– Jestem pewny, że prędzej czy później wyborcy zdecydują, czy zaufają politykowi, który radykalnie zmienia zdanie w kluczowych kwestiach – mówi Damian Patecki, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL.
Damian Patecki. Fot. arch. wł.
Małgorzata Solecka: Rozmawiamy wieczorem, po kilku godzinach od konferencji ministra zdrowia, który zakwestionował zarówno sens jak i formę Waszego protestu. Jaka będzie reakcja na słowa Konstantego Radziwiłła? Protest nie wygaśnie, skoro usłyszeliście, że wasze postulaty są nierealne?
Damian Patecki, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL: Dla nas ważne było nie tyle to, co powiedział Konstanty Radziwiłł, ale jak mówił. Był wyraźnie poirytowany. Sądzę, że wzburzony tym, że musi się konfrontować z protestem, a raczej z problemem, który tak długo udawało mu się gdzieś od siebie odpychać. Bo wbrew temu, co mówi minister, nie podwyżki płac, nie żądania płacowe są sednem naszego protestu. Żądamy większych nakładów na ochronę zdrowia. Znacząco większych niż w tej chwili. I stworzenia systemu, który będzie przyjazny i dla pacjentów, i dla pracowników.
Ale na stole jest też warunek płacowy – dwie średnie krajowe dla lekarza bez specjalizacji, trzy dla specjalisty. Minister mówi: Polski na to nie stać.
Wszyscy pamiętamy, że dziesięć lat temu mówił coś przeciwnego. I jestem pewny, że prędzej czy później wyborcy zdecydują, czy zaufają politykowi, który radykalnie zmienia zdanie w kluczowych kwestiach. Natomiast powtarzam, że my żądamy przede wszystkim zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia i prawdziwej, systemowej reformy.
Minister mówi, że takich pieniędzy, które pozwoliłyby na oczekiwany przez lekarzy poziom podwyżek, nie ma w systemie. Ale że na ochronę zdrowia rząd znajduje dodatkowe pieniądze. Są środki na zakup sprzętu, są dodatkowe pieniądze na endoprotezy i operację zaćmy, co prawda z rezerw NFZ, ale są. Pan nie wierzy w dobrą wolę rządu?
Zwiększanie nakładów na zdrowie nie jest dobrą wolą rządu, tylko obowiązkiem wobec społeczeństwa. Poza tym, choćby na przykładzie deklaracji o zakupie większej liczby świadczeń, do których są najdłuższe kolejki. Duża część środków nie zostanie do końca roku wykorzystana. Szpitale publiczne, do których te pieniądze mają trafić w pierwszej kolejności, nie mają wbrew pozorom mocy przerobowych, bo lekarze musieliby brać dodatkowe godziny. Nie będzie wielu chętnych. Większe możliwości mają prywatne placówki, ale czy dostaną dodatkowe kontrakty? Wątpliwe. Nie wiadomo również, czym skończą się zakupy sprzętu za pieniądze ze specustawy. Czasu na przetargi jest bardzo niewiele.
Na dziś gesty rządu, deklaracje o zwiększaniu nakładów postrzegam jako czysty zabieg propagandowy. Ani system ochrony zdrowia, ani pacjenci na razie wielkich korzyści nie odczują.
Wierzy Pan dziś w sukces protestu? Na razie wydaje się, że może on mieć charakter przewlekły.
Naszym sukcesem jest choćby poniedziałkowa konferencja Konstantego Radziwiłła i jego niedająca się ukryć irytacja. A przede wszystkim ogromna solidarność i mobilizacja środowiska. To, jak lekarze ruszyli do stacji krwiodawstwa oddać krew.
Będą kolejni chętni do głodówki?
Mamy takie sygnały. Zapewne zgłoszą się kolejni ochotnicy, zmobilizowani tym, co usłyszeli od ministra zdrowia.
Rozmawiała Małgorzata Solecka
