×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Śmierć na dyżurze

Małgorzata Solecka
Kurier MP

W białogardzkim szpitalu po czterech dobach dyżuru umiera na zawał 44-letnia anestezjolog. Wiadomość trafia na czołówki mediów. Nic dziwnego, jest wstrząsająca. Dodatkowo – wpisuje się w gęstniejącą atmosferę w ochronie zdrowia. Wszystko wskazuje na to, że będą mogły ją wykorzystać wszystkie strony konfliktu.

Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

Szpital w Białogardzie to powiatowa lecznica, przekształcona przez samorząd w spółkę prawa handlowego. Bez efektów. Szpital nie zaczął sobie radzić lepiej i powiat podjął decyzję o wydzierżawieniu placówki prywatnej spółce Centrum Dializa z Sosnowca. Spółka zarządza szpitalem w Białogardzie od 1 stycznia – w tym czasie niezliczoną ilość razy interesowały się nim media.

Centrum Dializa: zarządzanie przez oszczędzanie

Zaraz na początku kontrowersje wywołały duże zwolnienia, które spółka tłumaczyła przerostem zatrudnienia (mimo że pierwszą restrukturyzację przeprowadzono przy okazji przekształcania szpitala). Potem opinię publiczną zbulwersowała wiadomość, że szpital chce na sześć miesięcy zamknąć dwa oddziały (anestezjologii i intensywnej terapii oraz wewnętrzny), ostatecznie zostały zamknięte tylko na kilka tygodni.

Na początku sierpnia zamknięty został liczący cztery łóżka OIOM. Powód? Braki kadrowe. „Umowy nie przedłużył jeden z lekarzy i nie było wymaganej liczby anestezjologów. Dlaczego specjalista nie chciał kontynuować współpracy? Rzecznik spółki zarządzającej szpitalem Wojciech Jejszczok powiedział, że dyrekcja została zaskoczona, bo lekarz zrezygnował w ostatniej chwili. – Nie wiem, dlaczego nie chciał kontynuować współpracy. Jeszcze w piątek wydawało nam się, że się porozumieliśmy i nie będzie takiej konieczności. Niestety musieliśmy zawiesić pracę – mówił w rozmowie z Radiem Szczecin.

Centrum Dializa z Sosnowca od kilku lat zarządza też szpitalem w Pszczynie. Zrobiło się o nim głośno w 2013 r., gdy Jerzy Owsiak odebrał szpitalowi przekazane wcześniej oddziałowi geriatrii specjalistyczne łóżka. Powód? Szpital przeniósł je na oddział kardiologiczny. Ale i w Pszczynie kontrowersji było znacznie więcej – w lipcu do szpitala wkroczyła któraś z kolei kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia, po tym jak media nagłośniły warunki, w jakich leczeni są pacjenci. Kontrola NFZ, przeprowadzona w 2012 r., skończyła się dla szpitala źle: stracił kontrakt na kardiologię i nefrologię. Kardiologia jednak w szpitalu została – bez kontraktu! – bo szpital podpisał umowę z Górnośląskim Centrum Medycznym. Pracownicy pszczyńskiego szpitala wielokrotnie mówili, że Centrum Dializa oszczędza dosłownie na wszystkim. A Andrzej Sośnierz w „Gazecie Wyborczej” w 2013 r. komentował: „To nie jest wzorzec. To woda na młyn przeciwników prywatyzacji”.

Śmierć zgodna z przepisami?

Rzeczywiście. Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy rzeczywiście prywatny właściciel stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa pracowników i pacjentów, może je stracić po zapoznaniu się z wtorkową wypowiedzą rzecznika spółki Centrum Dializa, Witolda Jejszczoka: - Pani doktor nie była naszym pracownikiem. Prowadziła działalność gospodarczą, dlatego czas pracy organizowała sobie samodzielnie. Zupełnie inna sytuacja byłaby, gdyby była naszym pracownikiem i my nie przestrzegalibyśmy Kodeksu pracy. Przepisy w tym przypadku nie zostały naruszone .

Problem polega na tym, że to samo mogłoby się wydarzyć w szpitalu działającym w formule SP ZOZ. Maratony dyżurów to codzienność również szpitali publicznych. Jesienią 2015 r. Najwyższa Izba Kontroli w raporcie poświęconym zatrudnieniu pracowników w służbie zdrowia nie pozostawiła w tej sprawie cienia wątpliwości.

„Liczne przypadki ciągłego, długotrwałego świadczenia pracy przez personel medyczny zatrudniony na kontraktach NIK stwierdziła w dziewięciu skontrolowanych szpitalach. Lekarz rekordzista miał przepracować nieprzerwanie 130 godzin. W ocenie NIK stan ten – choć prawnie dopuszczalny – może powodować, że fizyczne i psychiczne zmęczenie lekarzy będzie stwarzać ryzyko dla bezpieczeństwa pacjentów i samych lekarzy” – fragment raportu jest jednoznaczny.

Dwie trzecie lekarzy w skontrolowanych przez NIK 22 publicznych szpitalach (20 samorządowych, dwie placówki podległe ministrowi spraw wewnętrzny) pracowało w pewnym momencie (pod koniec okresu kontroli) na kontraktach. NIK przyznała, że ta forma jest korzystna dla pracowników – bo zarabiają więcej – natomiast szpitalom daje możliwość zapewnienia obsady lekarskiej na dyżurach. Zbyt mała liczba specjalistów sprawia, że tylko umowy cywilnoprawne pozwalają na zapełnienie grafiku. Bez możliwości obchodzenia przepisów prawa pracy, bo tym są de facto umowy kontraktowe, część oddziałów musiałaby zostać zamknięta.

„Prywatni” nie mają też monopolu na bezduszność. W 2011 r. w Głubczycach, w piątej dobie dyżuru, również zmarł anestezjolog. Po kilku miesiącach prokuratura, powołując się na opinię biegłych, stwierdziła, że powodem zgonu była choroba i że nie doszło do złamania prawa. Anestezjolog wszystkie usługi wykonywał na podstawie oddzielnych umów cywilno-prawnych jako podmiot gospodarczy. Jedna umowa dotyczyła pracy na bloku, druga – dyżuru w pogotowiu ratunkowym. „Lekarz zmarł w dyżurce podczas pełnionego na bloku operacyjnym dyżuru. Jak potwierdził w lipcu rzecznik szpitala, dr Tomasz Żorniak, lekarz przez cztery dni pełnił dyżury w pogotowiu. - To nie jest jakieś obciążenie - samo przebywanie w pogotowiu jest może nużące, ale tam obciążenia sensu stricto nie ma. Lekarz nie udziela wtedy porad ambulatoryjnych, są tylko wyjazdy - tłumaczył wtedy Żorniak komentując sprawę” – podawał portal tvn24.pl informując o decyzji prokuratury.

A na forach? „Lekarze są pazerni”

„Wszystko ta pogoń za pieniądzem. Pazerność zabija. Chcą się dorobić, to mają” – to jeden z wątków komentarzy, które pojawiły się pod pierwszymi doniesieniami z Białogardu. Marginalny, ale obecny. Drugi, znacznie silniejszy: dlaczego lekarze się przepracowują kosztem bezpieczeństwa pacjentów. Ci, którzy piszą o małej liczbie lekarzy i niedostatecznym finansowaniu służby zdrowia, a zwłaszcza pokazują związek przyczynowo-skutkowy między jednym a drugim faktem, są z miejsca posądzani o posiadanie dyplomu uczelni medycznej lub inny związek ze środowiskiem lekarskim. Pojawiają się kwoty, jakie lekarz „bierze” za dyżur. Tysiąc, dwa tysiące, trzy tysiące złotych. Za dobę, albo za weekend. Komentarze w stylu „nie znam się, ale się wypowiem” nie byłyby godne nawet chwili uwagi gdyby nie to, że w perspektywie jest wrześniowy protest pracowników medycznych. Również lekarzy.

Opinia publiczna będzie bombardowana informacjami (i dezinformacjami) na temat zarobków w służbie zdrowia. Przedsmak był już w czasie protestu w CZD, gdy minister, przedstawiając siatkę płac pielęgniarek w szpitalu, zaczął od zarobków kilkukrotnie wyższych niż te, o których mówiły protestujące pielęgniarki.

Przedstawiciele zawodów medycznych chcą walczyć o wzrost nakładów, o wyższe płace. Powodzenie tego protestu zależy jednak nie tylko od liczby tych, którzy 24 września stawią się w Warszawie, ale również (a może przede wszystkim) od tego, czy ze swoimi argumentami trafią do opinii publicznej.

10.08.2016
Zobacz także
  • Coś drgnęło?
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta