×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Płacę składkę, więc wymagam

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Na Forum Ekonomicznym w Krynicy od czasu do czasu rozmowa schodzi na temat fundamentalny dla ochrony zdrowia – pieniędzy. Ich braku, konieczności znalezienia i czarnej wizji, co się stanie z systemem, co się stanie z pacjentami, jeśli tych pieniędzy jednak nie będzie tyle, ile realnie potrzeba.

Deptak w Krynicy podczas XXVII Forum Ekonomicznego. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta

Na Forum Ekonomicznym w Krynicy panel za panelem w tematach okołozdrowotnych. Zdrowie publiczne, sieć szpitali, wyzwania dla kardiologii, POZ – tematów nie brakuje. Od czasu do czasu rozmowa schodzi na temat fundamentalny – pieniędzy. Ich braku, konieczności znalezienia i wizji, czarnej wizji, co się stanie z polskim systemem ochrony zdrowia, co się stanie z pacjentami, jeśli tych pieniędzy jednak nie będzie tyle, ile realnie potrzeba.

– Płacimy na zdrowie 4,5 proc. PKB, to jest dużo mniej niż średnia w krajach Unii Europejskiej, tam jest między 7 a 9 proc. – przypominała podczas jednego z paneli Anna Rulkiewicz, prezes Lux Med. – Rozmawiamy o podniesieniu nakładów publicznych z 4,5 do 6 proc. PKB – dodała, podkreślając, że Ministerstwo Zdrowia proponuje, by 6 proc. PKB zostało osiągnięte w 2025 roku. Taką propozycję zawiera projekt ustawy o Narodowej Służbie Zdrowia, który według słów wiceminister zdrowia Józefy Szczurek-Żelazko, został przekazany z resortu do Kancelarii Premiera.

I choć trudno sądzić, by po stronie polityków brakowało wiedzy, że wzrost będzie o wiele za wolny i za mały (o nadciągających „złych latach” w ochronie zdrowia mówił w Krynicy p.o. prezesa NFZ Andrzej Jacyna), nie ma żadnych przesłanek, by sądzić, że rząd przewartościuje priorytety i dofinansuje ochronę zdrowia w większym niż zakładany stopniu. Potwierdził to zresztą wicepremier Mateusz Morawiecki, ogłaszając podczas jednego ze spotkań, że decyzja o wzroście nakładów na zdrowie zapadła, i że w 2018 roku wzrosną one o 5,8 mld zł, co pozwoli Polsce osiągnąć poziom 4,7 proc. PKB publicznych wydatków na zdrowie.

Wicepremier nazywa ten wzrost „bezprecedensowym”, choć taki wcale nie będzie – w latach 2005-2008 dynamika przychodów NFZ ze składki zdrowotnej – co warto podkreślić, bo to bezpieczniejsze z punktu widzenia stabilności systemu źródło finansowania – była jeszcze wyższa, biorąc pod uwagę ówczesne realia. Dość powiedzieć, że gdy w 2006 roku NFZ zebrał nieco ponad 37,5 mld zł ze składek, w 2008 roku – ponad 10 mld zł więcej.

Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby, ale ciesząc się z zapowiadanego wzrostu na poziomie 0,2-0,3 proc. PKB warto pamiętać, że szacowany przez ekspertów deficyt środków w systemie wynosi w tej chwili 25-30 mld zł. I że dofinansowywanie systemu z budżetu jest obarczone ryzykiem redukcji, jeśli wskaźniki makroekonomiczne, na których ów budżet się opiera, nie zostaną zrealizowane. Jeśli na przykład PKB będzie rosnąć wolniej lub przychody do budżetu nie będą tak duże, jak zakłada minister finansów. Oby były.

Niepokoi brak poważnych rozmów o podniesieniu składki, czy to ze zwiększonym odpisem od podatku, czy też – taki wariant też podobno był rozważany, ale nie został zaakceptowany – z kieszeni podatników. Nie ma w ogóle mowy o zmianach w systemie składkowym, który ciągle oczekuje na wyrok: zostanie zlikwidowany, jak zapowiadało PiS, czy też ocaleje, ponieważ zagrożenia związane z likwidacją NFZ okazują się zbyt duże wobec spodziewanych korzyści (głównie politycznych, pod hasłem spełniania obietnic wyborczych).

Poza wypowiedzią wicepremiera Morawieckiego, śledząc relacje z Krynicy można odnieść wrażenie, że zabierający głos politycy najchętniej wyabstrahowaliby temat nakładów na zdrowie i zamknęli go w pancernej szafie, dla bezpieczeństwa – głównie swojego. W myśl zasady, że jeśli wszyscy o czymś wiedzą, nie ma tematu do dyskusji.

Niestety. Marksiści mówili: „byt określa świadomość”. Ekwiwalentem „bytu” we współczesnym świecie są twitty, posty i komentarze, wszystko czym żyje szeroko rozumiana opinia publiczna. Jeśli jakiegoś tematu nie ma, to go nie ma. Ucieczka od tematu nakładów na zdrowie nie sprawia, że problemu nie ma, że on nie narasta. W sposób dramatyczny natomiast wypacza postrzeganie źródeł problemów, z jakimi boryka się ochrona zdrowia.

Przykład? Pierwszy z brzegu. Pacjentka z wirusowym zapaleniem wątroby i licznymi – sądząc po treści listu – przypadłościami zdrowotnymi, w większości powiązanymi z chorobą podstawową i procesem leczenia, opisuje w magazynie „Wysokie Obcasy” (dodatek do „Gazety Wyborczej”) swoją drogę przez mękę, odsyłanie od specjalisty do specjalisty po skierowanie, błąkanie się między prywatnym a publicznym sektorem, problemy z dostępem do droższej diagnostyki. I konkluduje: „Tak wygląda proces diagnostyczny u człowieka, który co miesiąc odprowadza prawie trzy stówki na działanie tego Babilonu. Tak wygląda proces diagnostyczny u człowieka, który jest w trakcie terapii lekowej na zapalenie wątroby i jest wycieńczony długotrwałym ostrym nieżytem żołądka. Terapia wywołuje wiele właśnie takich poważnych skutków ubocznych, więc leczenie pacjenta powinno obejmować szybki dostęp do kompleksowej diagnostyki całego organizmu. U naszego niemieckiego sąsiada od momentu diagnozy pacjent ma bezpłatny dostęp na cito do specjalistów (w tym i do psychologa), do specjalistycznych badań, leki suplementujące i antydepresanty również otrzymuje bezpłatnie. Nie wspominając o lekach antywirusowych, które otrzymuje od razu po zdiagnozowaniu genotypu wirusa. W Polsce na terapię bezinterferonową czeka się w kolejce w zależności od regionu od pół roku do dwóch lat”.

300 złotych co miesiąc – płacę, więc wymagam. I nieważne, że porównanie z Niemcami jest kompletnie bez sensu, nie tylko dlatego, że – jak coraz częściej słychać zza zachodniej granicy – również tam do specjalistów czeka się czasem w kilkumiesięcznych kolejkach. Przede wszystkim dlatego, że podstawowa składka zdrowotna w państwowym, obowiązkowym systemie ubezpieczeniowym w Niemczech wynosi 15,5 proc., a system obowiązkowy dopełniany jest też przez ubezpieczenia dodatkowe. 15,5 proc. vs. 9 proc., z czego efektywnie taką składkę płacą niemal wyłącznie etatowcy. W Niemczech część składki odprowadzana jest od pensji, część płacą pracodawcy – to rozwiązanie, o którym w Polsce mówi się rzadko i niemal nigdy w blasku reflektorów.

08.09.2017
Zobacz także
  • Radziwiłł: Niezdrowy wolny rynek
  • Morawiecki: Branża farmaceutyczna to dobry grunt do rozwoju nowoczesnych technologii
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta