×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Czy leci z nami lekarz?

Małgorzata Solecka
Kurier MP

  1. Sprawa lekarza, który za pomoc pasażerowi podczas lotu wystawił linii lotniczej rachunek, spowodowała wrzenie także w środowisku medycznym.
  2. Sami lekarze nie są zgodni w ocenie zachowania kolegi. Pojawił się podział na krytykujących go lekarzy "starej daty" i usprawiedliwiających jego decyzję "juniorów".
  3. Faktem jest, że decyzja dr. Kołtowskiego o udzieleniu pomocy pozwoliła LOT-owi zaoszczędzić duże pieniądze (samolot nie musiał lądować), a współpasażerom uniknąć kłopotów (wielogodzinne opóźnienie).

Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Po historii dr. Łukasza Kołtowskiego trudno oprzeć się wrażeniu, że nasz narodowy przewoźnik pełnymi garściami czerpie przykład z innych instytucji, które oczekują od lekarzy darmowego świadczenia pracy, w ramach „służby” czy też „misji”. Katalog jest szeroki – od wypisywania wszelkiego rodzaju zaświadczeń, przez wystawianie druków L4, po stwierdzanie zgonu.

Mógł wystawić fakturę czy nie mógł? A jeśli mógł, to czy powinien? Czy wystawiając liniom lotniczym rachunek za poradę lekarską dr Łukasz Kołtowski dał jeszcze jeden argument tym, którzy uważają że lekarze to „pazerne hieny”? Zaszkodził środowisku czy samemu sobie? Pytań o zdarzenie, opisane przez „Politykę” pod koniec stycznia, co niemiara. A dyskusje w środowisku medycznym (i nie tylko) ciągle żywe. Jest w tym zdarzeniu coś bulwersującego. Ale czy na pewno tym czymś jest postawa lekarza?

„Wieczorny lot ze Sztokholmu do Warszawy. Na pokładzie samolotu Embraer 65 pasażerów. 40 minut przed lądowaniem słychać w głośnikach komunikat: Proszę państwa, jeśli na pokładzie jest lekarz – prosimy o kontakt z personelem pokładowym. Ze swojego miejsca podrywa się dr Łukasz Kołtowski, młody kardiolog z Warszawy. Natychmiast zgłasza się do stewardes, a te prowadzą go do pasażera, który skarży się na dusznośćból w klatce piersiowej. (…) Dr Kołtowski zbiera błyskawiczny wywiad, sprawdza tętno, mierzy ciśnienie, oferuje badanie EKG podręcznym aparatem, który akurat ma przy sobie. Podaje lek na serce z samolotowej apteczki (okazało się, że pasażer od dawna choruje na serce, ale swoje leki umieścił w bagażu, który znajdował się pod pokładem) i zasugerował, aby na lotnisku czekała karetka. Kilka dni później do Polskich Linii Lotniczych przychodzi faktura. Od dr. Kołtowskiego właśnie, który żąda wypłacenia mu 500 zł za pilną konsultację medyczną podczas lotu. Konsternacja. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, aby lekarz, który dobrowolnie zgłosił się na wezwanie stewardes do udzielenia pierwszej pomocy, wystąpił z roszczeniem zapłaty” – tak opisuje zdarzenie Paweł Walewski, dziennikarz „Polityki”, którego trudno posądzać o populizm czy skłonność do napastliwych tez.

W środowisku medycznym zawrzało. Zresztą – nie tylko lekarze poczuli się poruszeni. Dyskusje na temat zdarzenia toczyły się na portalach informacyjnych, w mediach społecznościowych, ale też na specjalistycznych forach lotniczych. Najczęściej przewijająca się opinia – lekarz zachował się źle (ostrzej – skandalicznie), udzielenie pomocy było jego obowiązkiem, ludzką powinnością, której wartość jest nieprzeliczalna na złote. Z taką oceną zgadza się duża część samych lekarzy biorących udział w internetowych dyskusjach. Niejako przy okazji pojawia się podział na lekarzy „starej daty” i „juniorów”. Ci drudzy, w domyśle, są skażeni obowiązującym od kilkunastu lat paradygmatem świadczeniodawcy, „nie poznali medycyny wolnej od NFZ” – jak można przeczytać. Ten podział nie uwzględnia kryterium wieku (choć domyślnie wśród „juniorów” więcej jest lekarzy stosunkowo młodych). Podział przeciwstawia sobie „misję”, „służbę” vs. „usługę”, „pracę”.

Stwierdzić można następujące fakty:

  • lekarz odpowiedział na prośbę/wezwanie personelu pokładowego,
  • gdyby go na pokładzie nie było (lub gdyby się nie ujawnił), samolot musiałby przymusowo lądować na najbliższym lotnisku. Decyzja lekarza pozwoliła LOT-owi zaoszczędzić duże pieniądze, była też korzystna dla pasażerów, którzy mogli bez perturbacji wylądować na Okęciu.

Wielu lekarzy (i nie lekarzy też) stawia w tym miejscu pytanie: czy za udzielenie pomocy na ulicy doktor wystawiłby fakturę miastu? Ratując pasażera w tramwaju – przedsiębiorstwu komunikacyjnemu? Można oczywiście sprowadzać rzecz do absurdu, ale nie zmienia to faktu, że podróż samolotem wiąże się z określonymi kosztami, bywa – wysokimi, lub stosunkowo wysokimi. Wsiadając do samolotu podróżni liczą również na relaks. Gazeta, książka, film, wino, książka. Lekarz nie jest podróżnym „gorszego sortu”. Ma prawo mieć takie same oczekiwania, jak inni. Wezwanie do pacjenta, którego – ze względu na poczucie obowiązku, przyzwoitości czy misji nie można zignorować (byłoby to zresztą nie tylko wątpliwe moralnie, ale i prawnie) – zakłóca możliwość korzystania z usługi w zaplanowany sposób. Jednocześnie linie lotnicze odnoszą korzyść z faktu, że lekarz świadczy na ich pokładzie... służbę? Chyba jednak – pracę.

Porzućmy na chwilę rejs Sztokholm-Warszawa. Hipotetyczna sytuacja. Długi lot transkontynentalny. Grupa lekarzy leci na kongres naukowy. Po trzech godzinach wyraźnie zdenerwowana stewardessa prosi o pomoc – mężczyźnie w klasie ekonomicznej zrobiło się słabo, może któryś z panów doktorów... Jeden się zrywa, bada pacjenta, okazuje się że to chwilowa niedyspozycja, można kontynuować lot. To długi lot, lekarz interweniuje jeszcze dwa razy. Po wylądowaniu odbiera podziękowania od stewardes i kapitana, a od linii lotniczych dostaje w prezencie... długopis. Bo właśnie takimi gadżetami linie lotnicze (niektóre) są skłonne wynagradzać za wykonaną na pokładzie... misję? Chyba jednak pracę, i to o dużej wartości, skoro stawką jest nieplanowane śródlądowanie.

Choć całe zdarzenie zostało nagłośnione przez fakt wystawienia faktury, wydaje się że bulwersująca jest przede wszystkim postawa (polityka) linii lotniczych. Nie tylko LOT-u zresztą, ale w tym przypadku mowa o narodowym przewoźniku.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że narodowy przewoźnik pełnymi garściami czerpie przykład z innych instytucji – narodowych czy też państwowych, które oczekują od lekarzy darmowego świadczenia pracy, w ramach „służby” czy też „misji”. Katalog jest szeroki – od wypisywania wszelkiego rodzaju zaświadczeń, przez wystawianie druków L4, po stwierdzanie zgonu.

Byłoby absurdalnym oczekiwać, że na pokładzie każdego samolotu będzie leciał „zakontraktowany” lekarz czy inny przedstawiciel zawodów medycznych. Teoretycznie z udzieleniem pierwszej pomocy personel pokładowy musi sobie poradzić sam. Pytanie „czy leci z nami lekarz?”, a już z całą pewnością oczekiwanie od lekarza, że wyda opinię, na podstawie której będzie można (lub nie) kontynuować lot, jest czymś w rodzaju hazardu moralnego. Jest w gruncie rzeczy próbą żerowania na pasażerach-lekarzach.

A przecież rozwiązanie jest całkiem proste. Nie uśmiech wdzięcznej stewardessy, nie uścisk dłoni kapitana, nie długopis czy firmowa smycz na klucze. Pasażerowi-lekarzowi, z którego pracy linie lotnicze skorzystały, należy się rekompensata. Minimum – zwrot kosztu biletu. Bardziej elegancko – bilet in blanco do określonej wartości (w tym wypadku – na lot w granicach Europy). Kontakt w ciągu 24-48 godzin lub załatwienie sprawy na lotnisku.

Coraz więcej osób lata samolotami. Zwiększa się prawdopodobieństwo obecności na pokładzie osób gorzej znoszących lot, w gorszym stanie zdrowia. Na jednym z portali medycznych została przeprowadzona sonda. Całkiem niemała grupa zadeklarowała: „nie przyznał(a)bym się, że jestem lekarzem”. Z punktu widzenia pasażerów, potencjalnych pacjentów, ale i samych lekarzy – czy to na pewno lepszy (moralnie) wybór niż ten, którego dokonał dr Kołtowski?

Aktualizacja

Już po publikacji powyższego teksty Małgorzaty Soleckiej pojawiła się interesująca myśl komentująca artykuł:

Zachęcamy Państwa do podzielenia się swoimi opiniami na temat komentarza Dariusza Dziełaka - czy, skoro każdy statek (np. powietrzny) jest terytorium RP, NFZ nie powinien ponosić odpowiedzialności za zdrowie pacjentów? SOR w każdym samolocie? Opinie i komentarze mogą Państwo zamieszczać poniżej, pod tekstem.

Redakcja mp.pl

03.03.2016
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta