zwany punkt medyczny, do którego w pierwszym rzucie poszkodowani pacjenci oznaczeni kolorem czerwonym będą ewakuowani”. Taki punkt medyczny musi powstać podczas każdej akcji ratunkowej. – W tym punkcie medycznym musi być zapewniana pomoc medyczna do momentu transportu takiego poszkodowanego – wyjaśnił. Jak jednak zastrzegł, „to już wszystko jest rozciągnięte w czasie”.

Pierwsze zespoły, które zaczną się zjeżdżać na miejsce zdarzenia, jeżeli nie będą potrzebne na miejscu wypadku, zaczną być dysponowane do poszczególnych szpitali. – Nigdy nie jest tak, że wszyscy trafiają do tego samego szpitala, aby nie przenieść zdarzenia masowego z miejsca wypadku do szpitala – zastrzegł ratownik medyczny. – Trzeba się liczyć z tym, że każda placówka medyczna w danym momencie ma określoną liczbę dyżurującego personelu i sal operacyjnych, a także możliwości terapeutycznych. To wszystko jest trudne logistycznie – zaznaczył.

Michał Zaremba podkreślił, że „od strony medycznej wygląda to w ten sposób, że kierujący punktem medycznym będzie chciał poszkodowanych ewakuować jak najszybciej do szpitali”. Zwrócił także uwagę na problem związany z tym, „jak dużo w danym momencie będziemy w stanie zorganizować zespołów ratownictwa medycznego – czy będzie to lotnicze pogotowie ratunkowe, czy karetki poruszające się po drogach”.

Pytany o możliwą długość akcji ratunkowej, ratownik Michał Zaremba podkreślił, że „nie da się ubrać w żadne ramy czasowe, nie ma zresztą takiej opcji, ponieważ wszystko jest uzależnione od potrzeb i od skali zdarzenia”. – Podczas katastrofy budowlanej na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich w 2006 r., kiedy zawalił się dach hali, to akcja ratunkowa trwała co najmniej kilkanaście godzin, a sprzątanie po całej akcji trwało jeszcze dłużej – przypomniał. – Akcja ratunkowa trwa po prostu do skutku. Jak będzie bardzo dużo poszkodowanych, to będzie trwała dłużej. Wiele zależy też od możliwości logistycznych i transportowych – powiedział.

Leki

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.