×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Niosą pomoc bezinteresownie

Adam Chabiński
mp.pl/ratownictwo

Oprócz państwowych służb ratowniczych istnieje organizacja, której członkowie, będący wolontariuszami, ratują życie i zdrowie oraz niosą pomoc poszkodowanym w wypadkach drogowych. To DOPR.

Artur Fular

Artur Fular. Fot. Adam Chabiński

Drogowe Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (DOPR) skupia zapaleńców, którzy propagują ideę społecznego ruchu ratownictwa drogowego. Organizacja działa na podstawie Ustawy o Stowarzyszeniach i współpracuje z systemem Państwowego Ratownictwa Medycznego.

Wolontariusze zrzeszeni w DOPR ratują życie i zdrowie osób poszkodowanych w wypadkach drogowych w dwojaki sposób: prewencyjnie i na drodze operacyjno-ratunkowej. Działalność zapobiegawcza polega na prowadzeniu kampanii edukacyjnych związanych z zagrożeniami w ruchu drogowym, propagowaniu zasad bezpiecznego ruchu drogowego oraz organizowaniu szkoleń z zachowania się na drodze. Ochotnicy DOPR patrolują również drogi i zgłaszają zaobserwowane nieprawidłowości odpowiednim służbom oraz przeprowadzają szkolenia z zakresu PPP (Podstawowej Pierwszej Pomocy).

Aktywność operacyjno-ratunkowa DOPR-u polega natomiast na ratowaniu życia i zdrowia ludzkiego przez ratowników działających w strukturach organizacji.

O swojej pasji – Drogowym Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym – opowiada Naczelnik Główny Ogólnopolskiego DOPR i Komendant Rejonowy Dolnośląskiego Oddziału tej organizacji, Artur Fular.

Adam Chabiński: Skąd wywodzi się pomysł na taką organizację?

Artur Fular: Bardzo często ofiary wypadków komunikacyjnych tracą życie wskutek nieudzielenia im pomocy w odpowiednim czasie. Jakiś czas temu właśnie z takiego powodu zginęła rodzina jednego ze współzałożycieli DOPR-u – świadkowie zdarzenia nie udzielili poszkodowanym pierwszej pomocy.

Początkowo Drogowe Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe miało być ruchem społecznym, propagującym udzielanie pierwszej pomocy i tropiącym absurdy drogowe. Z czasem jednak idea ewoluowała, co zaowocowało tym, że DOPR znacznie poszerzył zakres działalności. W konsekwencji powstał oddział dolnośląski, który jest w Polsce najliczniejszy.

Jaki jest trzon działalności DOPR-u?

Zawsze był i będzie nim człowiek dobrze przygotowany do udzielenia pierwszej pomocy. Nasi ratownicy wyposażyli swoje prywatne samochody w zestawy ratownictwa medycznego PSP R0. Każdy z nich jest przynajmniej ratownikiem kwalifikowanym pierwszej pomocy, czyli ma państwowy tytuł ratownika. W ubiegłym roku właśnie w różnych przypadkowych sytuacjach to ich działania pozwoliły uratować komuś zdrowie, a niejednokrotnie życie (było kilka przypadków NZK (nagłego zatrzymania krążenia – przyp. red.) i RKO (resuscytacji krążeniowo-oddechowej – przyp. red.) prowadzonych do przyjazdu służb.

Ilu członków liczy DOPR?

W całej Polsce około 80. Część stanowią członkowie aktywni, część osoby wspierające, a część ci, którzy po prostu płacą składki. Najbardziej aktywny dolnośląski oddział liczy 25 aktywnych członków.

To wolontariat?

Oczywiście. Mamy status stowarzyszenia i udzielamy pierwszej pomocy bezpłatnie.

Czy da się oszacować czas, który poświęca Pan na DOPR?

Trudno to obliczyć. Przeważnie jest to kilka godzin dziennie, choć są jeszcze dyżury – a trzeba przecież też mieć czas dla rodziny...

Jaka jest różnica pomiędzy normalnym pogotowiem a DOPR?

Przede wszystkim pogotowie ratunkowe można wezwać, a nas nie. Owszem, zjawiamy się na miejscach wypadków, ale na zasadzie czystego przypadku, a – proszę mi wierzyć – w takim mieście jak Wrocław wypadków nie brakuje.

Czy osoby udzielające się w DOPR są lekarzami?

Nie mamy w zespole lekarzy. Wśród naszej załogi są m.in. strażacy (jak na przykład ja), kierowcy MPK, policjanci, strażnicy miejscy, ratownicy medyczni oraz osoby nie związane z ratownictwem.

W jaki sposób pozyskują Państwo sprzęt?

Szkolimy z pierwszej pomocy, zarabiamy świadcząc usługi transportu krwi oraz preparatów krwiopochodnych. Dzięki szkoleniom udało nam się skompletować torbę PSP R1 z całym wyposażeniem. Gdy kupowaliśmy karetkę, każdy z nas dorzucił po parę tysięcy złotych. I tak krok po kroku dorobiliśmy się niezbędnego sprzętu.

Jak są wyposażone karetki?

Wspomniany kompletny zestaw PSP R1, defibrylator AED, ssak akumulatorowy , respirator i duża butla z tlenem. Dodatkowo, rzecz jasna, leki, kaniule itp. Brakuje nam laryngoskopu, choć mam nadzieję, że pojawi się wkrótce.

Czy to są karetki do przewozy poszkodowanych, czy tylko do udzielania pomocy na miejscu?

Głównie udzielamy pomocy na miejscu zdarzenia, choć w wyjątkowych przypadkach jako jednostka współpracująca z systemem Państwowego Ratownictwa Medycznego za zgodą koordynatora możemy przewozić osoby poszkodowane. Zakres naszych interwencji jest dość duży: od pomocy osobom, które zasłabły, po uczestnictwo w akcjach ratunkowych związanych z katastrofami np. w ruchu lądowym.

Jak można przystąpić do DOPR? Jakie uprawnienia trzeba mieć? Kursy?

Według naszego statutu wystarczy mieć dobrą wolę i chęć działania. To na początek. Poza tym kandydat nie powinien mdleć na widok krwi. Natomiast warunkiem koniecznym do brania udziału w naszych akcjach ratowniczych jest ukończenie kursu Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy. Wypada się pochwalić, że część naszej załogi zdobyła międzynarodowe uprawnienia instruktorskie EFR (Emergency First Response – przyp. red).

Jak wyglądają relacje pomiędzy pogotowiem ratunkowym a DOPR?

Początkowo nasi ratownicy byli postrzegani jako konkurencja. Również dla firm, które utrzymują się ze szkoleń w zakresie pierwszej pomocy czy zabezpieczenia medycznego (zabezpieczenia pod względem medycznym imprezy masowej – przyp. red.). Z czasem jednak to się zmieniło. Myślę, że wpływ na to miały nasze sukcesy. Czasem bowiem zdarza się, że na miejscu zdarzenia zjawiamy się przed służbami, np. pogotowiem, policją czy strażą pożarną.

Co zmieniłby Pan w Polsce w sposobie niesienia pierwszej pomocy?

Kilkakrotnie zetknąłem się z sytuacją, w której wezwane pogotowie nie dojechało na czas z miasta do wsi. Wiadomo też, że niemal w każdej wsi są strażacy, wśród których są przecież ratownicy i – co ważne – niejednokrotnie mają defibrylatory. W takich sytuacjach najprostszym rozwiązaniem wydaje się po wezwaniu pogotowia zadzwonić również po straż, która dojedzie do miejsca zdarzenia w kilka minut, a karetka z miasta w pół godziny albo więcej.

Rozmawiał Adam Chabiński

Ratownicy z DOPR szkolą dzieci przedszkolne. Fot. DOPR

18.07.2016
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta