Przyszedłem z krótką misją - chciałbym zamienić system ochrony zdrowia w służbę zdrowia - mówił nowy minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, obejmując w poniedziałek po południu swój resort. "To kolejne pojęcie-wytrych" - komentuje dla mp.pl lek. Joanna Dusza-Kozera.
Konstanty Radziwiłł. Fot. Włodzimierz Wasyluk
- Przekazanie odbyło się w niezwykłej atmosferze i wyobrażam sobie, że dla funkcjonowania państwa to bardzo dobry znak - powiedział dziennikarzom Radziwiłł.
- Przyszedłem z krótką misją: chciałbym zamienić system ochrony zdrowia w służbę zdrowia - zapowiedział nowy minister.
Radziwiłł, podobnie jak większość jego poprzedników jest lekarzem, specjalistą medycyny ogólnej i rodzinnej; od lat 90. był aktywnym członkiem samorządu, m.in., przez blisko dekadę (2001-2010 r.) - prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej. Przed nominacją na ministra był sekretarzem NRL, złożył już jednak oświadczenie, w którym rezygnuje z tej funkcji. W ostatnich wyborach zdobył mandat senatora, startując z list Prawa i Sprawiedliwości w okręgu w obejmującym część powiatów na południe od stolicy.
O co chodziło ministrowi?
Komentuje Joanna Dusza-Kozera
Lekarz internista i endokrynolog, członek Stowarzyszenia Lekarzy Praktyków
administrator profilu Chcemy leczyć, a nie refundować
Warto przypomnieć, że już w 1999 r., po wprowadzeniu reformy ochrony zdrowia, „służba zdrowia” zniknęła na zawsze ze słownika definicji ustawowych. W Polsce mamy „system ochrony zdrowia”. Dlaczego to takie ważne?
W ustach nowego Ministra Zdrowia pojawiło się kolejne pojęcie-wytrych znane nam już z niesławnie reformatorskiej działalności Ministra Bartosza Arłukowicza. Tamtym pojęciem byli „lekarze-biznesmeni”. Mamy do czynienia z celowym przeciwstawieniem tej dotychczasowej naszej pracy: złej, nastawionej na utrzymanie płynności finansowej podmiotów leczniczych praktyki, paskudnego i zupełnie niepotrzebnego rachunku ekonomicznego, oddalonego lata świetlne od świętego posłannictwa naszego zawodu. Do tej pory nie „służyliśmy”, tylko zajmowaliśmy się hańbiącym zajęciem, czyli jak najbardziej efektywnym w skali mikro i makro wykorzystaniem zasobów systemu ochrony zdrowia w celu realizacji jego celów – utrzymaniu i poprawy jakości zdrowia naszych pacjentów. Teraz koniec! Wracamy do korzeni i będziemy „służyć”.
Niestety, my dalej będziemy robić to samo. Nas, pracujących w systemie ochrony zdrowia dotyczy codzienne respektowanie zasad ekonomicznych rządzących tą dziedziną gospodarki. Tak! Ochrona zdrowia jest jednym z elementów gospodarki każdego państwa i żadne ministerialne pomysły tego nie zmienią.
To my musimy leczyć i ratować życie w warunkach ograniczonego finansowania świadczeń. Musimy racjonalnie gospodarować liczbą hospitalizacji, zabiegów operacyjnych, przyjęć pacjentów w poradniach specjalistycznych, by nie przekroczyć narzuconego przez monopol NFZ „limitu punktów”. Musimy respektować zasady ekonomii rynkowej w ochronie zdrowia, musimy myśleć kategoriami dbania o bezpieczeństwo chorego i dbania o stan finansów podmiotu, w którym pracujemy i jego zrównoważonego budżetu. MUSIMY z coraz większym trudem godzić zasady etyczne pracy lekarza z zasadami irracjonalnej polityki zdrowotnej rządu. Takie warunki leczenia nam stworzono i w takich pracujemy.
Myślenie magiczne „służbą” nic tu nie zmieni. I nie należy nam czynić zarzutu, że do tej pory nie „służyliśmy” pacjentom. My służyliśmy, w przeciwieństwie do wielu polityków i ministrów. I takiej służby jak nasza, życzymy aktualnemu Ministrowi Zdrowia przypominając, że „minister” to znaczy „sługa”.