×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Jak odkryto lek dla chorych na HIV

Marcin Kącki
„Duży Format”, 2.06.2015

Dzięki lekom infekcja HIV przestała być wyrokiem śmierci, stała się chorobą przewlekłą. Rozmowa z prof. Mariuszem Jaskólskim, chemikiem.


Prof. Mariusz Jaskólski / fot. Łukasz Cynalewski/Agencja Gazeta

Jak pan trafił do USA, by badać wirusa HIV?

- Doktorat zrobiłem w 1979 roku, a za granicą byłem wtedy tylko na krótkich stażach w Szwecji. W 1986 roku odbył się w Polsce europejski kongres krystalograficzny, na który przyjechał z USA dr Alexander Wlodawer, uczony o polskich korzeniach, którego wraz z rodziną wyproszono z naszego kraju w 1968 roku, na fali antysemickich czystek. Spytał moją szefową prof. Kosturkiewicz, czy mogłaby polecić jakiegoś krystalografa do nowego laboratorium w Narodowym Instytucie Raka, a ona poleciła mnie. Nie byłem zachwycony, bo Wlodawer pracował nad strukturą białek, a mnie one wtedy nie interesowały. Spytał, czy przyjadę, powiedziałem: OK, ale będę zajmował się tym, co lubię - małymi cząsteczkami. Powiedział: coś dla pana znajdziemy. Początkowo dłubałem tam coś przy swoich małych cząsteczkach, a obok rozpalał się do czerwoności nowy projekt labu: białko retrowirusa, który według apokaliptycznych wizji miał spowodować koniec świata. Wlodawer był co prawda w Instytucie Raka, ale wpadł na pomysł, by zająć się wirusem RSV, bliskim krewniakiem HIV, który powoduje nowotwory ptactwa. RSV, podobnie jak HIV, to perfidny spryciarz. Ma w zasadzie tylko trzy geny i trzy enzymy. W zakażonej komórce pakuje swoje białka w trzy duże pakiety, dołączając nożyce, które potrafią je rozpakować. Po drugie, atakuje komórki układu odpornościowego, niszcząc naszą główną linię obrony. Po trzecie, integruje swój genom z genomem zaatakowanej komórki, "infekując" ją genetycznie na zawsze. To trochę tak, jakby wróg wszedł do naszej zbrojowni i powiedział naszym żołnierzom: hej, teraz pracujecie dla mnie. Pomysł Wlodawera polegał na tym, by uszkodzić nożyce retrowirusa i rozbroić jego zdolność werbowania, tj. infekcji. Początkowo służyłem konsultacjami, ale w niedługim czasie, sam nie wiem jak, porzuciłem swoje małe cząsteczki i po uszy siedziałem w tym projekcie. Gnaliśmy jak szaleni, bo choroba straszna, ale i konkurencja nie spała.

Czyli kto?

- To samo białko, ale z wirusa HIV, badano w koncernie farmaceutycznym Merck. Merck prowadził oczywiście badania, by skomercjalizować lek, stąd ich prace były początkowo tajne. U Wlodawera, w laboratorium akademickim, atmosfera była odwrotna: wszystko było jawne i publicznie dostępne, niemal "na pniu", jak tylko wyniki wyszły z komputera. Pamiętam, jak przyjeżdżali do nas specjaliści od projektowania leków, którzy nasze wyniki oglądali wprost na ekranie komputera...

Projektanci leków?

- Dzisiaj to norma: poznać opis uzbrojenia przeciwnika i zaprojektować strategię obrony albo ataku. Wtedy dopiero zaczynano myśleć o racjonalnym projektowaniu leków, opartym na wiedzy strukturalnej. Wyścig z Merckiem przyjął nieoczekiwany obrót na początku 1989 roku. Czołowe czasopisma naukowe opublikowały jednocześnie wyniki: "Nature" nasze, a "Science" ich. I ogromna konsternacja: struktury różnią się w zasadniczym elemencie. Jak to możliwe? To przecież tak podobne białka! Zaczynam myśleć: czyżbyśmy popełnili błąd w tym pojedynku krystalografów? Czyżby kompromitacja? Sprawdzamy wszystko jeszcze raz i nie ma możliwości: nasza struktura jest dobra! Padają argumenty, że Merck miał autentyczne białko ludzkiego wirusa HIV, a my tylko krewniaka. Projektanci leków niecierpliwią się: to która struktura jest dobra? Rozstrzygnąć może tylko dodatkowy eksperyment. Wlodawer postanawia zdobyć białko HIV.

Skąd?

- No, to był problem.

Od Mercka?

- Ale gdzież tam! Przecież to konkurencja!

Od chorego, ze szpitala?

- Nie da rady. Badania z użyciem "żywego" wirusa HIV mają najwyższy stopień zabezpieczeń, ze względu na ryzyko infekcji. Wlodawer znajduje fantastyczne rozwiązanie: uzyskuje białko syntetyczne od Stephena Kenta, który jest wtedy gwiazdą chemii, bo potrafi produkować białka w próbówce.

Tak po prostu? Bierze coś tam, miesza z czymś tam i wychodzi HIV?

- To nie takie proste, nawet dziś synteza chemiczna białka to duże wyzwanie. Ale Kent to strasznie ambitny facet. Podjął się syntezy białka HIV, choć zrobił tego tyle, co kot napłakał. Wystarczyło jednak, by pracująca w naszym zespole Maria Miller, mająca złote ręce do krystalizacji, przekształciła to w maleńkie kryształki.

Białko HIV przyjechało w kasie pancernej?

- W maleńkiej probóweczce, bo było tego tysięczne grama. Strukturę kryształków określiliśmy dość szybko i nie było już wątpliwości: to Merck się pomylił.

W czym?

- Krystalograf buduje model swojego białka na podstawie mapy rozkładu elektronów, przypominającej mapę geograficzną. Interpretacja takiej mapy to trudna i żmudna część badań. Łatwo popełnić błąd, np. interpretując mapę na skróty. Myśmy robili to skrupulatnie, w Mercku istotnie poszli na skróty.

Przegrała żądza zysku?

- Raczej wyścig o palmę pierwszeństwa, który dla nich przekładał się na patent i zysk. Robili to też w tajemnicy, a to nie wychodzi nauce na dobre. Otwartość zawsze się opłaca, choćby dlatego, by krytyka uchroniła nas od kompromitujących błędów. Z drugiej strony firmy farmaceutyczne muszą zarobić na lekach, a badania są kosztowne.

Projektanci stworzyli leki na HIV na podstawie waszej struktury?

- W siedem lat. To rekord chyba do dziś. Bo trzeba przecież zrobić badania na komórkach, próby na zwierzętach, testy kliniczne na pacjentach; trwa to nawet do 20 lat. Dzięki lekom infekcja HIV przestała być wyrokiem śmierci, stała się chorobą przewlekłą.

Pan sobie zdaje sprawę z wagi waszego odkrycia?

- Kiedyś o tym nie myślałem, ale z biegiem lat dociera do mnie, że dzięki tym lekom żyją ludzie, których już by nie było. Ale sądzę, że każdy naukowiec, który wnosi coś do nauki, ma swój udział - mniej lub bardziej bezpośredni - w takim sukcesie. Dzięki każdemu z nas ludzie żyją "trochę bardziej", to efekt pracy pokoleń - ktoś mnie wykształcił, zaszczepił pasję badawczą.

A nie frustruje pana, że dajecie koncernom instrukcje produkcji leków, na których zarabiają miliardy? A wy, naukowcy, jesteście skromnie wynagradzani.

- Nie dbam o to. Mam w miarę dobre warunki do pracy, a to wszystko, czego potrzebuję. Niesamowita frajda, jaką daje mi przez całe życie nauka, nieustanne odkrywanie czegoś nowego - to najważniejsza nagroda. Nie zamieniłbym jej na nic innego.

Przecież to niesymetryczny podział zasług.

- Ale to, co mam, mi wystarcza. Nawet telefonu komórkowego nie potrzebuję, bo cały czas siedzę w pracowni, i jak pan zadzwoni w nocy albo w weekend, to pewnie będę. Najlepsze moje prace powstawały, gdy miałem najbardziej spartańskie warunki do pracy. Dlaczego? Nie wiem, ale jak wszystkiego jest ponad miarę, i jeszcze góry pieniędzy, to jakoś rozmijamy się z tym, co najważniejsze . Pasja to najlepsze paliwo. A jeśli ratujesz czyjeś życie... Cóż piękniejszego?

Teraz siedzi pan nad bakteriami z "New Delhi".

- Właśnie ruszamy z projektem badawczym, wspólnie z zespołem naukowców z Francji i Belgii. Mogę się założyć, że coś znajdziemy.

Skąd ta pewność?

- Bo dotychczas zawsze się udawało. No właśnie. My tu gadamy tyle godzin, a robota czeka.


Prof. Mariusz Jaskólski - chemik, krystalograf z UAM i Polskiej Akademii Nauk. W 1989 roku był członkiem zespołu Krajowego Instytutu Raka w USA. Dzięki ich pracy powstał lek, który nosicielom wirusa HIV ratuje życie.

15.07.2015
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta