×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Polskie dzieci nie muszą być gorzej leczone niż amerykańskie

Justyna Wojteczek

Decydując się na leczenie preparatami marihuany miałem jeden cel: pomóc pacjentom, u których inne dostępne metody nie zadziałały – mówi dr Marek Bachański.

Dr Marek Bachański / fot. Bartosz Bobkowski/Agencja Gazeta

Justyna Wojteczek: Jaka była Pana droga do leczenia preparatami marihuany?

Dr Marek Bachański: Leczeniem padaczki zajmuję się od wielu lat. W 1994 roku zacząłem pracę w Klinice Neurochirurgii Centrum Zdrowia Dziecka i dosyć szybko właśnie tam zetknąłem się z problemem padaczki opornej na leki u dzieci. W bardzo dużym skrócie – leczenie operacyjne padaczki opornej na leki polega na tym, że szuka się miejsca, które jest punktem wyjścia napadów. Żeby to miejsce znaleźć, należy wykonać wiele badań diagnostycznych (wideo-EEG, PET, SPECT, rezonans magnetyczny). Moją rolą było między innymi wykonywanie badań diagnostycznych i próba znalezienia takiego miejsca. Z tamtego okresu pozostało mi wspomnienie pracy z radiologiem dr. Andrzejem Piotrowskim – jako pierwsi w Polsce opublikowaliśmy pracę przedstawiającą wykonywanie badania tomografii emisyjnej pojedynczego fotonu (SPECT) w trakcie napadu padaczkowego. Nadal jest to użyteczne badanie w diagnostyce.

W Polsce niewiele jest jednak miejsc, gdzie stosuje się leczenie neurochirurgiczne w trudnych przypadkach padaczki. Brakuje ośrodków referencyjnych leczenia padaczki, które wzięłyby na siebie ciężar diagnostyki pacjentów. To leczenie jest praktycznie mało dostępne w Polsce, podobnie jak i wszczepienie stymulatora nerwu błędnego.

A trzeba wiedzieć, że około 30 proc. wszystkich padaczek to postacie oporne. Oznacza to, że w Polsce jest populacja około 120 tys. osób – dorosłych i dzieci – które mają dużo napadów pomimo podawania leków i wobec tego potencjalnie kwalifikują się do diagnostyki w ośrodku referencyjnym leczenia padaczki.

W 2002 roku zatrudnił mnie nowy szef, czyli pan profesor Sergiusz Jóźwiak - w Klinice Neurologii Centrum Zdrowia Dziecka. Ciężkie postacie padaczki można próbować leczyć także dietą ketogenną. Moim zadaniem było m.in. opracowanie na nasze potrzeby leczenia tą dietą. Na początku niektórzy wyrażali się z niedowierzaniem, że można leczyć trudne postaci padaczki w ten sposób. Na świecie wzrost zainteresowania takim leczeniem datuje się od roku 1994, prekursorką w Polsce tej metody była dr Maria Zubiel z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, ja zająłem się tym w 2002 roku. W CZD opracowałem schemat leczenia dietą ketogenną – cały program tego leczenia. Prowadziłem ten program od samego początku i nadal się tym zajmuję.

To metoda, która jednak nie pomaga wszystkim chorym. Poszukując innych sposobów leczenia pacjentów, doszedłem wreszcie do zastosowania kanabinoidów. Co bowiem robi lekarz, kiedy ma grupę pacjentów, której nie jest w stanie pomóc? Czyta dostępne piśmiennictwo. W ten sposób dotarłem do publikacji dotyczących leczenia padaczki lekoopornej kanabinoidami. W 2013 roku została opublikowana na łamach czasopisma Epilepsy Behavior praca dwóch neurolożek ze Stanford University (Epilepsy Behav. 2013 Dec; 29(3): 574–577), w której opisano doświadczenia rodziców dzieci, które otrzymywały kanabinoidy. Trochę czasu i lektury jednak mi zajęło dojrzewanie do decyzji, by tej metody spróbować.

Kiedy zatem do tej decyzji doszło?

Latem ubiegłego roku, jednak pierwszy pacjent, Maksio, 5-letni wtedy chłopiec, kanabinoidy zaczął otrzymywać jesienią.

Co konkretnie postanowił pan podawać pacjentom?

Preparaty medycznej marihuany.

Co pan rozumie pod tym pojęciem?

Preparaty marihuany specjalnie przygotowane do użytku w medycynie. Na stronie Office for Medicine Cannabis – holenderskiej rządowej agencji odpowiedzialnej za produkcję kanabinoidów na potrzeby lecznicze i badawcze – można zobaczyć, o jakie preparaty mi chodzi: Bedrobinol, Bedrocan, Bediol, Bedica, Bedrolite. Są to produkty lecznicze. Pierwszą receptę, dla Maksa, wypisałem na Bediol, który ma 8 proc. kanabidiolu i 6,3 proc. THC.

Wypisał pan wniosek na import docelowy?

Tak.

Taki wniosek musiał mieć aprobatę wojewódzkiego konsultanta ds. neurologii dziecięcej.

Tak. Była ta aprobata i jest to w dokumentacji.

Warto opowiedzieć o genezie tego postępowania. Najpierw dojrzewałem do podawania tych preparatów pacjentom, rozmawiałem z rodzicami. Potem zacząłem chodzić do mojego szefa, prof. Sergiusza Jóźwiaka. Podczas dwóch pierwszych rozmów nie dał mi zielonego światła. Trzeci raz przyszedłem znowu z tymi nielicznymi pracami, jakie są na temat leczenia padaczki preparatami marihuany. Była też sprawa tej dziewczynki ze Stanów Zjednoczonych, Charlotty, z rozpoznanym zespołem Dravet. Miała do 300 napadów w tygodniu, wpis DNR (Do Not Resuscitate) w dokumentacji medycznej i w każdej chwili mogła nie przeżyć kolejnego napadu. Po zastosowaniu kanabinoidów jej stan stopniowo się poprawił na tyle, że w końcu poszła do szkoły.

W jakim stanie był pierwszy leczony przez pana pacjent na kanabinoidach?

W lipcu i sierpniu ubiegłego roku było z Maksiem bardzo źle. W tych miesiącach przebywał na oddziale intensywnej terapii w szpitalu we Wrocławiu. Miałem cały czas kontakt z lekarzami stamtąd – według ich informacji jego stan klinicznie był skrajnie ciężki i Maksio mógł nie przeżyć kolejnych napadów. Wykorzystano wszystkie leki, jakie można było mu jeszcze podać. Generalnie nic na niego nie działało. Matka tego chłopca chciała na tym oddziale podać mu kanabinoidy, ale ostatecznie lekarze nie wyrazili na to zgody. Maksa udało się ustabilizować i po półtoramiesięcznym pobycie wyszedł ze szpitala.

Czyli jednak dało się go ustabilizować bez kanabinoidów?

U niego problem polegał na uporczywym zakażeniu ucha – nieleczącym się. U części dzieci z padaczką stan zapalny może dać duże nasilenie napadów. Tak było u Maksa, on drgał niemal bez przerwy. Wyszedł ze szpitala, ale nie był do końca w dobrym stanie, choć już w stabilnym. 28 września dostał pierwszą dawkę Bediolu. Nie miałem wcześniej doświadczenia z leczeniem tymi preparatami, więc początkowo dostawał bardzo małe dawki, które stopniowo były zwiększane. To, co było ciekawe, to stopniowe zmniejszanie się liczby napadów. Jego stan był coraz lepszy. Trzymaliśmy rękę na pulsie, jeśli chodzi o stany infekcyjne. Teraz jest to zupełnie inne dziecko. To dziecko, które wyszło z poważnej, ciężkiej choroby.

W sumie preparaty marihuany podał pan dziewięciu pacjentom.

Cała dziewiątka, o której mówimy, to dzieci z ciężkimi postaciami padaczki opornej na leki. Te dzieci wykorzystały już całe dostępne standardowe leczenie nie uzyskując poprawy. Zostało nam leczenie dietą ketogenną, i część tych pacjentów takie leczenie przeszła. Inna potencjalna alternatywa to leczenie neurochirurgiczne – ale na to w ich przypadku szans nie było, nie mówiąc wszczepianiu stymulatora nerwu błędnego.

We wspomnianym artykule Epilepsy Behaviour podane było dawkowanie kanabinoidów, więc opierałem się m.in. na tej pracy, a także na wynikach wstępnych badania prowadzonego u chorych z zespołem Dravet, jakie prowadziła firma GW Pharmaceuticals. Część tego badania, u chorych z zespołem Lennnoksa-Gastauta prowadzona jest teraz w Gdańsku.

Czy wszystkim podawał pan Bediol?

Nie. Generalnie uważa się, że w trudno leczących się przypadkach padaczki powinno podawać się CBD. I z jednej strony to upraszcza terapię, a z drugiej – utrudnia. CBD jest zawarte nie tylko w lekach, o których mówiłem, ale i jest dostępny jako składnik olejku – suplementu diety. Jest to wyciąg z rośliny. A w pewnym momencie nie miałem dostępu do leków – produktów leczniczych. Sięgnąłem więc po suplementy.

Wróćmy jeszcze do początku. Jak to się stało, że przekonał pan prof. Jóźwiaka?

Dwie rozmowy z profesorem były nieudane. I na trzeciej zaproponowałem, że możemy ściągnąć lek w ramach importu docelowego z Holandii. Możemy też podać CBD jako suplement diety. I profesor zgodził się na grupę nie więcej niż 10 pacjentów. Dostałem zgodę ustną.

Jednak żeby otrzymać preparaty marihuany w ramach importu docelowego, musiałem mieć zgodę konsultanta wojewódzkiego. Tę zgodę dostałem. Nie dostałbym jej, gdyby konsultant nie rozmawiał z moim przełożonym.

Dlaczego nie wystąpił pan do Komisji Etycznej o przeprowadzenie tej terapii w ramach eksperymentu leczniczego?

Bo traktowałem to jako podawanie leku off-label. Ta formuła jest prostsza.

Profesor nie sugerował panu, żeby leczenie odbyło się w ramach eksperymentu leczniczego?

Nie, nie było takiej sugestii. Za każdym razem, kiedy czymś się zajmowałem, pytałem przełożonych, w jaki sposób to przeprowadzić. I w tym przypadku też tak było. Miałem akceptację.

Dyrekcja CZD twierdzi, że próbowała od marca skłonić pana do zgłoszenia tego leczenia jako eksperymentu.

Pierwszy pacjent dostał lek we wrześniu. Co tu zgłaszać, skoro pacjent jest na leczeniu i się poprawia?

CZD twierdzi, że nie ma dokumentacji części pacjentów, a w przypadku kilkorga – jest ona niekompletna.

Prowadziłem dokumentację. I do chwili, w której z panią rozmawiam – nikt nie wyraził wątpliwości co do dawek leków, stanu ogólnego pacjentów, nie zapytał się, jak się czują, w ogóle nikt ze mną na te tematy nie rozmawiał i nie wystosował jakichkolwiek oficjalnych pism – adresowanych do mnie osobiście, że cokolwiek się nie podoba lub jest nie tak. Jeden czy dwa razy na początku marca proszono mnie ustnie o wyjaśnienie pewnych rzeczy związanych z dokumentacją – i to zrobiłem. I później cisza.

Zapisywał pan przebieg każdej wizyty, wywiad, ustalenia?

Oczywiście. Przy czym przez ten cały czas nikt mnie nie pytał o wyniki. Nie mam żadnego też zapytania w sprawie braków w dokumentacji.

W jakiej formie prowadził pan dokumentację: elektronicznej czy papierowej?

Papierowej.

Wróćmy jeszcze do marihuany. Nie obawia się pan, że tworzy się mit, iż to lek na wszystko?

Niestety, może mieć pani rację. Decydując się na leczenie preparatami marihuany miałem jeden cel: pomóc pacjentom, u których inne dostępne metody nie zadziałały. I muszę powiedzieć, że te wszystkie problemy, które mam teraz, blakną przy tym, kiedy widzę, jak teraz te dzieci, które wcześniej były bardzo ciężko chore, są w zupełnie innym, lepszym stanie.

Ukazały się właśnie wstępne wyniki dużego badania amerykańskiego, do którego zrekrutowano około 200 dzieciaków. 140 dotarło do końca i połowa z nich odniosła korzyść z leczenia kanabinoidami. To bardzo chore dzieci: z Dravetem, Lenoxem itd. Im akurat preparaty marihuany pomogły. Polskie dzieci nie muszą być mniej skutecznie leczone niż amerykańskie.

Rozmawiała Justyna Wojteczek

Instytut „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka” opublikował 05.08.2015 r. oświadczenie w sprawie leczenia pacjentów z lekooporną padaczką pochodnymi kanabinoidów w IPCZD, w którym stwierdza się m.in., że „Leczenie prowadzone przez dra Marka Bachańskiego nigdy nie zostało – wbrew przepisom i wielokrotnym prośbom Dyrekcji IPCZD, zgłoszone i nie otrzymało zgody Komisji Bioetycznej – a więc było nielegalne. Było prowadzone bez planu dawkowania leków i badań kontrolnych, bez rzetelnej oceny skuteczności i bezpieczeństwa leczenia w dokumentacji medycznej pacjentów. (…) Dyrekcja IPCZD dokonała oceny dokumentacji medycznej Pacjentów leczonych przez dra Bachańskiego pochodnymi kanabinoidów, stwierdzając w niej istotne braki, uniemożliwiające ocenę bezpieczeństwa i skuteczności leczenia. Dlatego sprawa została zgłoszona na początku maja br. do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Równocześnie od marca br., czyli od chwili, gdy Dyrekcja Instytutu dowiedziała się o nielegalnym eksperymencie prowadzonym przez dra Marka Bachańskiego na Pacjentach Instytutu, prowadzone jest wewnętrzne postępowanie wyjaśniające”. Czytaj więcej TUTAJ.

05.04.2016
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta