Igor Radziewicz-Winnicki, wiceszef resortu zdrowia, wystartował w konkursie na szefa Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Wygląda na to, że aby mógł to zrobić, specjalnie unieważniono przeprowadzony już zimą konkurs – pisze Judyta Watoła w „Gazecie Wyborczej”.
Igor Radziewicz-Winnicki. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Kadencja poprzedniego dyrektora NIZP-PZH prof. Mirosława Wysockiego skończyła się w lutym b.r. Rada Naukowa 13 stycznia 2015 r. ogłosiła, że po przeprowadzeniu konkursu postanowiła ponownie rekomendować ministrowi zdrowia kandydaturę prof. Wysockiego.
Nieoczekiwanie 18 lutego wiceminister Igor Radziewicz-Winnicki powołał na p.o. dyrektora NIZP doc. Rafała Gierczyńskiego. Rada Naukowa poprosiła MZ o wyjaśnienia, ale nie otrzymała odpowiedzi. 5 maja wiceminister Anna Łukasik zdecydowała o unieważnieniu całego konkursu ze względu na błędy proceduralne, których się dopatrzyła w ogłoszeniu o konkursie.
Rada Naukowa NIZP została zobowiązana do ogłoszenia nowego konkursu. Stanęli do niego prof. Mirosław Wysocki oraz wiceminister Radziewicz-Winnicki. Jak podkreśla Watoła, „wśród pracowników ministerstwa i Instytutu panuje przekonanie”, że celem odwołania poprzedniego konkursu było tak naprawdę „to, by umożliwić start Radziewiczowi-Winnickiemu, który szuka sobie nowej posady, bo praca w resorcie skończy się po wyborach. W listopadzie to było niemożliwe, bo nie spełniał jednego z kryteriów stawianych kandydatom: minimum trzyletniego doświadczenia w zarządzaniu zespołem pracowników”. W rozmowie z dziennikarką wiceminister nie stwierdził niczego niewłaściwego w startowaniu na stanowisko dyrektora instytucji podległej resortowi. "Postanowiłem się sprawdzić w nowej roli. Czy mam iść na bezrobocie, żeby pani o mnie nie pisała? Po co tak podsycać atmosferę!" - mówił w rozmowie z Judytą Watołą.