30 września zaczął obowiązywać przepis § 13 ust. 5 załącznika do rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 8 września 2015 r. ws. ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Przepis ten przewiduje, że „odmowa przyjęcia dziecka do szpitala wymaga uprzedniej konsultacji z ordynatorem oddziału, do którego dziecko miałoby być przyjęte, albo jego zastępcą, albo lekarzem kierującym tym oddziałem w rozumieniu art. 49 ust. 7 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej. Wynik tej konsultacji odnotowuje się w dokumentacji medycznej”. Przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel krytykuje ten przepis.
Krzysztof Bukiel, Marian Zembala. Fot. Wojciech Surdziel, Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Zgodnie z oficjalnym tłumaczeniem ministra zdrowia, przepis ten powstał po to, aby zapobiec przypadkom nieuzasadnionego i pochopnego odsyłania dzieci skierowanych do szpitala. Niewątpliwym bodźcem do sformułowania przepisu były głośne przypadki, gdy dzieci nie przyjęte do szpitala – po jakimś czasie - z różnych powodów – zmarły.
- Nawet jeśli intencje pana ministra były szlachetne, to ich realizacja nie jest dobra - komentuje szef OZZL. - Minister zdrowia poszedł bowiem „na łatwiznę”, próbując uporać się ze złożonym problemem najbardziej prymitywną metodą, jaką jest metoda administracyjnego nakazu. Przy okazji wzmocnił w świadomości społecznej fałszywy przekaz, że winę za głośne przypadki śmierci wspomnianych wyżej dzieci ponoszą lekarze i ich niedbałość - dodaje.
- Skutkiem wprowadzonych przepisów będzie zwiększenie liczby hospitalizacji dzieci. Często będą to hospitalizacje świadomie nieuzasadnione. Lekarze będą w ten sposób chronić się przed zarzutem niedbalstwa. To spowoduje jeszcze większy deficyt „sił i środków” pediatrycznych niż obecnie, co spowoduje zwiększenie ryzyka nieotrzymania właściwej pomocy medycznej przez chore dziecko. Sytuacja zatem, zamiast się polepszyć, może się pogorszyć - uważa Bukiel
- Poza tym wszystkim, wprowadzone w pośpiechu przepisy wzbudzają – jak to zwykle bywa w takich przypadkach – wiele wątpliwości prawnych i mogą powodować zaskakujące skutki faktyczne - wskazuje.
Najbardziej rzucającą się w oczy jest niezgodność przytaczanego przepisu z przepisami o czasie pracy - zwraca uwagę Bukiel. Aby zrealizować nakaz konsultowania odmowy przyjęcia dziecka za każdym razem z ordynatorem lub jego zastępcą, musieliby oni mieć po co najmniej 15 dyżurów w miesiącu - na miejscu w szpitalu lub „pod telefonem”. Nie można przecież zakładać, że osoby konsultujące odmowę przyjęcia dziecka robiłyby to jako osoby „prywatne” nie pozostające w chwili konsultacji w pracy lub w gotowości do pracy (dyżur pod telefonem), chociaż należy przyznać, że nie jest to sprawa precyzyjnie określona w przepisie.
Dyżur pod telefonem, jakkolwiek nie jest w pełni czasem pracy, to nie jest również czasem odpoczynku i po każdym z takich dyżurów lekarz ma prawo do 11-godzinnego dobowego odpoczynku (podobnie jak i po dyżurze w szpitalu). Nie jest możliwa realizacja tego prawa przy pełnieniu 15 dyżurów w miesiącu.
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy ordynator albo jego zastępca ma np. nieco dłuższy urlop. Przepis jest w ogóle nie do zrealizowania, gdy na urlop pójdzie „kierownik oddziału” czyli „ordynator na kontrakcie”. Rozporządzenie nie przewiduje bowiem możliwości konsultacji odmowy przyjęcia dziecka z zastępcą kierownika. Jeśli w danym szpitalu jest wiele oddziałów, na które potencjalnie może być przyjęte dziecko, to dotyczyłoby to tych wszystkich oddziałów.
Wątpliwości prawne może budzić również fakt zobowiązania do konsultacji z ordynatorem (z-cą ordynatora albo kierownikiem oddziału) lekarza „kontraktowca”, pracującego na podstawie umowy cywilno-prawnej. Oznacza to bowiem prawne podporządkowanie takiego lekarza poleceniom przełożonego, co może przesądzić o uznaniu takiego zatrudnienia jako stosunku pracy, a nie umowy cywilno-prawnej, która jest podstawą zatrudnienia lekarza kontraktowego - zwraca uwagę przewodniczący OZZL.