Ograniczenie czasu pracy do 48 godzin tygodniowo nawet przez tę część lekarzy, która już wypowiedziała klauzule opt-out utrudni funkcjonowanie szpitali, a część może nawet sparaliżować – ocenia dr Jerzy Gryglewicz z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. Ekspert zwraca uwagę, że nie jest to jedyny element, który utrudni funkcjonowanie placówek ochrony zdrowia w pierwszych miesiącach roku.
Fot. Małopolski Urząd Wojewódzki w Krakowie
- Ministerstwo Zdrowia informuje, że klauzule wypowiedziało 3,5 tysiąca lekarzy, również specjalistów. Pojawiają się zestawienia, że wobec wielokrotnie wyższej liczby lekarzy ogółem, problem nie jest istotny. Jednak jest, bo trzeba brać jako punkt odniesienia liczbę lekarzy zatrudnionych w szpitalach, których klauzule opt-out dotyczą – podkreślał dr Gryglewicz podczas piątkowej konferencji „Akademia Zarządzania Szpitalem 2017”. Już w tej chwili udział lekarzy z wypowiedzianymi opt-outami stanowi kilkanaście procent. Ekspert zwraca uwagę, że w wielu szpitalach większość lekarzy (lub nawet wszyscy) pracują na podstawie kontraktów, które zwykle wygasają 31 grudnia. Można się spodziewać, że część ograniczy liczbę dyżurów, część zaś podejmie próbę znaczącego podwyższenia stawki godzinowej, wiedząc że dyrektorzy szpitali będą mieć bardzo ograniczone pole manewru.
Jest to tym bardziej zdaniem dr. Gryglewicza prawdopodobne, że – co już sygnalizowaliśmy wielokrotnie w MP.PL – ministerstwo, wprowadzając przepisy dotyczące sieci szpitali zwiększyło liczbę koniecznych do obsadzenia miejsc pracy (poradnie nocnej pomocy lekarskiej, ale również poradnie pediatryczne, internistyczne i anestezjologiczne, które pojawią się w szpitalach na podstawie przygotowywanego do podpisu ministra rozporządzenia dotyczącego AOS).
Ważnym czynnikiem, który może skłaniać specjalistów do wypowiadania klauzul opt-out lub wręcz do składania wypowiedzeń z pracy są podwyżki wynagrodzeń, jakie od 1 stycznia otrzymają rezydenci specjalizacji, uznanych przez resort zdrowia za priorytetowe. Dr Gryglewicz podkreślał, że decyzja o specjalnym dodatku tysiąca złotych doprowadza do sytuacji, w której bardziej doświadczeni lekarze – czy to starsi rezydenci, czy specjaliści – będą zarabiać mniej od tych, którzy dopiero rozpoczynają prace. – Świat wymyślił lepsze sposoby wspierania rezydentów. Na przykład kredyty preferencyjne, które państwo może w znaczącej części umorzyć – mówił ekspert. Specjalny dodatek wzmocni tylko presję płacową ze strony starszych lekarzy, jak już pokazał przykład kilku placówek psychiatrycznych. – To dopiero się zacznie, część lekarzy nie ma pojęcia, jakie pieniądze ci najmłodsi lekarze mają po podwyżkach dostawać.
W ślad za lekarzami zaś, nie ukrywa ekspert, pójdą inne zawody medyczne, dla których jedyną propozycją jest ustawa o płacach minimalnych pracowników wykonujących zawody medyczne.
W kuluarach obecni na konferencji dyrektorzy szpitali nie ukrywali obaw, że ograniczenie przez lekarzy czasu pracy może wpłynąć na rozliczenia z NFZ a nawet, że może zagrozić utrzymaniem szpitala na dotychczasowym poziomie. Część oddziałów bowiem, kluczowa dla kwalifikacji do sieci, może być po 1 stycznia zagrożona ograniczeniem przyjęć pacjentów lub nawet czasowym zawieszeniem działalności.
